cytaty z książki "Ubik"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Martwię się, że pewni ludzie będą się do mnie wrogo odnosić. Ale wydaje się, że nie da się przejść przez życie, nie wzbudziwszy czyjejś nieżyczliwości: nie można zadowolić wszystkich, bo ludzie pragną wielu różnych rzeczy. Dogadzając jednemu, robi się przykrość drugiemu.
Zbliżyła się ku niemu, cofając jednocześnie; był to trudny manewr, który jedynie pani Frick była w stanie wykonać. Opanowanie go zajęło jej chyba ze sto lat.
Któregoś dnia (...) ludzie tacy jak ja powstaną i obalą wasze rządy; taki będzie kres tyranii maszyn homeostatycznych. Wrócą czasy, kiedy liczyły się wartości ludzkie, serdeczność i współczucie. Wtedy ktoś, kto jak ja przeszedł ciężkie chwile i naprawdę potrzebuje filiżanki gorącej kawy, która podtrzyma go na duchu i pozwoli mu normalnie funkcjonować w sytuacji wymagającej od niego aktywnego działania, dostanie tę kawę bez względu na to, czy akurat ma przy sobie jeden poscred, czy też nie. - Podniósł maleńki pojemnik na śmietankę i odłożył go z powrotem na bar. - A ponadto wasza śmietanka czy mleko, czy cokolwiek mi podaliście, jest skwaśniałe.
Mężczyzna nie zawiera w sobie młodego chłopca, lecz wcześniej żyjących mężczyzn.
Ja jestem Ubik. Zanim świat był, jam jest. Stworzyłem słońca. Stworzyłem światy. Stworzyłem istoty żywe i miejsca przez nie zamieszkiwane; umieszczam je to tu, to tam. Idą, gdzie im każę, robią, co im polecę. Jestem słowem i nigdy nie bywa wypowiedziane moje imię - imię, którego nikt nie zna. Nazywają mnie Ubik, ale nie to jest moje imię. Ja jestem. Ja będę zawsze.
Chciał leżeć wyciągnięty w ciszy, bez świadków, w zamkniętym na klucz pustym pokoju i nie być zmuszonym do rozmawiania, czy poruszania się. Wolny od kontaktów z kimkolwiek; od konieczności rozwiązywania jakichkolwiek problemów.
Wrócił do kuchni, przetrząsnął kieszenie w poszukiwaniu dziesięciocentówki, a następnie za jej pomocą uruchomił ekspres do parzenia kawy. Wdychając jej niezwykły - w każdym razie dla niego - aromat, spojrzał na zegarek i stwierdził, że upłynęło już piętnaście minut, podszedł więc energicznym krokiem do drzwi wejściowych apartamentu, przekręcił gałkę i odsunął zasuwę.
– Proszę o pięć centów – powiedziały drzwi, nie otwierając się.
Przeszukał kieszenie, ale nie znalazł w nich już żadnych monet – ani jednego centa.
– Zapłacę jutro – powiedział do drzwi. Znów próbował kręcić gałką, ale drzwi wciąż były szczelnie zamknięte. – Pieniądze, które ci daję, to w gruncie rzeczy napiwek. Nie mam obowiązku ci płacić!
– Jestem odmiennego zdania – odparły drzwi. – Proszę sprawdzić w kontrakcie, który podpisał pan, kupując ten apartament.
Znalazł dokument w szufladzie biurka; od czasu podpisania go musiał się do niego wielokrotnie odwoływać. No jasne: obowiązywała go opłata za otwieranie i zamykanie drzwi – nie był to więc napiwek.
– Jak pan widzi, mam rację – powiedziały drzwi tonem pełnym satysfakcji.
Z szuflady znajdującej się obok zlewozmywaka Joe wyjął nóż z nierdzewnej stali i zabrał się do odkręcania śrub w zamku swoich chciwych drzwi.
– Zaskarżę pana – oznajmiły drzwi, gdy wypadła pierwsza śruba.
– Nigdy jeszcze nie zaskarżyły mnie drzwi – odparł Joe Chip. – Ale myślę, że jakoś to przeżyję.
Rozległo się pukanie.
