Międzywojenne tajemnice i zbrodnia retro – wywiad z Piotrem Bojarskim, autorem książki „Mora”

Marcin Waincetel Marcin Waincetel
19.08.2022

Krwawe zbrodnie, nieoczywiste intrygi, płomienne uczucia i sekrety z dawnych lat. „Mora”, najnowszy kryminał Piotra Bojarskiego, to zachwycający kryminał retro, w którym odnajdą się nie tylko miłośnicy gatunku. Autor w sugestywny sposób opisuje bowiem wielką historię, tworząc uniwersalną opowieść o namiętnościach. I o tym właśnie, między innymi, rozmawiamy z Piotrem Bojarskim w specjalnym wywiadzie, do którego pretekstem jest premiera książki „Mora” wydanej przez Znak Horyzont.

Międzywojenne tajemnice i zbrodnia retro – wywiad z Piotrem Bojarskim, autorem książki „Mora” Materiały wydawnictwa


[Opis wydawcy] „Mora” to powieść kryminalna, której akcja toczy się w latach 30 XX wieku.

Poznań, rok 1934. W tajemniczych okolicznościach ginie dawny towarzysz broni Zbigniewa Kaczmarka. Komisarz nie wie, że to dopiero początek serii brutalnych zbrodni. W mieście grasuje bezwzględny morderca, który wyzywa Kaczmarka na niebezpieczny pojedynek. Stawka będzie bardzo wysoka – celem padają osoby z dawnego otoczenia komisarza. Czy coś zagrozi także jemu?

Śledztwo przeradza się w wyścig z czasem, w którym Kaczmarkowi sekunduje aspirantka z Warszawy. Co oznaczają tajemnicze broszki, które morderca podrzuca swoim ofiarom? Czy to możliwe, że za zabójstwami stoi kobieta? Policjantka Barbara Przysługa zmierzy się z najważniejszą zagadką w swojej dotychczasowej karierze. Czy podoła? Czy razem z komisarzem Kaczmarkiem znajdzie mordercę, zanim ten zdąży zrealizować swój plan?

Marcin Waincetel: Piotr Bojarski – pisarz i publicysta, z wykształcenia historyk. Autor licznych powieści kryminalnych i historycznych, a także kilku reportaży. Co sprawiło, że zdecydował się pan popełnić zbrodnię? Co prawda tylko w wymiarze literackim, ale jednak. Innymi słowy, pytam o to, dlaczego zdecydował się pan tworzyć w konwencji kryminalnej, w dodatku spod znaku historii retro.

Piotr Bojarski: Bo zwyczajnie lubię tę epokę, czyli okres międzywojenny. Poznałem go lepiej, pisząc pracę magisterską podczas studiów na UAM. To był inny świat, może Polska była wtedy biedniejsza i życie w niej było trudniejsze, ale miało niebywały koloryt. Nie tylko z racji tego, że Polska była wtedy krajem wielonarodowościowym. Także z powodu panującego wówczas klimatu, przywiązania do zasad, poczucia honoru. Ten świat może nie lśnił czystością czy nie był idealny, ale był na swój sposób fascynujący, wciągający. Dla autora wrażliwego na smaczki z epoki jawi się jako wymarzone decorum. A dlaczego formuła kryminału? Bo jest bardzo pojemna i elastyczna. Nigdy nie piszę kryminału dla samej sensacyjnej intrygi. Zawsze zależy mi na tym, by przy okazji „sprzedać”, zmieścić w powieści kilka autentycznych postaci czy prawdziwych, choć nieznanych powszechnie historii.

Podobno Zbigniew Kaczmarek, bohater pana najnowszej książki „Mora”, miał się pojawić tylko w jednej powieści. Tymczasem od momentu jego pojawienia się mija już mniej więcej 11 lat. W jaki sposób mógłby pan przedstawić Kaczmarka nowym odbiorcom? Czy pamięta pan pierwszy impuls do spisania opowieści o komisarzu?

