Serenada

Profil użytkownika: Serenada

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 4 lata temu
56
Przeczytanych
książek
56
Książek
w biblioteczce
16
Opinii
71
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Szary obywatel Rzeczypospolitej, który zamiast uczyć się do matury, wypełnia pola swojego nowego konta.

Opinie


Na półkach: ,

UWAGA
Recenzja zawiera śladowe ilości glutenu, spoilerów i orzeszków arachidowych. Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem, bądź farmaceutą, gdyż każda źle odebrana krytyka zagraża twojemu życiu i zdrowiu.
Zachęcona bardzo dobrym debiutem Pana Bartka, z wielką przyjemnością sięgnęłam po jego drugą pozycję. Nie ukrywam też, że przed przeczytaniem, postawiłam poprzeczkę naprawdę wysoko. Jednakowoż z wielkim żalem musze przyznać, że na Fałszywym Wilkołaku mocno się zawiodłam, a strącona poprzeczka spadła na ziemię z niemałym hukiem.
Bardzo istotny jest fakt, że przed wydaniem e-booka, historia publikowano w Internecie w formie powieści odcinkowej. Odnoszę wrażenie, że jest to główna przyczyna wystąpienia wielu błędów w konstrukcji powieści.
Fałszywy Wilkołak jest pierwszą częścią wielotomowego cyklu Wilczy Gryz, który nie spełnia podstawowych funkcji powieści „wprowadzającej” do swojego uniwersum. Po zakończeniu lektury nie wiedziałam o świecie przedstawionym wystarczająco wiele, by wczuć się w jego klimat i chcieć do niego powrócić. Dlaczego?
Przede wszystkim tempo fabuły jest okropne. Po kilku pierwszych znakomitych rozdziałach, wszystko nagle zwalnia i ustępuje miejsca zupełnie niepotrzebnym scenom, opisom i postaciom. Autor przez połowę książki ledwo porusza główny wątek, skupiając się na rozwijaniu romansu między głównymi bohaterami. W pewnym momencie intryga fantasy zostanie niemalże porzucona! W zamian za to czytamy jak bohaterowie słuchają muzyki, jak robią piknik (ten rozdział zasługuje na oddzielny felieton). Dowiadujemy się o przygotowaniach do koncertu. Czytamy jak postacie tańczą na imprezie. Jak patrzą na kopiec. Dosłownie. Tym czynnościom poświęcone są całe rozdziały, co spowolniło historię do granic możliwości. Raz po raz otrzymujemy tylko informację w stylu „noo, jeszcze nie wiemy nic w sprawie Tomka, bo czekamy na odpowiedź bogini”. „No dostaliśmy wiadomość po kilku rozdziałach, ale bogini uznała że będzie miała czas dopiero za kilka tygodni, więc musimy czekać”. „No pełnia będzie za dwa tygodnie, więc wy musicie czekać, a bohaterowie poboczni, gdzieś z tyłu, poza kartami historii zaplanują i zorganizują cały proces, który notabene byłby o wiele ciekawszy niż podróże motorem po Krakowie.”
W takim razie czy wątek romansowy był chociaż napisany dobrze? Nie wiem, nie znam się, ja inżynier jestem. Odnoszę jednak wrażenie, że gdyby główny bohater wcześniej się zorientował, że coś czuje do Tomasza, mogłoby być nieco ciekawiej.
W pewnym momencie Autor nagle przypomina sobie o czym właściwie miał pisać. Druga połowa książki jest nasączona akcją, występują walki, pojawiają się zapowiadani antagoniści, niektórzy giną, po prostu Meksyk. Miejscami tempo jest aż zbyt szybkie i nieraz musiałam wracać do poprzednich akapitów, by zrozumieć co się właściwie dzieje. Jest to przykra konsekwencja przydzielenia głównemu wątkowi zaledwie połowę potrzebnego „czasu antenowego”. Końcowa bitwa jest jednym wielkim nieporozumieniem, zbyt wiele dziur i niedociągnięć, antagoniści zachowują się w sposób zupełnie nielogiczny, bo inaczej zmietliby swoich przeciwników w trybie natychmiastowym. W pewnej chwili do głównego wątku dochodzi jeszcze jeden – równie ważny, co dodatkowo wszystko komplikuje.
Sposób prowadzenia poszczególnych rozdziałów nie posiada ciągłości, brak mu tej specyficznej, wciągającej płynności, co jest bezpośrednio wynikiem nieprzemyślanego sklejenia wszystkich kawałków w całość. Powieści odcinkowe i jednolite książki rządzą się swoimi prawami i często zrobienie z jednej formy drugą, bez odpowiedniego przygotowania, kończy się bardzo nieciekawym produktem końcowym. Poszczególne rozdziały są ze sobą połączone w rażąco sztuczny sposób. „Hej, pamiętasz o tym koncercie, na który cię zaprosiłem i odbędzie się za tydzień, czyli dwa rozdziały? Ano pamiętam. To do zobaczenia za dwa rozdziały!”
