cytaty z książki "Geneza zła"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Zabicie człowieka nie musi być złem. Przecież już od pradawnych czasów, od zarania ludzkości, mordy mogły być chwalebne. Składano ofiary, puszono się zamordowanymi wrogami, pożerano fragmenty ludzkich ciał, by przeżyć, tworzono z nich nawet amulety i trofea. Różniły się tylko motywacje.
Liczył się czyn, gdyż to w działaniu zawierała się ludzka dusza. A może również dusza bogów oraz demonów. On czuł w sobie jednych i drugich. Działał, bo tak podpowiadały mu ich głosy.
On sam był GŁOSEM.
Na początku była nuda. Nuda potrafi być ogromną siłą. Twórczą, lecz również niszczycielską.
Informacja dodana do informacji tworzy obraz sprawy, a gdy ten jest dość trójwymiarowy i przyjrzymy mu się z wszystkich stron, gdzieś w tle możemy dostrzec sprawcę.
Nie wierzysz w Boga ani szatana? A gdybym ci powiedział, że zarówno Bogiem jak i szatanem może być wyłącznie człowiek? W końcy zostaliśmy stworzeni na jego podobieństwo, a on niczym Ponjusz Piłat, umywa ręce od ludzkich losów.
Przyznanie się do własnych słabości wiele kosztuje. Pokazanie tych słabości kosztuje jeszcze więcej i bywa powodem głębokiego wstydu.
Informacje o zbrodni sprzed lat wydawały się jednak nadzwyczaj intrygujące.
Człowiek jako zbiór komórek stanowił jednocześnie konglomerat energii. Energia nigdy nie ginie, więc nawet fizyka kwantowa pozwala wierzyć w nieśmiertelność.
Zaufanie to coś, co podobno trudno zdobyć. Rodzice pracują na nie latami. tak samo nauczyciele, opiekunowie, partnerzy... Ale wystarczy być dość przekonującym lub mieć swoje argumenty, aby zaufanie nie było istotne.
Najgorsze zło nie kryje się w kartach do gry, ale w człowieku. Piekielnie inteligentnym i bezwzględnym. Takim, który przez długi czas dla własnych celów potrafi udawać ograniczonego.
Nie mógł walczyć ze złem całego świata. I wreszcie w tym wieku to pojął. Zło mogło być wszędzie, a z pewnością miejsce na nie było w sercu każdego człowieka. Nawet jego.
- Najgorsze zło nie kryje się w kartach to gry, ale w człowieku. Piekielnie inteligentnym i bezwzględnym. Takim, który przez długi czas dla własnych celów potrafi udawać ograniczonego.
Nie wierzysz w Boga ani szatana? A gdybym ci powiedział, że zarówno Bogiem, jak i szatanem może być wyłącznie człowiek?
Cień gwałtownie zerwał się w jej stronę. Nim kobieta choćby drgnęła, przyłożył do jej policzka brzytwę. Następnie drugą dłonią wyciągnął przed nią lustro - tak, by odbiła się w nim jej twarz. W półmroku ledwie rozpoznała własne rysy.
Deryło z całej siły uderzył w bok automatu do gier. Ze środka dobyło się brzęknięcie, a do metalowej kieszeni wpadło kilka monet. Komisarz wyjął je i przeliczył. Zostawił sobie kwotę, którą zainwestował w oszukańczą grę, a resztę z powrotem włożył do maszyny.
Ku swemu rozczarowaniu niezatrzymywany wyszedł na zalaną słońcem ulicę. Spacerowały nią tłumy turystów. Z rzędu budek pełnych rozmaitych przekąsek, automatów do gier i sprzętów plażowych ryczały wakacyjne piosenki. Mieszały się w przerażającą kakofonię dźwięków.
Był potężnym, zwalistym mężczyzną, choć teraz, w wieku prawie sześćdziesięciu lat, część dawnych mięśni pokryła już warstewka tłuszczyku. Mimo to jego sylwetka zwracała uwagę i większość ludzi schodziła mu z drogi. Tymczasem on maszerował prosto przed siebie niczym koń z klapkami na oczach.
Śmierć Tamary Haler, jego służbowej partnerki, a do tego przyjaciółki, kompletnie go przybiła. Od kilku tygodni nie potrafił się pozbierać.
Zaburzenie normalnego rytmu dnia, oderwanie od obowiązków, choćby te były całkowicie trywialne, sprawiło, że komisarz pogrążył się w beznadziejnej żałobie oraz pustce samotności. Jego życie potoczyło się tak, że został kompletnie sam.
W umyśle komisarza się kotłowało. Nie była to jednak kotłowanina konstruktywna, prowadząca do jakichkolwiek konkretnych wniosków, lecz podtrzymująca stan permanentnego chaosu. Tak trwał od kilku dni...
Zdarzało się, że na miejsca zbrodni można było wejść jedynie w kaloszach. Wystarczyło, że zwłoki poleżały w upale kilkanaście dni i potrafiły wręcz rozlać się po pomieszczeniu. Tkanka ludzka przypominała wówczas cuchnące, galaretowate błoto.
Fale delikatnie chlupotały. Morze obmywało piaszczystą plażę i cofało się ku granatowym czeluściom. Kilkanaście metrów dalej wznosił się klif grożący obsunięciem. U jego podnóża leżały oberwane głazy, po które zachłannie starało się sięgnąć morze.
Tym razem Zło się uśmiechnęło. Mogli je nazywać, jak tylko pragnęli. A ono zrobi z nimi, co tylko zapragnie. Z każdym z nich.
I z Was.
Deryło ani na chwilę nie opuścił głowy, wciąż jak urzeczony wpatrując się w makabryczną instalację. Wreszcie zamrugał i przesunął się o pół kroku, by spojrzeć na nią z nieco innego kąta.
Nie zamierzał korzystać z windy. Irytował go fakt, że już niemal nigdzie nie stosuje się klasycznych kluczy do drzwi. Karty nie dość, że wiecznie się rozmagnesowywały, to jeszcze nie miały żadnej estetyki.
Coś niedaleko spadło na ziemię i rozbiło się z głośnym trzaskiem. To wszystko były złe znaki. Tak złe jak na przykład stłuczenie lustra.
Zamrugał. Przez chwilę nie miał pojęcia, co się stało. Orientacja spływała na niego bardzo powoli, pozwalając odtworzyć obraz sytuacji. Rzeczywistość wyłaniała się z oparów senności.
Pewien chilijski seryjny morderca, zapytany o powód, dla którego pozbawił życia sześćdziesiąt trzy kobiety, odparł, że zrobił to z nudów. Nie miał nic lepszego do roboty, więc podrzynał gardła, a potem kawałkował zwłoki.
Nadmorskie wyjazdy w tym wieku rządziły się swoimi prawami. Udowadniały, że wraz z wiekiem nabierało się nie tyle rozsądku, co wrażliwego żołądka.