cytaty z książki "Wadliwy klient"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Obym tylko nie była jak rodzice, którzy mają syna chuligana i czekają, aż latorośl z tego wyrośnie. Wyrosnąć to można, ale ze spodni albo butów.
Niby miał wnuki i mógłby dziadkować, ale te współczesne dzieciaki to takie wymoczki, że ani głosu podnieść, ani krzywo spojrzeć, bo zaraz płacz i lament, i psychoterapia, za którą jeszcze musiałby płacić.
Nocna obserwacja na ogół nudna rzecz, choć skok przez płot, gdy trzeba uciekać przed psami, potrafi ją urozmaicić. Ale wylądować na kolanach w jedynej kałuży w promieniu kilometra - to trzeba mieć pecha!
- Sprawa jest legalna - zapewnił, gdy przestał się śmiać.
- "Zjedz jabłko - powiedział wąż do Ewy - będzie fajnie".
- Mogłabyś na tym skorzystać.
- Powiedział pająk do muchy.
- Jesteś idealna do tej roboty.
- Ostatnie słowa wypowiedziane przez Kubę Rozpruwacza.
- Można zarobić.
- Na piramidzie finansowej też.
Za moich czasów szkoła nie uczyła myśleć. Pamiętam, jak nauczycielka wciąż powtarzała, że za myślenie to jej się płaci, a my mamy się naumieć na pamięć.
Umowa przygotowana przez mecenasa Piaseckiego miała tyle stron, co ordynacja podatkowa, przez którą Matyldzie nie udało się przebrnąć do końca.
Nie każde zlecenie jest miłe i sympatyczne, a klient nie zawsze jest duszą towarzystwa.
Mój klient zatrudnił mnie do zdobycia informacji, których potrzebuje jego klient, bo mojemu klientowi nie byłyby do niczego potrzebne, gdyby nie jego klient.
Nie obrażamy klienta! Nie nazywamy go chujkiem! Nie nazywamy go impotentem! Nie plujemy mu pod stopy! I czego jeszcze nie robimy?! No, komisarzu Tomczak?
Kiedyś ludzie myli się tylko w soboty - i to cała rodzina w tej samej wodzie - i żyli, a teraz? Żel! Szampon! Odżywka! Balsam! Maść na hemoroidy! Co za czasy! Nawet w policji nie mieli takich wymagań.
- Tak bardzo chcieli, żebym była w pańskim typie, że niemal umarłam z niedotlenienia. Jeszcze chwila, a wydałabym ostatnie tchnienie u pańskich stóp. Najgorsze zlecenie, jakie ktoś mi wcisnął. To już wolę uciekać przed psami i skakać przez płot.
Zamknęła drzwi i zrzuciła buty. Rozpięła sukienkę i zdjęła stanik, który cisnęła do kosza. Na brzuchu i bokach wyszczuplających majtek zrobiła kilka nacięć, by mogła zacząć swobodnie oddychać, i modląc się pod nosem do patrona psychicznie chorych – choć nie miała pojęcia, który ze świętych nim jest, ale katolicy mają patronów na każdą okazję – by sukienka nie pękła, zaczęła powoli ciągnąć ku górze zamek z boku.
- Kiepskie wejście, ale mogło być gorzej – poinformowała go, nalewając wody do szklanki. Tym razem piła małymi łyczkami.
– Nie bardzo potrafię sobie wyobrazić jak – odparł z niechęcia.