cytaty z książki "Bomba"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Maria czuła, że to decydujący moment, i aż poprawiła się na kanapie, jednocześnie klepiąc w koc gestem, który przywoływał Mruczka. Ten oczywiście nie dał się długo prosić, bo to oznaczało dłuższą sesją głaskania.
Jak to jest, że dzieci zawsze budzą się rześkie i gotowe do działania, a dorosły zaspany, ledwie widząc na oczy?
Niby te same problemy tu i tam, ale tu jakieś większe, a przez to mniejsze.
Nie to ładne, co się tobie podoba, tylko na co klienta znajdziesz, zapamiętaj sobie.
Tak to już jest z miłością: więcej zabiera, niż daje.
- Niektórzy wierzą, że życie to lekcja.
- Matematyki chyba - parsknął Rysiek.
Gdy ktokolwiek z was rozejrzy się wtedy dookoła, zobaczy tonące w zieleni ogrodów zadbane domy i pomyśli, że w tak pięknym otoczeniu muszą mieszkać szczęśliwi ludzie. Przynajmniej ja tak myślałam, dopóki nie stałam się rezydentką Sielanki.
Sytuacja jest od tego, żeby się komplikować. Pytanie, co zrobisz, żeby ją uprościć.
Ponieważ nie cierpiała pogrzebów i jak ognia unikała uczestniczenia w nich, najczęściej rzucała przez zęby: Nie spodziewałam się go na moim pogrzebie, więc niech on się mnie nie spodziewa na swoim. I sprawa była załatwiona.
Obudziła go dopiero pod sam wieczór ta nieszczęsna Felicja. Bębniła w drzwi i szyby tak długo, aż go zmusiła do wstania. Ledwo się trzymając na nogach, zawisł nad nią z mętnym spojrzeniem i pokiereszowana fryzurą.
Bronisław umarł niespodziewanie, właściwie śmierć zawsze jest niespodziewana, nawet jeśli ktoś choruje. Ale on nie chorował. Owszem, miał jakieś zawały wcześniej, ale nie żeby się na coś uskarżał. Jak wszyscy brał leki: na cukrzycę, nadciśnienie, zgagę.
Poszła inną drogą niż zwykle, bo potrzebowała odmiany, a nawet taki drobiazg jak zmiana trasy spaceru był w jej uporządkowanym i dość nudnym życiu pewną atrakcją.
Prawdopodobnie największym problemem był brak komunikacji między sąsiadami. Dotychczas głównymi źródłami nowin byli: fryzjerka Beata i krążący całymi dniami po Sielance, cierpiący na zakrzepicę Duży Rycho. Jednak wielu z nas nie czesało się w salonie Czar, nie każdy miał odwagę podejść do Rycha, mocno zaniedbanego z powodu długotrwałego wdowieństwa i nierzadko znajdującego się pod wpływem taniego wina. Nie wszyscy też robili zakupy na niedzielnym straganie warzywnym Kaniów, gdzie wierni wychodzący z niedzielnej mszy ustawiali się w kolejce i plotkowali.
Zakusy dewelopera na Sielankę postanowiła wreszcie ukrócić Maria Bąk, emerytowana polonistka z miejscowego liceum. Znała tu niemal wszystkich, nie wyłączając burmistrza dzielnicy. Ów jednak wspominał ją jak najgorzej i okazał się trudnym negocjatorem. Uzależniony od siły szeleszczących argumentów, wolał trzymać stronę dewelopera i dał zielone światło dla budowy kolejnych, tym razem aż dziewięciopiętrowych bloków.
Miesiąc po miesiącu wrastałam w osiedle, poznawałam ludzi, przyzwyczajałam się do ciszy i spokoju, do zieleni ogrodów i wysokich baldachimów rosnących tu sosen. Nie robiły już na mnie takiego wrażenia, było oczywiste, że są jedynie tłem, na którym toczy się bynajmniej nie sielankowe życie osiedla.