cytaty z książki "Małe Licho i tajemnica Niebożątka"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Świat byłby niepełny, gdyby żyli na nim sami zwyczajni ludzie. Zwyczajni ludzie robią mnóstwo zwyczajnych rzeczy, bez których nie umielibyśmy żyć. Ale to dziwni ludzie wspinają się na najwyższe szczyty gór, latają w kosmos, patrzą godzinami w gwiazdy. Przekraczają granice światów... albo zdrowego rozsądku. Albo piszą książki.
[...] Bożek, który bałaganił tak, jak oddychał, czyli bez zaangażowania świadomości [...] na co dzień Bożek nie tyle sprzątał swój pokój, ile na bieżąco zarządzał panującym tam chaosem.
Z dziwactwem trzeba walczyć, jeśli staje się brzemieniem.
- Tęskniłem za tobą - zabulgotał czule glut, nie przestając kleić się do Konrada.
- Ja również, ale czy mógłbyś...no wiesz... trochę ogarnąć cielesność...? Bo mi ciekniesz za kołnierz.
Trza się było, bratku, przebrać za brak internetu. Byłaby groza, HO-HO-HO!
- Miałam nawet prawie prawdziwy łuk i kołczan, dopóki nie dziabnęłam Daniela strzałą w oko.
- Niechcący?
- Niekoniecznie. Widzisz, Daniel nie ogarniał konceptu przestrzeni osobistej. Strzałę w oku ogarnął już bez trudu.
Czuł tyle, ile jeszcze nigdy w życiu – i złość, i strach, i wstyd, i bezsilność, i przykrość, straszliwą, okropną przykrość. Taką przykrość, że aż go piekła w oczach i drapała w gardle, chociaż przecież wcale nie chciało mu się płakać.
Stary dom czekał na ich powrót. Może i był inny niż wszystkie domy, trochę dziwaczny, bardzo zagracony i strasznie skomplikowany wewnętrznie, lecz za to ciepły i przytulny.Bezpieczny. A do tego zawsze pachniało w nim miłością i świeżym ciastem.
Po prostu czuł, że tak trzeba, że aby pójść dalej do przodu, musi coś za sobą zostawić.
Bożek poszedł do szkoły, między dzikie dzieci. Musi je teraz oswoić, nadrobić wszystko, czego one uczyły się od maleńkości. I musi sobie radzić z tym sam. A to n ie jest łatwa sprawa z tymi dziećmi.
- Ja bym z nim poszło...
- Byś poszło - przytaknął Turu - i my byśmy też poszli, ale nie pójdziemy. Nie tym razem. Tym razem możemy go tylko wspierać. Znosić cierpliwie te jego fochy, mówić tłumaczyć, przypominać o tym co naprawdę ważne...
- Ale on nie nie słucha! - zaprotestowało Licho.
- Ale słyszy - zauważył Turu i mrugnął do anioła porozumiewawczo.
Złość może się nie podobać, ale jest bardzo potrzebna. Żeby się człowiekowi żółtko nie ścięło na amen.
No bo… bo… bo dzieci ze szkoły uważają, że jestem dziwny! – Bo jesteś.
– Wcale że nie!!!
– Jesteś, Bożku, jesteś – odparł wujek Konrad ze stoickim spokojem, odchylając głowę, żeby spojrzeć w chabrowe oczy chłopca. – No i co się tak złościsz? Przecież w tym nie ma nic złego. Ani nic dobrego. Po prostu tak jest. I już. Świat byłby niepełny, gdyby żyli na nim sami zwyczajni ludzie. Zwyczajni ludzie robią mnóstwo zwyczajnych rzeczy, bez których nie umielibyśmy żyć. Ale to dziwni wspinają się na najwyższe szczyty gór, latają w kosmos, patrzą godzinami w gwiazdy. Przekraczają granice światów… albo zdrowego rozsądku. Albo piszą książki.
Tsadkiel, który siedział razem z nimi przy kuchennym stole, w sposób metodyczny sporządzał właśnie listę zakupów w kolejności alfabetycznej, z podziałem produktów na grupy tematyczne. Jak zwykle zamierzał do niej załączyć plan hipermarketu z wytyczoną optymalną trasą.
Oprócz tych wszystkich skarbów drobnych i nie do końca poważnych chłopiec miał też skarb największy - mamę, którą bardzo kochał i która bardzo kochała jego. I choć mama głęboko wierzyła w chodzenie spać wcześnie, tran i brokuł i często musiała za dużo pracować, to chłopiec w starym domu pod uśmiechniętym dachem nigdy, nawet przez chwilę, nie był sam.
(...) nowe domy co prawda mają centralne ogrzewanie, za to stare domy ogrzewa dusza.
Odkąd Bożek podrósł i zaczął Zadawać Pytania, a nawet Oczekiwać Odpowiedzi, mama często opowiadała mu o tacie, który umarł długo przed jego narodzinami. („Bardzo, bardzo długo przed”, lubił wtedy wtrącić wujaszek Turu, po czym zaczynał tak strasznie, ale to strasznie chichotać, że aż mu łzy ciurkiem leciały po policzkach aż na brodę, mama się denerwowała i rzucała mu To Swoje Spojrzenie, a Bożek nic a nic z tego nie rozumiał. Co gorsza, nikt nie chciał mu niczego wyjaśnić jak człowiekowi, tylko wszyscy powtarzali, że i tak nie zrozumie. No a jak miałby cokolwiek zrozumieć w podobnych warunkach?).
[...] jak zamieszkała u wujka Konrada, początkowo tylko na trochę, a potem jakoś tak już zostało. Bo wujek, tłumaczyła mama, właśnie tym się zajmował – że się u niego mieszkało, jeśli nie miało się gdzie mieszkać, a wujaszek Turu mu pomagał, ponieważ o wiele lepiej radził sobie z gwoździami i młotkiem, i tak zwanym funkcjonowaniem w społeczności. (Po tych słowach wujaszek Turu znów zaczynał chichotać, a wujek Konrad wzdychał i przewracał oczami).