Źle rozplanowana akcja ciągnie za sobą kolejną, bardzo przykrą wadę. Bohaterów. W Szeptach narzekałam na postaci kobiece. W Wilczym Gryzie jest jeszcze gorzej. Tym razem jednak źle napisani bohaterowie nie ograniczają się wyłącznie do płci żeńskiej, ponieważ poza Krystianem i Tomkiem nie wspominam dobrze żadnej postaci. Ilość niepotrzebnych, ale zapychających miejsce osobowości jest zatrważająca. Gdyby wyrzucić Szymona, Huberta, Kaję i Wandę nie zmieniłoby się nic. Wszystkie wilkołaki i ich drużyny są dla mnie nie do odróżnienia. Pamiętam, że była tam na pewno jakaś przebojowa kobieta, ale za diabła nie potrafię przypomnieć sobie jej imienia i faktu czy była wilkołakiem, czy też czarownicą. W każdym razie nasze wilczki potrzebują znacznie więcej czasu, by czytelnik mógł się z nimi zapoznać i przywiązać.
Największym grzechem Pana Bartka jest jednak traktowanie niektórych swoich bohaterów. Sposób w jaki rozwiązał problem Huberta prosi się o pomstę do nieba. Nic nieznaczący bohater nagle zostaje wprowadzony w świat fantastyki, może się wykazać, udowodnić że nie jest pustą wydmuszką bez osobowości. I co? Zostaje mu wymazana pamięć jeszcze w tym samym rozdziale.
Przydługą recenzję skończę zaletami, będę się jednak streszczać, bo długość recenzji już przekracza moje najśmielsze oczekiwania.
Główni bohaterowie – W szczególności Tomek. Jego historia, przemiana, targające nim emocje i strach były opisane po mistrzowsku. Scena w hotelu oraz jej konsekwencje należą do moich ulubionych wątków. Postać Krystiana jest również bardzo dobra. Polubiłam go i z wielką chęcią śledziłam jego poczynania. Dostrzegłam też bardzo duże podobieństwo do Jana Głosa w zachowaniu i reakcjach na różne sytuacje. Jeżeli jest to celowy zabieg, to bardzo mnie zaintrygował. Jeżeli nie, to zaniepokoił.
Powiązanie z serią Szepty – Zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Szczerze nie miałam pojęcia, że uniwersum Szeptów i WG są w zasadzie jedną całością, więc nawiązania do historii były smaczkiem na wagę złota. Wystąpienie niektórych bohaterów oraz wspomnienie innych przyjmowałam z niemałym entuzjazmem.
Zakończenie – Wgniotło mnie w fotel. Tak jak końcowa bitwa była chaotyczna, tak zakończenie Autor opisał niesamowicie przejmująco. Dosłownie weszłam w skórę Tomka, odczuwałam jego emocje. A nieczęsto mi się to zdarza. Duży plus.
Wątek fantastyczny – Jeżeli już się pojawiał, to z wielkim hukiem. Rozdziały poświęcone słowiańskiej mitologii pisane były fenomenalnie, tym bardziej dziwi mnie stosunkowo mały udział takich wątków. Dajmy na to spotkanie z boginią Dewajtis. Opis towarzyszących nimf, zmiany w lesie związane z jej wizytą, sama rozmowa z pradawnym bóstwem… No cudowne jak łąka i miód (He He…) Pierwsze rozdziały Pan Bartek opisuje w sposób niemożliwy. Dosłownie czuje się tą magię, pozwala się jej porwać do przedstawionego świata. Czytelnik zachłannie chce więcej, pragnie zostać jego częścią.
Autor – Jakkolwiek to nie brzmi, sam Pan Bartosz wczuwa się w historię i jest to wyraźnie widoczne na kartach powieści. Osobiście uważam to za wielką zaletę. Czytają poszczególne wątki miałam wrażenie, że Autor wyobrażał sobie te sceny z pedantyczną wręcz dokładnością, a potem starał się swoje emocje przelać na papier. I to wychodziło mu bardzo dobrze. Między innymi dlatego czułam zawartą w akapitach magię.
Potencjał historii – Autor szykuje nam coś niesamowitego. To widać. Gdyby przysiadł nad historią, bezwzględnie wyrzucił masę niepotrzebnych rozdziałów i skupił się na wielu ważniejszych aspektach – jego historia wciągnęłaby tysiące czytelników.
Język – Nie chcę się powtarzać, mam takie same uwagi jak w Szeptach. Jednym słowem – super.
Recenzję napisałam ze względu na wieść o planowanym wydaniu wersji papierowej. Długo, bardzo długo zastanawiałam się nad zamieszczeniem jej na stronie. Mam nadzieję, że moja krytyka nie wywoła nienawiści, nie spowoduje podkopania wartości Autora, ani nie zniechęci go do tworzenia. Przed wydaniem papierowej wersji proponuję zatrudnienie profesjonalnego redaktora (Ci pracujący w wydawnictwach self-publish zazwyczaj nie spełnią swojej roli), albo znalezienie miejsca, w którym otrzyma pomoc od profesjonalistów. Sama znam w Warszawie różne, darmowe stowarzyszenia, jeżeli będzie chciał skorzystać, może się ze mną skontaktować. Z chęcią podzielę się informacjami. Oczywiście Pan Bartek zrobi jak będzie uważał.
Życzę sukcesów. Enter.