To prawda, Kaczmarek miał być bohaterem jednej powieści – „Kryptonim Posen” – mojego literackiego debiutu, w dodatku rozgrywającej się w wykreowanej na potrzeby książki historii alternatywnej. Ale pierwsze pozytywne głosy czytelników zachęciły mnie do kontynuacji opowieści o karierze śledczego o typowo poznańskich cechach. Odczuwałem bowiem brak takiego bohatera, osadzonego konkretnie w przedwojennym Poznaniu. Lublin miał już Zygę Maciejewskiego – bohatera stworzonego przez Marcina Wrońskiego, Wrocław – Eberharda Mocka wykreowanego przez Marka Krajewskiego. A międzywojenny Poznań w roku 2011 ciągle był w tej dziedzinie słabo reprezentowany. Postanowiłem to nadrobić.

Dla nowych czytelników faktów kilka: komisarz Zbigniew Kaczmarek to osobnik nieco gburowaty i nerwowy, ale w swojej śledczej robocie zawzięty i solidny. W „Morze” to mężczyzna pod czterdziestkę, z I wojną światową w życiorysie, spędzoną w okopach armii niemieckiej, który drogą dezercji „urwał” się ze smyczy, by trafić do konspiracji i powstania wielkopolskiego, a potem pod Lwów i na front wojny z bolszewikami. Jego burzliwą młodość i początki śledczych inklinacji opisałem w dwóch powieściach historyczno-sensacyjnych – w „Cwaniakach” oraz „Na całego”. Potem zaciągnął się do policji – i w ten sposób już w siedmiu tomach serii prowadził różnorakie śledztwa, wymagające żelaznych nerwów i konsekwencji.  

„Mora” to powieść, która przenosi nas do Poznania roku 1934. Punktem wyjścia jest tajemnicza śmierć dawnego towarzysza broni Kaczmarka, co jest równocześnie początkiem serii brutalnych zbrodni. W mieście grasuje bezwzględny morderca, który wyzywa Kaczmarka na niebezpieczny pojedynek. Giną osoby z bliskiego otoczenia komisarza. Jednak gra toczy się chyba o coś więcej. Mówi się, że zło bywa banalne, ale też prawdziwie przerażające. Skąd w ludziach bierze się imperatyw, aby przekroczyć granicę sprawiedliwości?

Z różnorakich pobudek. W przypadku bohaterów mojej książki istotnym motywem jest chęć zemsty. Więcej nie ujawnię, ale świat od wieków jest taki sam, a ludzkimi czynami rządzą od starożytności podobne motywacje: chęć rewanżu, chęć zysku, chciwość, zazdrość, zawiść. Jesteśmy tylko ludźmi, z całą dozą słabości i kompleksów. Emocje i skłonności psychopatyczne tworzą często wybuchową mieszankę, która nie uznaje granic. 

Śledztwo przeradza się w wyścig z czasem, w którym Kaczmarkowi sekunduje aspirantka z Warszawy. Co oznaczają tajemnicze broszki, które morderca podrzuca swoim ofiarom? W swojej książce potrafi pan podsuwać i zacierać ślady, dając poczucie satysfakcji czytelnikom, którzy czekają na rozwiązanie pasjonujących intryg. Co było dla pana właśnie największą satysfakcją w czasie kreowania fabuły? A co stanowiło największe wyzwanie?

Najwięcej radości dało mi budowanie postaci. Bo wielu bohaterów „Mory” istniało naprawdę. Na przykład Sam Sandi, arcyciekawa postać przedwojennego Poznania, która przeżyła tu ostatnie lata swego życia. Czarnoskóry wykidajło w restauracji Palmarium, wzmiankowany przez ówczesną prasę poznańską, miał nie do końca znaną przeszłość, ale nawet z okruchów tego, co wiemy o nim pewnego, dało się zbudować intrygujący portret. Były uczestnik brutalnych walk w cyrku Staniewskich w Warszawie, z drugiej strony troskliwy mąż i ojciec, wreszcie były żołnierz armii powstania wielkopolskiego. Gotowy bohater na karty powieści – grzechem byłoby nie skorzystać!

Najtrudniejsze było fabularne powiązanie „Mory” z wcześniejszymi „Cwaniakami” i „Szmerami”. Wreszcie domknięty został pewien wątek z powieści: „Cwaniaki” – „Na całego” – „Szmery” i „Mora”. Jaki? Tego nie zdradzę.  

