cytaty z książki "Profesor Andrews w Warszawie. Wyspa"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wie Pani, czego się najbardziej boję? Że świat mógłby być naprawdę taki, jaki się nam wydaje.
Dopiero tam na wyspie, w jej sterylności dostrzegłem ów fakt - każda chwila jest na wagę świata.
Ale czasami zdarzają nam się rzeczy, które sięgają w jakieś głębie, są w poprzek ogólnie przyjętym rozwijanym wzorom, rzeczy, które robią na tej wspólnej mapie dziury i nie wiadomo co zrobić z takimi faktami. Nie da się ich bowiem przypasować do żadnej Historii, zresztą brałyby ją wtedy w jakiś niebezpieczny nawias.
Dziwił się sam sobie, że tak dużo myślał o jedzeniu; jego umysł przyjmował te myśli nieporadnie - był przyzwyczajony, że myśli rozsiadały się w nim jak w wygodnych kanapach, kształtne idee, abstrakcyjne pojęcia.
(...) to, czego pragnę najbardziej, to wierzyć, że nie stałem się ofiarą jakiejś anomalii, lecz że doświadczyłem cudu.
(...) nie ma znaczenia, że się istnieje. "Nie ma" i "jest" są równouprawnione.
(...) gdy się o czymś intensywnie myśli, gdy się czegoś pragnie i tęskni - wtedy to się dostaje.
Czy musimy rozumieć to, co widzimy?
Ale już w tej pierwszoosobowej myśli było mnie dwóch − ten, który się martwił, i ten, o którego się martwi. Widząc to niespodziewane rozdwojenie, stawałem się trzeci − kim jest ten, który się martwi, i ten, o którego się tamten martwi? I z niepokojem dostrzegałem w sobie jakiś straszny przestwór złożony ze spekulacji, z myśli, z obrazów, z emocji.
(...) każda chwila jest na wagę świata.
Jedyne moje dobre sny to były sny o jedzeniu. Jadłem we śnie i może dlatego nie umarłem z głodu.
Czułem się zamknięty w sobie samym, jakby to „ja”, które uważałem do tej pory za coś ostatecznego i całkowicie realnego, ukazało się przez chwilę w prawdziwym świetle − byłem czymś, co zawiera w sobie kogoś innego. Byłem skorupką, łupiną, a tam, w środku domagał się już istnienia jakiś byt młody, niedojrzały, ledwie błoniasty, niegotowy, istnienie, które ma się dopiero stać, o ile mu się to w ogóle uda. Czy nie myślała Pani czasami, że nasze życie jest sprawdzianem możliwości pojawienia się tej istoty, którą sami sobie stworzyliśmy jako prawdziwe „ja”.
Potem, gdy żegnał się z otyłym mężczyzną pod bramą ambasady, tamten pocałował go w oba nie golone od dwóch dni policzki. Co profesor mógł mu powiedzieć na pożegnanie? Chwilę ustawiał nieposłuszny, pijany język, a potem wyszeptał niepewnie: „Ziwo czi na miescu?”. Polak spojrzał na niego zdziwiony. „Żywą”, odpowiedział.
Inni ludzie są zawsze niepewnym adresatem.
Czasem z rzeczywistością, która jest tylko projekcją psyche (...), dzieją się dziwne rzeczy.
Te pierwsze godziny, pierwsze dni cały byłem czekaniem na innych. Zamieniłem się we własne zmysły - we wzrok i słuch.