UWAGA
Recenzja zawiera śladowe ilości glutenu, spoilerów i orzeszków arachidowych. Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem, bądź farmaceutą, gdyż każda źle odebrana krytyka zagraża twojemu życiu i zdrowiu.
Zachęcona bardzo dobrym debiutem Pana Bartka, z wielką przyjemnością sięgnęłam po jego drugą pozycję. Nie ukrywam też, że przed przeczytaniem, postawiłam poprzeczkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szepty są pozycją, na którą trafiłam całkowicie przypadkiem. Po bezczelnej rewizji moich prywatnych opowiadań, znajoma oznajmiła, że po prostu muszę poznać twórczość „tego młodego chłopaka, bo zaczynał zupełnie tak jak ty teraz”. Potem okazało się, że to nie do końca prawda, ale moje osobiste przeżycia nie będą tematem poniższego tekstu.
Szepty. Pierwsza część, zgaduję, że wieloczęściowej serii o młodym szeptunie - Janie Głosie (to nazwisko się odmienia?). Los, tudzież wola autora sprawiła, że początek jego kariery ludowego uzdrowiciela był skokiem na głęboką wodę. W worku i kilogramem gruzu doczepionym do szyi. Tym gruzem okazały się być palące tatuaże, zanik tożsamości, brak aury, problemy z bezsennością, klątwy, niewidzialne potwory, wszędobylskie szepty i demon pecha na dokładkę. Całkiem ciężki ten balast, prawda?
Szepty wciągają. Wciągają jak jasna cholera i jest to zasługa kilku czynników.
Po pierwsze bardzo dobry język autora. Zgrabny, prosty, pozbawiony niepotrzebnych udziwnień i wepchniętych na siłę trudnych słów. Zdarzyło się kilka błędów i literówek, ale biorąc pod uwagę fakt, że za pozycją nie stoi żadne wydawnictwo, a książka nie przeszła profesjonalnej korekty, to można na to przymknąć oko. Fabuła prowadzona jest w bardzo dobry sposób. Jej tempo było dla mnie idealne, chociaż uważam, że akurat jest to kwestia indywidualna. Podczas czytania ani się nie nudziłam, ani nie łapałam zadyszki w rozpaczliwej próbie dogonienia myśli i poczynań bohaterów. Mitologia słowiańska jest ostatnio całkiem popularna, a tutaj sprawdziła się na piątkę. Problemy stawiane przed bohaterami są jasne i logiczne, a decyzje i motywy postaci sprawiają, że nie miałam wątpliwości czy w ogóle posiadają mózg. Historia jest płynna, nie posiada dziur fabularnych (no poza jedną), a motyw fantasy jest cudownie i logicznie wpleciony w naszą rzeczywistość. Jednym słowem konstrukcja świata przedstawionego, fabuła i język zasługują na najwyższą ocenę.
Ciężko mi zabrać się za ocenę bohaterów, bowiem są dla mnie jednocześnie najmocniejszą i najsłabsza stroną książki. Bo o ile męskie postacie kupiły mnie na całkowicie, tak z akceptacją żeńskich miałam niemały problem. Kobiety są tutaj wręcz koszmarne i zasadniczo dzielą się na dwa rodzaje – te, których mamy nie lubić i te, które mamy lubić. Pierwsza grupa dziewczyn posiada cechy będące nierozerwalnie kojarzone z pustymi dziuniami (dla przykładu pewna panna nazywa jednego z bohaterów Kacpi-Kacp. Kacpi-Kacp? Serio? Kto, ku*^a mówi takie rzeczy?). Są bez rozumu, bez znaczenia, bez czegokolwiek reprezentatywnego, ale za to plujące jadem w stronę „tych dobrych” bez konkretnego powodu. Największym rozczarowaniem była antagonistka książki. Jej do bólu przerysowane motywy i głupie zachowanie pod koniec historii sprawiły, że miałam ochotę rzucić laptopem o ścianę.