– Joe, stary, to ja, G.G. Ashwood. Przyprowadziłem ją ze sobą. Otwieraj!
– Wrzuć pięciocentowkę do otworu – mechanizm zaciął się chyba od mojej strony.
Rozległ się brzęk monety wpadającej do zamka; drzwi otworzyły się i stanął w nich promieniejący zadowoleniem G.G. Ashwood. Uśmiechając się przebiegle, z wyrazem entuzjazmu i radości na twarzy wprowadził dziewczynę do apartamentu.
,,Żyjemy w bezwzględnym świecie(...).Człowiek człowiekowi wilkiem: oto obowiązujące prawo.
Ella była bardzo ładna: miała jasną cerę, jej oczy zaś, kiedy jeszcze je otwierała, były bystre i świetliście niebieskie. Nigdy już to nie nastąpi: można do niej mówić i słyszeć jej głos, można się z nią porozumiewać... ale nigdy już nie otworzy oczu ani nie poruszy ustami. Nie uśmiechnie się na jego powitanie. Nie zapłacze przy jego odejściu. Czy to się opłaca?
LEAN OVER THE BOWL
AND THEN TAKE A DIVE.
ALL OF YOU ARE DEAD.
I AM ALIVE.
Głośnik nie przerwał milczenia.
- Czy nie macie zamiaru zrobić czegoś w tej sprawie? - spytał Joe. - Mieliście mnóstwo do powiedzenia, kiedy chodziło wam o pieniądze.
Opowiedz mu swój sen o Ubiku, Francy. – Zwróciła się do Joego. — Ona opowie panu teraz swój... jak go nazwała... sen o Ubiku. Przyśnił się on jej ubiegłej nocy.
– Nazywam go tak, gdyż w istocie był to sen o Ubiku – powiedziała z zapałem Francesca Spanish, splatając dłonie w sposob, który wskazywał na nerwowe podniecenie. – Niech pan posłucha, panie Chip: mój sen różnił się od tych, jakie miewałam do tej pory. Z nieba wysunęła się wielka ręka, jakby dłoń i ramię Boga. Była ogromna, wielkości góry. Zdawałam sobie w tym momencie sprawę, że chodzi o coś ważnego. Dłoń była zaciśnięta w podobną do skały pięść, a ja wiedziałam, że wewnątrz niej znajduje się jakaś cenna rzecz, od której zależy moje życie i życie wszystkich mieszkańców Ziemi. Czekałam, aż dłoń się otworzy, a kiedy to w końcu nastąpiło, ujrzałam, co w niej było.
— Puszka z aerozolem — stwierdził sucho Don Denny.
— Na puszce tej — ciągnęła Francy Spanish — wielkimi złotymi literami, które świeciły jak złotawy płomień, napisane było jedno tylko słowo: Ubik. Nic więcej. Tylko ten dziwny wyraz. A potem dłoń zacisnęła się znowu i całe ramię znikło za warstwą szarych chmur, jakby cofnięte w górę. Dziś, przed rozpoczęciem uroczystości pogrzebowych, zajrzałam do słownika i zatelefonowałam do biblioteki publicznej. Nikt jednak nie zna tego słowa ani nawet nie wie, w jakim ono jest języku; nie zawiera go też słownik. Pracownik biblioteki twierdzi, że nie jest to wyraz angielski. Istnieje jedno słowo łacińskie, bardzo do niego podobne: ubique. Znaczy ono...
– ...„wszędzie” – powiedział Joe.
– Tak, znaczy właśnie to. – Francy Spanish kiwnęła głową. – Ale nie ma słowa „Ubik”, a tak właśnie wyglądało ono w tym śnie.
– Oba słowa mają to samo znaczenie – stwierdził Joe. – Różnią się jedynie pisownią.
Trąba dziwnym grzmiąca tonem nad zapadłych grobów łonem stawi wszystkich wraz przed tronem.
1/2
Telewizor cofnął się daleko: przed oczyma Joego stał teraz starodawny odbiornik radiowy firmy Awater-Kent w obudowie z ciemnego drzewa, z zakresem fal krótkich, średnich i długich. Miał antenę oraz przewód uziemienia.