Z zapowiedzi „Mory” dowiadujemy się o nierozstrzygniętych sprawach, wykluczających się informacjach i pytaniach, które powinny rezonować w głowie czytelników podczas lektury. Czy to możliwe, że za zabójstwami stoi kobieta? Policjantka Barbara Przysługa, która współpracuje z Kaczmarkiem, zmierzy się z najważniejszą zagadką w swojej dotychczasowej karierze. Czy podoła? Czy razem z komisarzem Kaczmarkiem znajdzie mordercę, zanim ten zdąży zrealizować swój plan? Co jest właściwie najważniejszym motywem „Mory”? Z jaką intencją pisał pan swoją opowieść?

Chciałem napisać fabułę, która powiąże w jedną opowieść kilka autentycznych historii i osób, jednocześnie ukazując specyficzną atmosferę roku 1934. Warto wspomnieć, że akcja książki – co ma znaczenie – toczy się raptem kilka miesięcy po podpisaniu przez Polskę i III Rzeszę paktu o nieagresji. Ludziom żyjącym wtedy w Polsce przez moment mogło się wydawać, że odsunięte zostało na dalszy plan ryzyko wojny z silnym sąsiadem. Mało tego: obie strony „z urzędu” starały się wykazać, że zapałały do siebie prawdziwą miłością: organizowano wymiany dziennikarzy i młodzieży, a także wspólne rozgrywki sportowe. To właśnie w ramach tego ocieplenia do Poznania przyjechała ekipa pięściarska Niemiec, by na terenie Targów Poznańskich rozegrać mecz z bokserami reprezentacji Polski. Ten wątek dał mi okazję do tego, by zaprezentować czytelnikom postać Szapsela Rotholca, żydowskiego boksera z reprezentacji Polski, który w trakcie tego historycznego meczu pokonał faworyzowanego Niemca. A przy okazji – odtworzyć towarzyszącą temu atmosferę pewnej nieszczerości czy sztuczności w ówczesnych zachowaniach obu stron. A już z pewnością ogromnej nieufności. Jak pokazały późniejsze wydarzenia, nieufności całkowicie uzasadnionej.

Zastanawiam się, jak wyglądała praca koncepcyjna i warsztatowa nad powieścią. Zbieranie dokumentacji, a następnie przetwarzanie jej na literacki materiał? Bo z posłowia dowiadujemy się, że prawdziwe w tej powieści są niemal wszystkie cytaty z ówczesnych polskich gazet. Zwłaszcza te, które wychwycił podczas lektury w Bazarze pięściarz Rotholc. To buduje szczególny nastrój opowieści.

To był zabieg wprowadzony z rozmysłem. Przedwojenna prasa, choć często mało rzetelna, świetnie oddaje ducha ówczesnego społeczeństwa, jego problemy. Emocje, które nim targały. Na przykładzie ówczesnych poznańskich gazet można się przekonać, że np. antysemityzm w II RP wcale nie był incydentem – on z każdym rokiem rósł w siłę. Oczywiście dla mnie najistotniejsze były te newsy, które odzwierciedlały wówczas rzekomy przełom w relacjach polsko-niemieckich. Lubię tropić takie wątki. One doskonale oddają klimat czasów i pobudzają wyobraźnię. 

Społeczno-kulturowy obraz epoki, nawiązania do sportu i polityki, oddanie kolorytu codzienności, która nie jest jeszcze naznaczona wojną, choć w powietrzu czuć określone napięcie – „Mora” to wielowątkowa i wieloaspektowa historia, która nie może pozostawiać obojętnym. Bo z jednej strony to doskonała rozrywka, z drugiej zaś swoisty przewodnik po Poznaniu minionego stulecia. Czy kryminały w ujęciu retro mogą być mrocznym odbiciem rzeczywistości?  

Mogą i są. W Polsce wielu autorów dba o pieczołowite oddanie realiów dawnego życia. Mam wrażenie, że akurat polskie kryminały retro stoją na wysokim poziomie. 

Literacką fikcją – ale jakże ciekawą, zabarwioną różnymi namiętnościami – jest motyw porachunków polskiej policji z Erichem Rüdigerem (choć on sam jest postacią historyczną). Podobnie fikcyjna jest postać Eriki Gnadenstein, która pojawiła się także na kartach kryminału retro „Szmery”. Skąd wziął się pomysł wyjściowy na intrygę w tym zakresie?