Druga grupa natomiast (te kobiety, co się lubi) powyższych cech nie posiada. I tyle. W konsekwencji otrzymaliśmy kilka bohaterek, które są mają tyle charakteru co kawałek tektury, ale przynajmniej wiemy, że nie są irytujące i mają dobre zamiary.
I tak do teraz nie rozróżniam członków rodziny Jana, a jedyne co pamiętam na temat Emmy to to, że ma tatuaże, rude włosy i pewną umiejętność.
Dobrze napisaną, żeńską postacią była Elżbieta Głos. Kochająca matka chodząca w starych jeansach i rozciągniętych bluzkach wręcz porażała swoją osobą. Fakt, że ta niepozorna kobieta może być śmiertelnie niebezpieczna, był niezaprzeczalny i doskonale przedstawiony. W ogóle mnie nie dziwi, że budziła strach nawet wśród wampirów i wilkołaków.
Czy niefortunne kobiece postacie przeszkadzały w lekturze? W zasadzie to w bardzo niewielkim stopniu. Większość z nich w ogóle nie wpływała na historię, część służyła tylko ekspozycji, niektóre dwa lub trzy razy zrobiły coś ważnego. Tak naprawdę bardzo istotna była tylko jedna z nich.
Teraz coś przyjemniejszego, czyli postacie męskie. Tutaj autor odwalił kawał znakomitej roboty. Wszyscy panowie posiadają bardzo ważną rolę, każdy z nich ewoluuje w taki lub inny sposób, dowiadują się czegoś o sobie, zaskakują, każą czytelnikom zastanowić się nad wieloma aspektami naszej ludzkiej natury. Nasi protagoniści są wręcz fenomenalni. Kacper – przystojny, doskonały w każdym calu, śmietanka elity (tak, specjalnie tak napisałam) swojego liceum, kochany i uwielbiany. Chłopak, którego nie imają się problemy i który nie myśli o niczym innym niż o sobie i swojej paczce. Droga, którą przeszedł, wyzwania, których się podjął, cierpienie, które nagle na niego spadło - to wszystko stworzyło bohatera z krwi i kości. Arnold, człowiek, który pod skorupą „typowego dresa” skrywa silne uczucia i inteligencję. Jego nieustępliwość w dążeniu do celu i ciągnące się za nim tajemnice dosłownie inspirują. Licho, czyli zło ukryte pod maską figlarnego uśmiechu. Sceny, w których występuje wywoływały dreszcze. No i na koniec mój faworyt, czyli protagonista całego tego przedsięwzięcia. Jan Głos. Młody, ufny chłopak, którego celem życia jest pomoc ludziom. Pomimo wieloletniego gnębienia ze strony rówieśników nie stracił wiary w człowieczeństwo. Jest szczery, dobry, a jego cięty język jest dla mnie wisienką na torcie. To niesamowite jak autor poprowadził tę postać. Naprawdę w niego uwierzyłam (w Jana, nie Autora). Uwierzyłam w jego niewinność, w jego gorącą wiarę w Boga, miłość i zaufanie do rodziny, chęć pomocy innym… Długo by wyliczać. Po prostu mnie kupił. Gdyby to było możliwe, już siedziałabym w autobusie do Księżyna z jakimś bólem zęba, czy czymś. W zasadzie to tylko ten cały doktor Dvigubai był nieco gorszą postacią. Miał tam jakiś cel, strzelał do ludzi, oszukiwał, w zasadzie to już nie pamiętam o co mu właściwie chodziło.
Reasumując, Szepty są książką, którą polecam z całego serca. Tytuł z całą pewnością zasługuje na promocję i uwagę. Pomimo kilku zgrzytów czekam na następne części. Biorąc pod uwagę fakt, że BartekSilver jest początkującym pisarzem, poradził sobie znakomicie. Życzę sukcesów. Enter.