– Boże święty – powiedział Joe z niesmakiem.
Ale dlaczego telewizor nie zmienił się raczej w bezładny stos plastykowych i metalowych części? Były to przecież jego elementy składowe; zbudowany był z nich, a nie z dawnego radioodbiornika. Być może fakt ten potwierdzał w jakiś dziwny sposób zarzucony już dawno pogląd filozoficzny: koncepcję platońską, w myśl której ogólne pojęcia rzeczy były — w każdej kategorii – realne. Odbiornik telewizyjny był formą wprowadzoną na miejsce innych form; kolejne formy następowały po sobie jak klatki na kawałku taśmy filmowej.
W każdym przedmiocie, rozmyślał Joe, muszą żyć w jakiś szczątkowy sposób jego formy poprzednie. Przeszłość — choć ukryta pod powierzchnią, utajona — tkwi tam w dalszym ciągu i może wynurzyć się na światło dzienne, gdy tylko narosłe później formy znikną w jakiś niefortunny i nieprzewidziany sposób. Mężczyzna nie zawiera w sobie młodego chłopca, lecz wcześniej żyjących mężczyzn, myślał Joe. Historia zaczęła się dawno temu.
2/2
Odwodnione szczątki Wendy. Ustało tu normalnie funkcjonujące następstwo form. Ostatnia forma dobiegła kresu i nic nie nastąpiło po niej — ani żadna nowa forma, ani następna faza tego, co nazywamy rozwojem. Na tym chyba polega starość: brak nowych form prowadzi do degeneracji i zgrzybiałości. Tylko że w tym wypadku nastąpiło to nagle, było kwestią zaledwie godzin.
Ale jeśli chodzi o tę dawną doktrynę – czyż Platon nie twierdził, że coś musi przetrwać rozpad, że jakiś element wewnętrzny mu nie podlega? Ten dawny dualizm, w myśl którego ciało i dusza były elementami odrębnymi? Ciało dobiegło kresu życia,jak w wypadku Wendy, dusza zaś wyfruwała jak ptak z gniazda, kierując się gdzie indziej. Możliwe, pomyślał. Aby narodzić się na nowo zgodnie z tym, co mówi „Tybetańska księga umarłych”. To istotnie prawda. Chryste Panie, pomyślał, mam nadzieję, że to prawda. W takim bowiem razie będziemy mogli wszyscy spotkać się znowu. Tak jak w „Kubusiu Puchatku”: istnieje inna część lasu, w której chłopiec i jego miś zawsze będą mogli się bawić... Oto niezniszczalna kategoria, stwierdził. Tak samo my wszyscy. Każdy z nas, razem ze swym misiem, odnajdzie się w nowym, jaśniejszym, trwalszym świecie.
Jakże wielki strach nastanie, gdy Pan przyjdzie niespodzianie sądzić wszystkich serc otchłanie.
- Proszę o pięć centów - powiedziały drzwi gdy spróbował je otworzyć. Można było przypuszczać że wrodzony upór płatnych drzwi przetrwa wszystko inne. Że będą one funkcjonować jeszcze długo po tym, jak cofnie się w czasie wszystko w całym mieście.... a może i na całym świecie.
Śmierć z naturą przejmą dziwy, gdy proch z grobu wstanie żywy, na Sędziego głos straszliwy.
-Kiedy miała sześć lat - przerwał jej G. G. Ashwood - i mieszkała w Detroit, oczywiście z rodzicami, stłukła zabytkową figurkę ceramiczną, do której jej ojciec był bardzo przywiązany.
-Czy ojciec pani nie przewidział tego? - spytał Joe. - Skoro ma zdolności jasnowidzenia…
-Przewidział – odparła Pat - i ukarał mnie na tydzień przedtem, zanim stłukłam figurkę. Ale on twierdził, że to było nieuniknione.
- (...) Lepiej, żeby przebywała w izolacji, niż żeby nie istniała w ogóle.
- Ona istnieje - poprawił go von Vogelsang. - Jedynie nie może nawiązać z panem kontaktu, a to jest różnica.
- To różnica metafizyczna, która nie ma dla mnie żadnego znaczenia - oświadczył Runciter.