cytaty z książek autora "Liliana Hermetz"
W życiu ludzie mijają się i nie spotykają kiedy powinni, a wątki wędrują równolegle niezależnie od siebie. I nie ma żadnego porządnego Narratora, który by tym solidnie zarządził.
(...) rządy nad państwami, nad kontynentami, ziemią i ludźmi wcale nie należą do najmądrzejszych, a jedynie skuteczniejszych w walce o wpływy. Bez wątpienia inteligentniejszych od innych, bo tę walkę wygrywających. Ale jak wszyscy wiemy, nie ma to często nic wspólnego z mądrością. Ani z wykształceniem.
Cała obcość i swego rodzaju niestosowność tego świata wobec świata, z którego przybywali, zapierała dech w piersiach, ustawiała ich raz na zawsze niżej w hierarchii i wytrącała z jakiej takiej równowagi, I właściwie zaraz chciało się wracać i myśleć, że to był tylko sen, a prawdziwa prawda jest u siebie, i w domu, i w kraju.
Widziała, jak odchodzą w samotności ludzie i zwierzęta, ale nie można naprawdę jeszcze wiedzieć tego, że zawsze się umiera w samotności.
Przecież nikt nie pamięta niemowlęctwa, tego archaicznego wieku w krainie matki olbrzymki, i przeczyta się o tym wiele lat później u tych, którzy to odkryli, a niektórzy nie odkryją tego nigdy, jak nie odkryją wielu rzeczy, praw i prawideł rządzących ich własnym życiem, których piękno może i objawi się w godzinie śmierci, w psalmie lub wierszu, ale i tego nie można być pewnym.
Ale czy polską familię naprawdę obchodziło życie tej francuskiej? I odwrotnie. Czy w ogóle możliwe było przez te wszystkie powojenne lata jakieś głębsze porozumienie rodzin porozrzucanych poza granicami? Rozdzielonych, składających na nowo swoje życie i tożsamości, bez dzielenia się na tych i tamtych, biednych i bogatych, zawstydzonych i zawstydzających się nawzajem? Wstyd ma zresztą to do siebie, że się skrywa i odbudowuje, przybiera różne maski i można doprawdy wcale go nie rozpoznać.
A jednak kamery tego świata obróciły się dupą do takich jak Mila i Stach, jak by powiedziała Zofia. Nie tylko dlatego, że nie mieścili się w ustalonych kanonach piękna, lecz też dlatego, że byli zwykli i prości. I oni przegrali tę wojnę, tak jak przegrają wszystkie wojny świata, choć mają zdecydowaną przewagę liczebną.
I tak właśnie ludzie tworzą sztukę, z obiektów, obrazów i wspomnień, i niektórym udaje się z tym połączyć niewidzialnymi kabelkami, a niektórym nie, i nie wiadomo, dlaczego tak jest.
Ludzie tu bardzo dbają, żeby się cmentarz pięknie prezentował. I nieważne, kto tam jaki był i ile mąż pił, i czy bił. Teraz zasnął w Panu, przeszedł w stan dostojeństwa, spuszczający zasłonę niepamięci, niczym żałobny woal, na niejedną wdowę, która siedząc na ławeczce z należytą powagą, może go wreszcie szanować i wspominać samo dobre. Kto tam zresztą wie, o czym myślą wdowy i wdowcy, siedząc u boku swoich zmarłych połówek.
A z przeszłością nie jest tak jak z zimnem u Kseni, przed którym się Ksenia zasłaniała porozwieszanymi wszędzie kocami. Nie da się przed nią schować, bo jest podstępna, cierpliwa i chadza tajemniczymi i dziwnymi ścieżkami.
Dopiero teraz zrozumiała, że wieczność byłaby straszna i jest nie do przyjęcia dla ludzkiego rozumu. Ona ma jeszcze to szczęście, że się budzi i realność nadaje właściwą miarę rzeczom, dopóki są.
Jak ty masz dziecko, to jest zawsze wielkie ryzyko. Nie wiesz, jakie ono będzie, kim ono będzie. Nie możesz wiedzieć, czy do końca będziesz go mieć. Ono będzie żyć dla siebie tak czy tak.
Co do Rolanda, nie mógł się wtedy domyślać, że charakteru łatwego to ona nie ma, ani też co tak naprawdę kryje się za jej nieśmiałością, skąd ta pruderia i czemu często boli ją głowa. Prosty alzacki chłopak, do niedawna żołnierz, nie wiedział jeszcze zbyt wiele o życiu i nie pojmował, że ta drobna Polka jest wciąż nieutulonym dostatecznie dzieckiem. Że jej deficyty uczuciowe są ogromne, a ciosy zadane przez mężczyzn tak bolesne. I że jedynym dotąd dobrym dla niej mężczyzną był dziadzio, którego też utraciła. Nie mógł też wiedzieć, jak udało jej się przetrzymać mrozy, kiedy licho ubrana i głodna kopała rowy w zamarzniętej ziemi.
Ona była od tego, żeby pomagać, wysyłać, rozumieć, i nikomu nie przychodziło do głowy, żeby się w troski Marysi wsłuchiwać. Symbole nie są przecież do ludzkiego słuchania. A ona była dla nich symbolem i marzeniem o lepszym świecie.
Irene nie pamięta wielu faktów, wydarzeń. Trudno jej osadzić zdarzenie w szerszym kontekście. Pamięta szczegóły, emocje, a czasem swoje myśli z tamtego czasu. Myśli, że pamięta myśli. Kiedy ją zapytać, w jaki sposób przechowuje się przeszłość w swojej pamięci, jeśli się o niej nie mówi, odpowiada, że nie umie tego wytłumaczyć, ale przeszłość była z nią cały czas. Zawsze czuła, że gdyby spojrzała przez lewe ramię, zobaczyłaby to wszystko jeszcze raz. Ale nie patrzyła przez to lewe ramię. Skoro przeżyła wojnę i poniewierkę, to zdecydowała się przejść na stronę życia. A bycie na stronie życia oznacza według niej i radość, i szczęście, i ból, i smutek, i łzy, i samotność.
Jeśli wybierasz życie, bierzesz na siebie ryzyko, że nie wszystko ci się uda. Może uda ci się praca, ale mniej rodzina, może będziesz wiedzieć, co to ta prawdziwa miłość, a może się nie dowiesz. Możesz mieć dobre zdrowie, ale zaginie ci dziecko. Nigdy nie da się powiedzieć naprzód, jak to będzie. Jakie to życie będzie. Boisz się tylko, żeby się taka wojna nie powtórzyła.
Czemu tak wleczemy za sobą tych swoich umarłych? - duma sobie coraz częściej Eulalia.