cytaty z książki "Bóg zwierząt"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wiedziałam, że to złe. Ale na myśl o wybraniu jego numeru, o czekaniu, aż jego głos napłynie z drugiego końca linii, czułam dreszcz poczucia winy, oszałamiające poczucie wstydu. Za każdym razem, kiedy odkładałam słuchawkę, obiecywałam sobie, że to po raz ostatni, że już nigdy nie zadzwonię. Kiedy jednak słońce chyliło się ku zachodowi, ja zakradałam się do szafy mojej siostry, trzymając jej telefon na kolanach jak tykającą bombę. Wciąż czekałam na wieczór, kiedy on nie odbierze, wieczór, kiedy telefon będzie dzwonił i dzwonił, a ja dowiem się, że to koniec. Ale za każdym razem kiedy dzwoniłam, odbierał po mniejszej liczbie dzwonków. A potem zaczął odbierać , wypowiadając moje imię, bo wiedział na pewno, że to ja jestem po drugiej stronie.

Robił to coraz częściej, czytał fragmenty z powieści, gazet, tomów wierszy. Nigdy nie pytałam o tytuły ani autorów, a on nigdy sam ich nie podawał. Zamykałam natomiast oczy, by słowa płynęły przez mój umysł w mglistych falach – jak mój osobisty ocean. Przywiązałam się do jego głosu, jego oddechu, delikatnych drgnień nocy szeleszczących w powietrzu dokoła niego. W ten sposób spędzaliśmy razem czas. Reszta świata znikała za najczarniejszą smołą ciemności, a my zostawaliśmy sami po drugiej stronie. To na pewno była miłość. No bo cóż innego?

Tę część historii zatrzymałam dla siebie – to, jak stali razem nad ciałem, dzieląc przez chwilę potężny, nienazwany żal nad wszystkimi rzeczami, które się stały, wszystkimi dokonanymi wyborami, wszystkimi niewypowiedzianymi słowami. I w tamtym momencie zobaczyłam ich nie jako matkę i ojca, ale jako ludzi, którymi byli dla siebie po tylu latach splątanego życia, ludzi, którymi się stali.

Na tym polegał problem z przyzwyczajaniem się do ludzi – odchodzili i trzeba było za nimi tęsknić.

Miłość. To słowo wszystko zmieniało. Ludzie mieli różne pragnienia, wyobrażali sobie wymarzone życie, i to wszystko rozpadało się w gruzy, kiedy się zakochiwali.

Zapadła długa cisza, coś tajemnego i ukrytego, świat, którego nikt nigdy ze mną nie dzielił. I chociaż widziałam tylko ich stopy, czułam łączącą ich więź. Gdybym mogła zobaczyć ich twarze, na pewno zobaczyłabym to samo, zrozumiałabym myśli, które dzielą, i słowa, których nie muszą wypowiadać.

Jeśli coś zostawiasz, bo tego nie chcesz, to po sprawie. Ale jeśli coś gubisz, cóż, to należy do ciebie już na zawsze. Bez względu na to, czy jeszcze to kiedyś zobaczysz, czy nie.

Oto prawda o rzeczach: jeśli weźmiesz coś, co nie jest twoje, nigdy nie będzie należało do ciebie. Możesz się starać to zatrzymać, ale kiedyś to i tak ci się wymknie z rąk. Coś, co nie miało być twoje, nigdy twoje nie będzie. Bez względu na to, co zrobisz, żeby to zatrzymać.

A śnieg padał. Jak sen, deformował kształty i barwy, ukrywając wszystko, co znajome, grzebiąc wszystko, co prawdziwe. Gdzieś w oddali była stajnia, dom, świat mojego dzieciństwa. Ale śnieg wirował dokoła mnie jak miliony małych owadów, i żadnej z tych rzeczy już nie widziałam.

Wszystko, co wyobrażamy sobie jako piekło, cały ból i okropności, całe cierpienie i samotność już istnieją. Nieustannie są dookoła.

Miłość wystarczyła, by człowiek nie uważał, by stracił równowagę i stał się nieostrożny. A tęsknota, ciemna pustka, która powstawała w duszy, potrzeba, aby bić się w pierś i łkać w środku nocy, mogły wystarczyć, by człowiek zapomniał, jak stawiać kroki. Mogły wystarczyć, by człowiek przekroczył punkt, w którym grunt się kończy, a zaczyna się woda.

Świat był, jaki był. Nie było tajemnic. Były tylko rzeczy, o których się nie mówiło.

Tak właśnie wszystko się kończyło – w małych, brzydkich kawałkach. Ludzie mogą krzyczeć albo tonąć, albo codziennie jeść samotnie lunch, a świata to w ogóle nie obchodzi. Po prostu pędzi do przodu ze swoimi sprawami, pracując niestrudzenie jak ludzkie serce. Żadnych zasad, żadnych wskazówek, żadnych odpowiedzi. Tylko żal. A ja z tym wszystkim nie miałam nic wspólnego.

I to w tych momentach pamiętam go wyraźnie, dźwięk jego głosu, kiedy wypowiadał ich imiona, delikatność jego dotyku, i to, jak kochał, naprawdę kochał, każdego z nich: każdą z tych niedotrzymanych tajemnic, każde z tych niespełnionych marzeń.

Przez wszystkie te lata byłam niezauważalna, chowałam się za włosami, garbiłam ramiona, samotnie szurałam po korytarzu. Nie można było cofnąć tego czasu, więc nie było sensu o tym myśleć. Ważne było dzisiaj, jutro i pojutrze. Ważna była świadomość, że jedyne, co muszę robić, żeby być lepszą od innych ludzi, to zachowywać się tak, jakbym była lepsza.

Wcześniej, na piętrze, w szafie mojej siostry zamknęłam oczy i widziałam miejsce, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Nie było tam gniewu, nie było samotności, nie było postrzępionego, lodowatego strachu przenikającego moje ciało. W tamtej jednej chwili dźwięk w mojej głowie uspokoił się i ucichł. Jeśli piekło było prawdziwe i rzeczywiste, jeśli było obecne dokoła nas, to niebo też.

Nagle zapragnęłam ją pamiętać taką, jak wyglądała w tej chwili – słońce połyskujące w jej włosach, delikatna szyja bez zmarszczek. Próbowałam wypalić ten obraz w swojej głowie, tak żeby po latach móc go sobie przypomnieć. Żebym mogła ją przed sobą zobaczyć tak jak teraz, delikatny, przemijający stan jej piękna, i przypomnieć sobie, kim była, kim mogłaby być, gdyby mieszkała w jakimkolwiek innym świecie.

Te słowa padły w jednym krótkim oddechu, przeszły przez moje usta, zanim umysł zdołał je zatrzymać.

W jego ustach moje imię było świeże i żywe, pełne możliwości, było czymś, co dopiero zaczynało istnieć.

A potem odjechała, zabrana do innego życia, życia, w którym była wspaniała i doskonała, życia, w którym nikt nie wiedział, że kiedyś uwielbiała pędzić, że kiedyś była nieujarzmiona.

Jest mój – powiedziała. – Był mój, jeszcze zanim go zobaczyłam. Będzie mój na zawsze.

Nieważne, kim jest, kim była wcześniej tej nocy, kim będzie jutro. Tę całą noc zalały rozmazane pozory, świat zmieszał się w udawaniu. Niech więc mnie trzyma. Oczy miałam zamknięte i udawałam sobie, że ona jest kimś, kimkolwiek, kto mnie kocha.
