cytaty z książki "Niebezpieczni mężczyźni"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W oczach człowieka kryje się prawda. Jeśli nie widzisz oczu tego, z kim rozmawiasz, to nie będziesz wiedziała, jakie ma intencje.
Moje serce drga boleśnie na te słowa. Może on zna mnie znacznie dłużej niż ja jego, ale mnie też było z nim dobrze. Też zdążyłam się już do niego przywiązać. I mimo wszystko nadal ciągnie mnie do tego faceta, bo cokolwiek by o sobie powiedział, widzę w jego oczach coś dobrego.
- Spróbujmy - szepczę mu w usta, a granatowe oczy Ezry rozświetlają się uśmiechem. Wiem, że to dobra decyzja. W końcu on jest moim obrońcą.
Czuję się jak zwierzę w klatce, wokół którego krąży groźny, wygłodniały lew z zamiarem pożarcia go.
Nie wiem, co przyniesie nam los, czy nam się uda, ale wiem, że chcę spróbować. To przy nim czuję spokój i bezpieczeństwo, a chemia, jaka jest między nami, rozpala w nas gorące uczucie, dzięki któremu możemy stworzyć coś prawdziwego.
Przenika mnie mrocznym, tajemniczym spojrzeniem, ale jednocześnie jakby chciał mnie zapewnić, że przy nim jestem bezpieczna.
Drżę w jego ramionach, które napawają mnie strachem i dają mi ochronę.
Nie był już tym samym dwudziestolatkiem, którego kochałam. Wydawał się obcy i znajomy jednocześnie, ten sam głos, znacznie dojrzalszy wygląd i zawziętość, jakiej nigdy nie widziałam.
Płomyk rozświetlił kabinę, przez co wyraźniej widziałam jego twarz. W jego cudownych niebieskich oczach nie było życia, wręcz przeciwnie, wyglądały na puste. Nino dawał mi wybór, szansę jedną na milion dla naszej córki. Życie w strukturze mafijnej było pełne strachu i oglądania się za siebie. Mogłam odzyskać miłość mojego życia, jednak bezpowrotnie straciłabym wolność, jakiej udało mi się posmakować.
On nie mógł umrzeć, nie tutaj, nie w taki sposób. Może dla innych była to śmierć godna mafiosa, jednak dla mnie Nino był miłością życia, jedyną, jaką znałam. Nigdy nie pozwoliłam stać u mego boku mężczyźnie, bo to miejsce należało do niego, odkąd dwanaście lat temu, pewnego gorącego popołudnia skradł moje serce jednym spojrzeniem błękitnych oczu. Nie mógł odejść, bo nie wiedział, jak bardzo go kocham. Przez większość czasu starałam się udawać nieporuszoną, ale każda chwila, jaką spędziliśmy we troje, napawała mnie radością. Byliśmy rodziną, która powoli budowała swoją przyszłość, a teraz ktoś chciał okraść nas z czasu.
Zamarłam, gdy zadzierając w górę głowę, odnalazłam spojrzenie wyjątkowo niebieskich oczu, które znałam lata temu. Teraz wydawały się mroczne i nieprzychylne. Wciąż tak samo piękne, ale pozbawione jakiejkolwiek krzty człowieczeństwa - była w nich tylko furia. Twarz, która nawiedzała mnie setki razy w snach, nieznacznie się zmieniła. Nadal był przystojny, jednak minione lata zdecydowanie odcisnęły na nim piętno. Ta sama lekko kwadratowa szczęka zaciśnięta, jakby próbował się powstrzymywać przed powiedzeniem czegoś, czego mógłby żałować.
Zrobił wszystko, tak jak obiecał, a ona dochodziła, krzycząc jego imię. To przypominało deliryczny sen, ten obłędny bieg na skraju piekła, gdzie ból mieszał się z ekstazą.
Całował ją mocno, zatracając się w jej smaku i ruchach języka. To było jak całowanie żywiołu, marzenia. Podobało mu się to, ona mu się podobała.
Właściwie w plątaninie półcieni i mętnych świateł, xe skrzydłami, które uparcie chciała trzymać na plecach, i grzywą wzburzonych włosów wyglądała raczej jak kobieta nie z tego świata. Ktoś, dla kogo można było stracić głowę. Przez szalone okoliczności, w jakich się poznali, przez słodki smak jej ust i to, jak krzyczała, gdy dawał jej orgazm.
Nagle, ot tak, zapragnął jej całej. Zapragnął boleśnie mocno.
Powietrze w samochodzie było aż gęste od wzmagającego się przyciągania. Chciał poznać fakturę jej skóry, smak ust. Chciał pisiąść ją w każdy możliwy sposób, w jaki mężczyzna może posiąść kobietę. A potem.... mogło nie nadejść. Liczyło się teraz, zawsze liczyło się teraz. Dziki pęd zmysłów, adrenalina i prędkość w drodze ku spełnieniu każdej fantazji. Nawet tej najmroczniejszej.
Chciał zadawać jej ból, pragnął, by ten ból stał się przyjemnością. Zagłębiał się w jej rozkosznym wnętrzu, smakował je, wyzbywając się resztek kontroli. Stał się doznaniem, pragnieniem ukierunkowanym na jeden cel. Bestią.
Odnalazł jej usta. Wpił się w nie, całując dziewczynę bez opamiętania. Smakowała po tysiąckroć lepiej niż szampan. Smakowała jak sam grzech. Upajał się nią, upijał się nią. Najprostsze doznania miały nieznaną dotąd skalę.
Powtarzał sobie, że to przecież nic wielkiego. Kolejna taka misja, jedna z wielu. Wtedy jeszcze nazywał to normalnością.
Mój umysł jest przez nią opętany. Siedzi w czeluściach mojej duszy, wprawiając ją w dziwne drgania. Nie mogę pozbyć się jej ze swojego życia, nieważne, jak bardzo bym się starał. Musi mi jednak za wszystko zapłacić. Chcę widzieć jej cierpienia, bo tylko to może ukoić moje zdradzone serce.
Wolę, kiedy chce walczyć. Wtedy nie wie, że już do końca życia jest na przegranej pozycji.