-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Cytaty z tagiem "literatura niemiecka" [9]
[ + Dodaj cytat]Należałoby wydać ustawę zobowiązującą rekinów finansowych przemysłu farmaceutycznego do przymusowego poddawania się testom na skutki działania leków. Wyższość takiego rozwiązania jest wręcz oczywista: osoby te odznaczają się przeważnie dużo lepszym zdrowiem niż większość wycieńczonych zawodowych probantów, a ponadto przy swoich zarobkach mogłyby sobie pozwolić na dużo dłuższe urlopy i wyjazdy zdrowotne. Liczba testów gwałtownie by zmalała, ograniczając się do rozsądnego minimum.
- Wiedział pan od znajomych cudzoziemców, sąsiadów, że mają ciężko. Kiedy sam „stał się” pan Turkiem, co było najbardziej zaskakującego?
- Niesamowita pogarda, której doświadczaliśmy. Nie byliśmy ludźmi, tylko wołami roboczymi. Nawet najniżej postawiony niemiecki robotnik rządził się, popychał nas, uważał za zwierzęta żyjące tylko po to, żeby harować. Znowu pojawiło się słowo „Herrenmensch”, którego używali naziści w stosunku do siebie, ludzi władzy, panów człowieczeństwa.
Wyciągnąłem wnioski z dawnej postawy lewicy i zachodnich intelektualistów wobec Wschodu. Także z mojej własnej postawy. Z tego, że nie zauważało się różnych nieprawości, bo tak było wygodniej, ważnych rzeczy się nie dociekało. Dziś Zieloni czy SPD też zamykają oczy na różne sprawy. Ochoczo krytykuje się chrześcijaństwo, rozprawia o inkwizycji, a nie mówi się o tym, co się dzieje tutaj w społecznościach islamskich, a dzieje się tam czasem makabra.
Wallraff, zanim stał się Alim, pracował jako dziennikarz, wydał kilka książek. W reportażach opisywał, jak łamane są prawa pracowników w hucie Thyssena (bez maski sprzątał tam pył szklany), w fabryce Siemensa, Forda, w koncernie ubezpieczeniowym Hansa Gerlinga. „Po moich tekstach wzmagały się kontrole, nakładano kary i zmuszano do poprawy warunków pracy. Zarządy zaczęły się bać. W biurach personalnych tych firm wywieszono »list gończy« z moim zdjęciem” -opowiadał. Poczuł siłę słowa. I moc wybranej przez siebie metody. Kiedy był Alim, mógł zadać każde pytanie. Bo Alego traktowano jak idiotę, rozmówcy nie mieli się przed nim na baczności. W swoich łgarstwach szli na całego, bez trudu dało się je rozszyfrować. Gdyby wystąpił w roli reportera, uraczono by go półprawdami, mową-trawą.
Do dziś zresztą nie wiem, j a k prawdziwy obcokrajowiec radzi sobie z codziennymi upokorzeniami, z oznakami wrogości i nienawiści. Wiem już natomiast, c o przychodzi mu znosić i jak daleko można się w tym kraju posunąć w pogardzie dla drugiego człowieka. Coś z apartheidu mamy tu, wśród nas, w naszej d e m o k r a c j i. To, co przeżyłem, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. W sensie negatywnym. Oto w moim własnym kraju zetknąłem się z sytuacjami, które zwykle spotkać można jedynie w podręcznikach historii traktujących o dziewiętnastym wieku.
Potem znowu pańszczyzna na mrozie, od którego człowiek sinieje i dygoce. Po sześciu godzinach pracy w tych warunkach Jussuf, Tunezyjczyk, rzuca krótki komentarz, trafiając w samo sedno: - Lodowe piekło. - Po czym dodaje:
- O niewolników bardziej kiedyś dbali. Oni przynajmniej byli coś warci i każdy chciał jak najdłużej korzystać z ich pracy. A my? Wszystko jedno, kiedy który się wykończy. Dosyć nowych czeka na robotę.
Majster od Thyssena kontrolujący naszą pracę powiedział kiedyś do Yuksela, który dostał w czasie pracy napadu kaszlu i rzężąc, domagał się maski przeciwpyłowej: „Dla was nie ma. A żelazo jest zdrowe. Dobre na krew. Jak się już wystarczająco nałykasz tego żelaznego pyłu, to będziesz sobie mógł przyłożyć do piersi magnes i nawet nie spadnie”.
Nie mam wykształcenia. Nigdy nie miałem skłonności do abstrakcyjnego myślenia, chciałem działać i w ten sposób nauczyłem się dziennikarstwa. Moje uniwersytety to były fabryki, zakłady pracy, azyle dla bezdomnych. Zaczynałem od lakierni w zakładach Forda, piekła, w którym wcześniej pracował mój ojciec. Umarł, kiedy miałem szesnaście lat, zostawiając matkę bez środków do życia. Była zbyt dumna, żeby zwrócić się o pomoc socjalną. Wcześnie poszedłem do pracy, żeby pomóc.
Potem przebrałem się za człowieka interesu i pojechałem do Hamburga, do Hahna. Podałem się za przedstawiciela HIAG, stowarzyszenia samopomocy byłych członków Waffen-SS, które pomaga dawnym esesmanom i gestapowcom. Otworzył się przede mną, powiedział, że nic mu nie grozi, bo ma świetne kontakty w sądownictwie. Zawsze dają mu cynk, jeśli coś niepokojącego się wokół niego dzieje. Jego szwagier jest jednym z głównych generałów w NATO.