cytaty z książki "Choroba idzie ze mną. O psychiatrii poza szpitalem"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Choroba idzie ze mną - mówi Aneta, lat dwadzieścia osiem, diagnoza: ChAD. - Łazi obok mnie, ramię w ramię, a ja nie mogę się jej pozbyć. Czasami idzie cicho i jest spokój, a czasami drze się i szarpie mnie za rękę. Jednak nigdy nie opętała mnie do końca.
... w każdym z nas jest zarówno część zdrowa, jak i część psychotyczna.
Wiesia od dwóch lat na przemian recytuje swoje pamiętniki i krzyczy. Na mnie także. Im głośniej Wiesia krzyczy, tym dotkliwiej milczą: ośrodek pomocy społecznej, psychiatra w poradni, szpital i sąd.
Siedziała w ciszy. W ciszy trudno się odnaleźć w swoich myślach. Bo ona miała dwa podstawowe problemy, poza chorobą. Pierwszy: że nie miała w domu ludzi. I drugi: że gdy już przyszli i pukali, to nie chciała im otworzyć drzwi.
W ciągu kilku lat zagrali ten scenariusz jedenaście razy. Nikogo na oddziale nie dziwiło, że ten sam pacjent wraca do szpitala jak bumerang. Karolina, odwiedzając syna, próbowała rozmawiać z lekarzami. W Tworkach pytała psychiatrę, kto może synowi, gdy ten już ze szpitala wyjdzie. Był zdziwiony. "Pani jest matką. Jak pani mu nie pomoże, nikt inny tego przecież nie zrobi" - powiedział.
System radzi sobie z wyciąganiem człowieka z ostrych kryzysów, ale kapituluje, gdy trzeba podtrzymać efekty leczenia.
Po kilku latach obcowania z krzykiem Wiesi wierzę, że ma ona prawo też do niego. Kiedyś stawiał nas na nogi, dziś uspokaja lokatorów starego bloku, czyli także mnie: "Wiesia krzyczy, a więc jest". Czyli u niej wszystko po staremu.
Cisza byłaby przecież gorsza.
Gdyby stało się coś poważnego, zareagujemy. Jeśli cisza zapadnie po jej stronie ściany na dłużej niż trzy dni, zapukamy. Nie jesteśmy przecież potworami, gapiami z telewizyjnych interwencji, którzy "wiedzą i nie reagują", w czasie gdy trup starszej pani za ścianą gnije i wsiąka w podłogę. Gdy pani Wiesia nagle zamilknie, wyważymy drzwi do jej świata. Bardzo chcemy, żeby zamilkła. Bardzo się boimy, że kiedyś zamilknie. W końcu obchodzi tylko nas. Przeszkadza tylko nam. To wielka odpowiedzialność.
Nikt inny się do tej odpowiedzialności nie kwapi.
Niewiele znajduję pewników, poza jednym - chorowanie ma nieskończoną liczbę wariantów. Nie ma jednej schizofrenii, tak samo jak nie ma jednej depresji czy choroby afektywnej dwubiegunowej. Nie ma jednej właściwiej reakcji człowieka zdrowego, który towarzyszy bliskiej osobie w kryzysie. Nie ma zgody co do tego, co jest najważniejsze w dochodzeniu do zdrowia - leki, terapia, oddziaływanie społeczne, a może jeszcze coś innego? Mocne, medialne tezy - zwłaszcza te o rzekomej szkodliwości leków, przemocy psychiatrii, koszmarze szpitali i samego chorowania - nieraz kruszą się w konfrontacji z pojedynczą opowieścią. Jeśli coś jest pewne, to tylko mnogość doświadczeń, które kotłują się gdzieś pod powierzchnią.
To tam po omacku schodzę.