cytaty z książki "Duchy. Korespondencje z Kambodży"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kambodżanie są buddystami i kiedy ich domy zostają zburzone, nie mają pretensji do samolotów ani do Amerykanów. Siadają wśród ruin, posypują sobie głowę popiołem i patrząc w niebo, zastanawiają się co zrobili złego w tym albo poprzednim życiu, ze spotkała ich podobna kara.
Pol Pot do tego stopnia zniszczył inteligencję i tak skrupulatnie oczyścił własne szeregi, że Wietnamczycy musieli siłą rzeczy zatrudnić w nowym rządzie przedstawicieli starego systemu.
Co mieli w głowach Czerwoni Khmerzy, tego nikt nie wiedział. Nie dbali o public relations, w czym mistrzami byli partyzanci Wietkongu. Walczyli w milczeniu.
Za rządów Czerwonych Khmerów ludzie bali się dzieci. I myśl, że powstał reżim, w którym dzieci budzą strach i nienawiść, to było coś, muszę powiedzieć... Naprawdę przekraczało to wszelkie wyobrażenie grozy. Nie można sobie wyobrazić nic straszliwszego. A to była Kambodża Czerwonych Khmerów.
W tamtych czasach [lata siedemdziesiąte] w Ameryce panowała cudowna wolność prasy.Dziennikarzowi lub fotografowi akredytowanemu w Kambodży, niezależnie od narodowości i płci, dowództwo USA nadawało stopień majora. Pozwalało to między innymi latać samolotami wojskowymi i mieć pierwszeństwo stosowne do rangi. Żaden funkcjonariusz i żaden wojskowy nie śmiałby otwarcie utrudniać korespondentowi pracy, nawet jeśli jej rezultaty mogły być kompromitujące dla Waszyngtonu.
kapitalizm odradza się z popiołów komunizmu Pol Pota.
Wszyscy ci specjaliści od akcji humanitarnych, którzy z cudzych nieszczęść uczynili swoją profesję i mówią o nich bez współczucia, lecz za to z wielką swadą... Myślę o tych wszystkich domach, willach, biurach, które odnowiono, żeby mogły pomieścić nowych mieszkańców, i zastanawiam się nad wszystkimi pieniędzmi ONZ: jaka ich część idzie naprawdę do kieszeni tych ciemnoskórych, wynędzniałych Kambodżan, których zobaczyć można przy drogach, w słomianych chatach i w blasku lampki oliwnej?
Przesądność jest częścią Kambodżańskiego życia i przede wszystkim na wsiach wielu wierzy, ze Pol Pot był kara nałożoną na Khmerów za grzeszne życie.
Bieg historii jest czymś niezwykłym. Czas Amerykanów się skończył. Nadchodzi czas niepodległości i socjalizmu. Tak długo jednak żywiliśmy nadzieję i traciliśmy ją, że teraz jesteśmy zmęczeni i historia, która dokonuje się na naszych oczach, musi się obyć bez naszego aplauzu.
Kambodżanom, którym pięć lat temu, kiedy zostali wciągnięci w wojnę, obiecano wszelkiego rodzaju pomoc, nie pozostało nic innego, jak dziwić się tej pośpiesznej, i w gruncie rzeczy niepojętej, ucieczce zakłopotanych sojuszników, nie tak dano przecież demonstrujących tutaj w Indochinach, swoją determinację w obronie pewnego porządku świata.
Ty jesteś rzeką, ja łodzią: ty odpłyniesz, ja muszę zostać.
Khmerzy mawiają: "Nie należy sprzeciwiać się losowi". Wciąż myślę, że jest coś niegodnego w pokoju zbudowanym na ludzkiej niesprawiedliwości i w demokracji opartej na niesprawiedliwości społecznej.
Dzisiejsza Kambodża to dziwny i pogmatwany kraj, w którym wczorajsi marksiści-leniniści stają się wielkimi adwokatami kapitalizmu, w którym premier, dawny antymonarchistyczny partyzany, zostaje adoptowany przez byłego króla; i w w którym mordercy sprzed kilkunastu lat powracają na swoje "pola śmierci" z tytułem "ekscelencji".
Stany Zjednoczone nie tylko nie wypłaciły Wietnamowi i Kambodży odszkodowań obiecanych po przegranej wojnie, lecz także nałożyły na oba kraje embargo gospodarcze, uniemożliwiające im rozwój przez całe lata osiemdziesiąte.
... Angkor, jednego z tych nielicznych, nadzwyczajnych miejsc na ziemi, w obliczu których czujemy się dumni z przynależności do ludzkiej rasy; jednego z tych miejsc, gdzie wielkość jest w każdym kamieniu, w każdym drzewie, w każdym hauście powietrza, którym się oddycha.