cytaty z książki "Adela nie chce umierać"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Widzisz, jak w jeden dzień można wszystko stracić. Już nie musisz mi niczego zazdrościć.
Zazdrość to przeżytek. To miłość dba o drugą osobę, a zazdrość tylko o siebie...
- Wszystko sprowadzasz do matematyki? Nawet miłość?
- Matematyka jest piękna, jest opisem świata i robi to lepiej niż największa literatura. Literatura potrafi zabić, matematyka pozwala przeżyć. Dlatego liczę.
Cisza. Niewygodna jak buty na weselu, ale trudno je zdjąć, gdy jeszcze trzeba tańczyć.
Chowa kwitek i pieniądze do szuflady. Drewniane konto z okrągłą klamką.
- Czasami za miłość trzeba drogo płacić i w bardzo
dziwnej walucie (...).
Taka była ich przyjaźń. Uzależniała jak alkohol i z trudem przechodziła przez gardło. Bez cukru i konfitury. Gorzka.
Miłość. (...) Jak słodka herbata, którą można się poparzyć.
Drzewa łyse jak jej głowa pod pasiastym czepkiem, kiedy zimowym porankiem przekraczała bramę obozu. Wychudzone konary pokryte skąpym szronem, zdeformowane jak ich dłonie, które ona ukrywa pod rękawiczkami, a on wplata w ciepło jej ciała.
Apetyt to się ma na życie, a śmierć nikomu nie smakuje...
- (…) Niestety, zawsze umieramy za wcześnie lub za późno. My raczej umrzemy za późno.
- Dla mnie twoja śmierć zawsze będzie za wcześnie.
Czasami za miłość trzeba drogo płacić i w bardzo dziwnej walucie, nasza była taka.
Wojna jest niezwykłą lekcją tolerancji. Blednie wszystko. Wszystko staje się nic nieznaczącym drobiazgiem. Wszystko podlega bezwzględnej relatywizacji. Obojętniejesz na zazdrość. Czasami też na miłość.
Potrafili milczeć razem, jakby to była najgłębsza rozmowa. To zrozumienie i milczenie było ich formą miłości.
- Nie można nie kochać dziecka mówi Adolf stanowczo.
- Można nawet je zabić, mój drogi, macierzyństwo to jest stan wielkiej nieobliczalności.
Chcę, abyś była lepszą częścią mojego zła, powiedział jej w noc sylwestrową. Była tą lepszą częścią, ale nie była dobra.
– Wakacje są od czegoś, my nie mamy od czego odpoczywać - odrzuca propozycję.
- Ja chciałbym odpocząć od śmierci - mówi. Zapomnieć, że jest blisko, chciałbym cię zabrać daleko od niej, choćby tym tramwajem.
Brukiew, kawa z żołędzi - ich obozowe menu dziś króluje w kuchniach kulinarnych blogerek, zapomniane wraca na stoły, wraca do łask i zachwyca bogactwem smaków i witamin. Wraca nawet Auschwitz. Dramat i ludobójstwo ukryte w artystycznych fotografiach, w niewinnych żartach, modzie na tatuaże. Tylko oni już nie wrócą, nie zachwycą. Odejdą. Jedno po drugim. Ktoś wcześniej, ktoś później.
Miała w sobie coś takiego, co sprawiło, że ludzie czuli się przez nią lekceważedni. Nawet jeśli nie miała takich intencji. Jej rysy twarzy zbyt szlachetne, spojrzenie zimne i jakby nieobecne, zarys ust lekceważący, nawet sposób, w jaki chodziła, raził taksówkarzy i niektóre sąsiadzki.
Ona wolała litery. Bała się tylko jednej. Tej pierwszej, na czele każdego alfabetu. Litery, od której zaczynało się jej imię, imię jej matki, babki, córki i wnuczki. Imię jej męża. A jak Auschwitz. To jedno A, obco brzmiące, wbiło się jak niechciane ogniwo w ich łańcuch pokoleniowy.
Adela stoi przed lustrem i czesze włosy. Białe jak lekko przybrudzony śnieg. Między kosmykami, które całkowicie utraciły pigment, uparcie tkwią ciemniejsze pasma. Resztki młodości. Zagubione wśród starczej zamieci śnieżnych pukli.
Zegary stanęły w dniu, w którym trafiła do Auschwitz. Trzy lata bez zegara, bez kalendarza. Nie umiała liczyć dni wschodami i zachodami słońca. Nie wiedziała, ile dni, miesięcy, lat przebywała za drutami. Pamiętała tylko datę przekroczenia bramy. Powtarzała ją w pamięci każdego dnia, aby kiedyś wiedzieć, ile czasu żyła w nieczasie, policzyć stracone miesiące ilata i odjąć je sobie, wyciąć z życiorysu, odmłodnieć, mimo że twarz i ciało nie należały już do młodej kobiety, tylko do staruszki. Teraz czuła się młodsza niż wtedy. Młodniała z każdym rokiem.