cytaty z książki "Wybór Zofii"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Tam, w Oświęcimiu, powiedz mi, proszę, gdzie był Bóg?
A gdzie był człowiek?
Co sprawia, że człowiek tak głupio zadręcza sam siebie, ciachając się jak nożyczkami rozpamiętywaniem poniesionych porażek?
Są w życiu takie momenty, kiedy skrywane uczucia do innej osoby - tłumiona niechęć lub szalona miłość - wydobywają się na powierzchnię świadomości z niezwykłą wyrazistością; czasem przybiera to postać wręcz fizycznego wstrząsu, którego nie sposób zapomnieć.
I wtedy stało się - poczułam ostre ukłucie nienawiści. przeszyło mnie na wskroś, krótkie, zaskakujące i bolesne; zakręciło mi się w głowie i myślałam, że upadnę na podłogę. oblała mnie fala gorąca, cała byłam w ogniu. nienawidzę go - powiedziałam sobie, okropnie zdumiona tą nienawiścią, jaka we mnie wstąpiła. to zaskoczenie było niesamowite i strasznie bolesne - jak pchnięcie rzeźnickim nożem w serce.
Wy, specjalistki od napalania facetów przekształciłyście miliony dzielnych, młodych ludzi, z których wielu oddało za wasze drogocenne dupy życie na polach bitewnych całego świata,w seksualne kaleki!
Mówiąc wprost, ludzie, którzy nie potrafili odzywać się do siebie po ludzku, negowali tym samym swoją równość.
(...) bo widzisz,już mi było wszystko jedno - po Oświęcimiu straciłam wiarę w Boga, o ile nawet istniał.Powiedziałam sobie: On się ode mnie odwrócił.A skoro się odwrócił, to tak Go nienawidzę, że muszę Mu to okazać, dowieść Mu swojej nienawiści.
[...] zamknąłem oczy i usiłowałem wyłączyć świadomość w obronie przed grozą istnienia.
Och te... - uniosła w górę oczy, ale przekleństwo, którym najwidoczniej zamierzała rzucić, zamarło jej na wargach.Niemców przeklinano bezustannie i tak już długo, że najbardziej plugawa klątwa, choćby zupełnie nowa, wydawała się zbyt łagodna i bez wyrazu; lepiej było milczeć.
[...] nie powinno się chyba porównywać jednej miłości do drugiej.
Pamiętam jeszcze jedno: w uszach rozbrzmiewał mi echem mój własny krzyk sprzed paru sekund: - Poślij mnie do gazu! - krzyczałam.
Kiedy tak w nieskończoność prawi półgłosem komunały o "szacunku", "czułości", "wierności", "wzajemnym zrozumieniu" i tym podobnych chrześcijańskich bredniach, nachodzi mnie wielka i nieprzeparta chęć, by ją zgwałcić.
Kiedyś zrozumiem Auschwitz. Stwierdzenie odważne, ale naiwnie absurdalne. Nikt nigdy nie zrozumie Oświęcimia. (…).
Pytanie: Tam, w Oświęcimiu, powiedz mi, proszę, gdzie był Bóg?
I odpowiedź: Gdzie był człowiek?
Pod chłodnym piaskiem o śmierci śniłem,
Lecz ocknąłem się o brzasku,
By nad sobą ujrzeć w glorii
Jasną gwiazdę zaranną.
To nie był Dzień Sądu – a tylko poranek. Poranek wspaniały i jasny.
Przyjaźnie zadzierzgnięte we wczesnej młodości należą do najmilej wspominanych; jest w nich miłość i lojalność, jakiej nie wiedzieć czemu brakuje przyjaźniom zawartym w późniejszym okresie życia, nawet w tym najprawdziwszym.
Nic nie pozostało z przeszłości nic. Wszystko co widzisz w tym pokoju jest amerykańskie, nowe książki, moje ubrania - nie ma tu niczego z Polski z czasów mojej młodości...
Fiasko zaś spowodowane było nie tylko ponurymi szyderstwami, jakimi mnie raczyła, kiedy dymałem pracowicie w jej sterane lędźwia ("wolniej niż żółw z przetrąconymi kulasami").
Musisz tam kiedyś pojechać zobaczyć to i opisać. Polska jest taka piękna i taka samotna. Dwadzieścia lat mojego dorastania to jedyne lata kiedy Polska była wolna...
Dla wielu młodych ludzi wchodzących w bólach w wiek dojrzały, dwudziesty drugi rok życia jest najbardziej niespokojnym okresem. Uprzytamniam sobie teraz, jak bardzo niezadowolony, zbuntowany i udręczony byłem w tym wieku, a zarazem jak odpornym na poważniejsze emocjonalne stresy czyniła mnie moja pisanina, spełniając rolę katharsis dzięki temu, że mogłem rozładowywać na papierze wiele najbardziej dokuczliwych napięć i zgryzot. Moja powieść była, oczywiście, czymś więcej, ale również takim właśnie uniwersalnym pojemnikiem, stąd też chuchałem na nią tak, jakby chodziło o mój własny delikatny organizm. a jednak pozostawałem wrażliwy na zranienie; w pancerzu pojawiały się pęknięcia i zdarzały się takie chwile, kiedy nękały mnie przypływy kierkegaardowskiej bojaźni.
Cała prawie reszta mojej pisaniny sklecona była z tak sztubackich przemyśleń, tak pretensjonalnej pseudoaforystyki i głupawych wypadów w rejony filozoficznych rozważań, gdzie nie miałem czego szukać, że parę lat temu ukręciłem zdecydowanie łeb sprawie i pozbawiłem się jakichkolwiek szans zyskania nieśmiertelności, skazując wszystko na spektakularne, podwórkowe auto da fe.