cytaty z książki "Nadal czterdzieści"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Po co ludziom dzieci? Dla przedłużenia gatunku? Z powodu kulturowej normy? Czy może strachu przed samotnością? Przed zaniedbanym grobem, który w końcu przestanie być sprzątany? Za który w końcu nikt nie zapłaci i w związku z tym grób zostanie zlikwidowany? A może ze strachu przed tym, co stanie się z albumem ze zdjęciami? Tych wszystkich fotografii też w końcu nikt nie będzie już chciał przeglądać. Album wyląduje na śmietniku. Podobnie jak tysiąc jeden drobiazgów gromadzonych przez całe życie, o które nikt nie będzie się wykłócał. Ale czy dziecko jest gwarancją, że nic z tego się nie wydarzy? I czy po to ma się je mieć, żeby zyskać taką gwarancję?
- Najgorzej jest nie wiedzieć, od czego zacząć - mruknęła Karola.
- O co ci chodzi?! - Adam niemal zakrztusił się piwem.
- Chodzi mi o to, że gdy czeka cię coś naprawdę trudnego do zrobienia, to nie wiesz, jak się do tego zabrać... Nie zauważyłeś tej prawidłowości? Gdy mam coś naprawdę ważnego do powiedzenia, też nie wiem, jak zacząć.
Niby nie tęskniła za aż tak starymi czasami, ale mimo wszystko ich wspomnienie wywoływało nostalgię. Człowiek nie musiał niczego wyszarpywać, za to wszystko miał podane na tacy. Kiedy patrzył w lustro, nie widział oznak upływającego czasu, zresztą tak naprawdę wolałby, żeby biegł on szybciej. Bo nie wiedział wtedy, że dorosłość, do której tak mu spieszno, nie jest pasmem wzlotów. Że upadki zdarzają się w niej dużo częściej.
Po latach przyjaźni ludzie stają się dla siebie przezroczyści, więc teraz Aśka widziała dokładnie napięcie i strach czające się w środku Karoli.
Najgorsze się nie stało. Zresztą nie miało prawa się stać. Przecież musiałaby umrzeć razem z nim, nie dałaby rady dalej żyć. A może dałaby, bo musiałaby dać. Miała trzech synów, trzy obowiązki, trzy kotwice, trzy powody, jakkolwiek to zwać. W każdym razie żyć by musiała, mimo że oznaczałoby to męczarnię lub w najlepszym razie udawanie życia.
Wierzyła w jedną miłość na całe życie i tą miłością był jej barczysty mąż. Więc gdyby musiałaby żyć po nim, żyłaby bez miłości.
Samo nic się nie dzieje. Ludzie są sprawcami wszystkiego. Ich wybory. Może błędy, może trafienia, ale zawsze wybory.
Czuła się niezręcznie, wypytując go, jednak nie potrafiła się powstrzymać. Nie dowierzała zapewnieniom, a jednocześnie ich potrzebowała. Bała się, że być może szuka dziury w całym, ale mimo to szukała jej niestrudzenie. Bo miała szósty zmysł, kobiecą intuicję oraz milczącego męża, który nieuważnie głaskał ją po plecach. A także przyjaciółki, których faceci byli na nich skupieni stuprocentowo, nawet jeśli żartowali, że tak nie jest.
Zosię opanowało wzruszenie. Z powodu ciepła w głosie Szymona i tego ufnego spojrzenie, jakim najmłodszy synek obdarzył ojca. Starzała się, coraz częściej bywała sentymentalna, do łez doprowadzało ją byle co. Chociaż akurat ojcowska miłość do dzieci działała w ten sposób zawsze. Bo sama wychowała się bez ojca, a potem urodziła córkę, która również ojca nie miała.
- A kiedy przyjdzie mama? - zapytał tatę mały Kordian.
- Jak zredukuje stężenie etanolu we krwi.
- A co to jest etanol?
- Puste kalorie.
- A co to są puste kalorie?
- Lody. Lody na przykład.
Przychodzą takie chwile w życiu człowieka, kiedy - choć wie, że powinien brać nogi za pas - robi coś zupełnie odwrotnego i leci jak ćma do ognia.