Szepty są pozycją, na którą trafiłam całkowicie przypadkiem. Po bezczelnej rewizji moich prywatnych opowiadań, znajoma oznajmiła, że po prostu muszę poznać twórczość „tego młodego chłopaka, bo zaczynał zupełnie tak jak ty teraz”. Potem okazało się, że to nie do końca prawda, ale moje osobiste przeżycia nie będą tematem poniższego tekstu.
Szepty. Pierwsza część, zgaduję, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie przypominam sobie, by jakakolwiek książka, film albo cokolwiek innego tak bardzo podziałało na moją psychikę.
Kiedy mama przyniosła mi Autobiografię diabła, od razu zwróciłam uwagę na okładkę. Kombinacja czerni i czerwieni, zawsze kojarząca się z diabłem, sprawiała wrażenie bardzo tajemniczej i zmysłowej (wszak czerwień jest też barwą miłości). Już sam ten fakt wywołał u mnie pewnego rodzaju niepokój. Połączenie pożądania i bezsprzecznego zagrożenia to bardzo wciągająca i niebezpieczna mieszanka.
Uczucia, które zrodziły się podczas samego kontemplowania okładki (!) rozkwitły i zdominowały mnie podczas czytania.
Głównym bohaterem jest człowiek, którego życia każdy z nas stara się uniknąć. Życia, którego większość z nas niestety doświadczy. Clay - mężczyzna w średnim wieku- niewiele osiągnął i wiele stracił. Niespełniony pisarz, który nigdy nie zrealizował swoich marzeń. Który stracił swoją żonę. Którego marny żywot został zupełnie odmieniony w ciągu jednego dnia.
Podczas pierwszego spotkania z Diabłem, wręcz chciałam wykrzyczeć, by nie wierzył w żadne słowo Luciana. By wstał i odszedł. By powiedział nie i nie plątał się w coś, czego będzie potem żałował. Bohater oczywiście nie posłuchał i związał się z najniebezpieczniejszym wrogiem ludzkości.
Podczas lektury cały czas doszukiwałam się przekrętu, oszustwa, jakiegoś znaku, że zamiary Luciana nie są tak oczywiste. Bałam się go, jakby był realnym bytem. Wiedziałam, że jest niebezpieczny ale jednocześnie dałam się wciągnąć w jego historię z taką samą łatwością jak Clay. Irytowały mnie opisy z jego życia, denerwowałam się i tak samo jak on doszukiwałam się L. w kalendarzu spotkań.
Czytałam opowieść w szaleńczym tempie po drodze gubiąc gdzieś cel wyszukiwania przekrętów. I dzięki temu wszystkie pominęłam. Koniec książki wstrząsnął mną- delikatnie rzecz ujmując. Uświadomiłam sobie ile razy podczas czytania dałam się nabrać. Nie byłam pewna niczego, nie ufałam żadnemu słowu. Dałam się nabrać, pomimo wielu ostrzeżeń- tak jasnych, że mógbły odczytać je największy idiota.
Uświadomiłam sobie z rozbrajającą szczerością, że autorka tekstu doskonale mną zmanipulowała. A pytanie, które pojawiło się na końcowych stronicach książki, kazało mi się porządnie zastanowić nad moją przyszłością.

Nie przypominam sobie, by jakakolwiek książka, film albo cokolwiek innego tak bardzo podziałało na moją psychikę.
Kiedy mama przyniosła mi Autobiografię diabła, od razu zwróciłam uwagę na okładkę. Kombinacja czerni i czerwieni, zawsze kojarząca się z diabłem, sprawiała wrażenie bardzo tajemniczej i zmysłowej (wszak czerwień jest też barwą miłości). Już sam ten fakt wywołał...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Serenada

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [2]

Joanna Chmielewska
Ocena książek:
6,8 / 10
86 książek
8 cykli
2584 fanów
Anne Bishop
Ocena książek:
7,6 / 10
27 książek
4 cykle
Pisze książki z:
719 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
56
książek
Średnio w roku
przeczytane
4
książki
Opinie były
pomocne
71
razy
W sumie
wystawione
56
ocen ze średnią 6,7

Spędzone
na czytaniu
357
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
5
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]