Bardzo zależało mi na tym, by akurat w tym tomie wprowadzić mocną postać kobiecą, która zdominuje fabułę. A skoro taka się pojawiła, przyszedł mi do głowy kolejny pomysł – żeby jej przeciwstawieniem, dopełnieniem była druga kobieta, postawiona po przeciwnej stronie barykady. A że od dawna zamierzałem wykorzystać w książce znany mi motyw przedwojennej Policji Kobiecej, wątek rozwinął się w zasadzie sam, owocując postacią wspierającej Kaczmarka aspirantki Barbary Przysługi. To z kolei dało mi okazję do „zagrania” nieufnością komisarza do śledczej w spódnicy. Nieufnością, którą ta ostatnia skutecznie przełamuje.  

Jakich wartości w literaturze szuka Piotr Bojarski? Pytanie odnosi się zarówno do sfery literackich doświadczeń, ulubionych książek i autorów (nie tylko, choć zwłaszcza ze sfery kryminału historycznego i sensacji), jak również własnych fabuł, czyli tego, co jest najważniejsze (motywy, tematy) w książkach sygnowanych nazwiskiem Bojarski.

To trudne pytanie, bo odwołuje się do sfery często nie do końca sobie uświadamianej. Odpowiem tak: cenię sobie fabuły, które – ubrane w kostium różnych epok – opowiadają o nieustającej walce dobra ze złem. Jeśli fabularne opakowanie powieści jest dodatkową wartością i pozwala przemycić coś więcej, niż tylko zakręty opowiadanej historii, wtedy czuję się ukontentowany. Od zawsze podobają mi się książki Artura Pereza-Revertego. Hiszpan potrafi w niesamowity sposób łączyć swoją erudycję z sensacyjnym sposobem prowadzenia fabuły. Lubię też książki Akunina, przede wszystkim za sposób budowania przez niego klimatu powieści. Świetna jest seria kryminałów retro Philipa Kerra… No i uwielbiam niemiecki serial kryminalny retro „Babilon Berlin”! Staram się, by moje książki były możliwie idealnym melanżem tego, co prawdziwe, z tym, co prawdziwe być mogło. Oferuję tym samym czytelnikom znacznie więcej niż tylko fikcyjną historię powstałą w głowie autora.

Co z przyszłością? Zarówno Piotra Bojarskiego, jak również Zbigniewa Kaczmarka? Jakich tytułów możemy spodziewać się w najbliższym czasie?

Od pewnego czasu pracuję nad powieścią sensacyjną rozgrywającą się współcześnie. Z nawiązaniem do atmosfery życia w dzisiejszej Polsce. Skłamałbym jednak, mówiąc, że pisanie idzie mi lekko. Chyba jednak lepiej czuję się w przeszłości. Niewykluczone więc, że w tzw. międzyczasie zdarzy mi się skok w bok – i znowu wrócę do kryminału retro. Śledczych zadań dla Binia z pewnością nie zabraknie.

Powieść „Mora” jest już dostępna w sprzedaży!

Artykuł sponsorowany


komentarze [3]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
pebro  - awatar
pebro 22.08.2022 11:13
Czytelnik

Jak dotąd to wszystkie powieści Bojarskiego, które przeczytałem mi się podobały, więc i tą z chęcią przeczytam. Szczególnie uderzająca w każdej z pozycji jest dbałość o szczegóły historyczne (wykształcenie zobowiązuje). 
Moim marzeniem jest aby Zbigniew Kaczmarek i Antoni Fischer (Ćwirlej) spotkali się na kartach tej samej powieści. Ciekawe, czy prowadzili by wspólnie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
AgaGaga  - awatar
AgaGaga 19.08.2022 19:46
Czytelniczka

Pan Piotr świetnie pisze, a jeszcze lepiej opowiada!!! Kupię sobie Morę na Grandzie, to będę mieć z autografem. 
Wstyd się przyznać, ale i Na całego i Cwaniaków  mam wciąż w kolejce do przeczytania.... Ale jak już będę mieć trzecią część, to od razu przeczytam hurtem. Howgh. Chociaż jeżeli lata 30-te w Poznaniu, to raczej sicher. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marcin Waincetel - awatar
Marcin Waincetel 19.08.2022 15:00
Oficjalny recenzent

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post