Wtedy usłyszała śmiech. Donośny, o charakterystycznej tonacji, dobiegający z bliska, a jednocześnie z dalekiej przeszłości, właśnie bowiem w przeszłości rozlegał się często w obecności Zosi. Czasem drażniąc, czasem stanowiąc lek na całe zło.
Zabawne, jak w tamtych czasach łatwo się było gdzieś zatrzasnąć. Tak jakby zamki w drzwiach sprzysięgły się przeciwko Polkom i Polakom w ten sam sposób, w jaki sprzysięgły się przeciwko nimi wiry historii.
Rozmowa toczyła się półserio, przystojny chłopak sypał żartami, ona się śmiała, a on śmiał się jeszcze głośniej śmiechem, który miał prześladować ją latami, ale wtedy o tym nie wiedziała.
Przy nim nie myślała o żadnych kompleksach, bo nie da się myśleć o kompleksach przy facecie, który patrzy w ten sposób. Nie tylko w tamtych, ale w każdych czasach.
Myśląc o tym dużo później, analizując każde słowo, gest i spojrzenie, a także swoje reakcje, upewniła się w tym, że jednak kochała. Po raz pierwszy, nieco niepewnie, po omacku, ale także ogromnie, tak jak zawsze się kocha, o ile kocha się naprawdę.
Miłość bywa także wtedy, jeśli działa w jedną stronę. Fakt tragiczny, ale częsty.
Po raz kolejny powtórzył się ten schemat. Ona go powtórzyła. Jak wariatka w kółko oddająca się tej samej czynności i za każdym razem oczekująca rezultatu innego niż ten, którym czynność musi się zakończyć. Przecież ćwiczyła to całe dorosłe życie.
Facet za facetem. Miłość na zawsze. Miłość jedyna. Miłość, jaka się nie zdarza. Owszem, zdarza się, i to nader często. A potem zdumiewająco szybko się kończy, ponieważ na tym to wszystko polega. Na niezliczonych końcach. Na rozczarowaniach. Bólu. Happy endy, owszem, bywają, ale są albo cudem, albo kłamstwem.
Szczęście zależne od innych nie może być pełne.
Nie lubić matki to jedno, nie kochać - co innego. Karola matki nie lubiła, ale kochała. Bo matka była matką, bo miała ją tylko jedną. Tyle.
Ludzie grają przed innymi ludźmi. Maskują swoją prawdziwą naturę. Srają na ideały.
Alkohol przynosił ukojenie, ale jednocześnie podstępnie dodawał bieli do czerni, rozmazywał ostre kontury osądów.
Jaki sens miała wiara w miłość? W drugiego człowieka? Skoro wystarczy jeden fałszywy krok, żeby wszystko zmieniło się w ruinę. Jak te groby. Jak ten walący się mur z pełzającym po zniszczonych cegłach bluszczem.
Czasem mówić jest trudniej, niż przenosić stukilowe głazy.
Kobieta musi wiedzieć, że jest warta każdego poświęcenia.
Każda normalna rodzina jest normalna tylko na zewnątrz. Bo nie ma rodziny, która nie skrywa tajemnicy. Każdą coś od środka drąży. Każdą coś boli, bo każda składa się z ludzi, a ci nigdy nie bywają wyłącznie wspaniali, za to często zawodzą.
Każdy cierpi inaczej i nie można zrozumieć cierpienia drugiej osoby, jeśli samemu się tego cierpienia nie doświadcza. A przecież nigdy dwie osoby nie doświadczają identycznego cierpienia. Każdy cierpi na własny sposób. I nie da się ani swojego cierpienia opowiedzieć słowami, ani poczuć cierpienia drugiego człowieka. Cierpienie jest zarezerwowane dla cierpiącego.
Życie trwa zbyt krótko, by przejmować się zbytecznymi konwenansami.
Bywają takie chwile, w których słowa są niepotrzebne i niczego nie wnoszą. Wystarczy czyjaś obecność. Czyjaś ciepła dłoń położona na plecach.