cytaty z książki "Bałkany zebrane z asfaltu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Czas, to on był tym, co kazało się poruszać. Bezlitosny i nie na sprzedaż. Topniejący jak kostka lodu w ciepłym drinku. Ograniczający nasze postrzeganie świata do mety etapu dziennego.
Cały czas działał mój perfekcjonizm, który nie pozwalał na całkowitą obojętność. Wciąż obowiązywał zaimplementowany przez kapitalistyczny system wartości program, który działa w oparciu o zegarek i kalendarz. Dobrze, że w miarę pokonywanych kilometrów pojęcia takie jak zarządzanie czasem powoli spływały z głowy do dupy.
Rankiem wielki parking pod centrum handlowym zdawał się być zdziwiony pojazdami, które się na nim zebrały. Pod zachmurzonym niebem Katowic stała samochodowa wieża Babel bloku komunistycznego. Śmietnik historii nieudanej motoryzacji. Świadectwo ograniczenia systemem, kreatywności nawet najlepszych konstruktorów. Kaganiec Związku Radzieckiego założony na umysły ogarnięte pasją tworzenia techniki. Sto pięćdziesiąt samochodów i nasze trzy motocykle.
Zamiast myśleć o spoconych chłopach zamkniętych w blaszanej zemście PRL- u wolałem oglądać z motocykla dziewczyny na przystankach autobusowych. Straciłem zaangażowanie.
Zimno weszło w moje wnętrze i zamieniło się w niepewność. Byłem sam. Jedynym kompanem był dychawiczny, stary motocykl. Wiatr się nasilał, mająca nadejść ze swym mrokiem burza nie była straszna jedynie wznoszącej się opodal twierdzy Kalemegdan i Dunajowi. Umiejscowiony tu jak szpilka na wielkiej mapie stanowiłem łatwy cel. Solo na tym śmiesznym, obładowanym szosowym kajaku, w rejsie po wzburzonej, drogowej rzece, wystawiony na pożarcie chaosowi.
These roads are very dangerous. Very careful. God bless you.
- Pracownik pralni w Călimănești.
Każde wyjście z domu jest podróżą życia.
- Mazurek.
W perspektywie zewnętrznej miałem wszystko. Pracę, dom, plany, problemy i terminy. Z drugiej– człowieka na szlaku. Byłem majętny w inne wartości. Miałem paliwo, pieniądze na jedzenie, śpiwór, sprawny pojazd i narzędzia na wszelki wypadek. Pozbawiony zawodowych imperatywów i wizji, a uzbrojony w instrumenty przetrwania, miałem głowę wolną od wszystkiego poza jednym– potrzebą jazdy. Dopiłem ze wstrętem zimny jak deszcz energetyk Playboy i jednym kopem obudziłem mechanicznego przyjaciela.
Według mnie, jazda harleyem to coś jak próba dosiadania katedry Notre Dame albo Wieży Eiffla. Wygodnie nie będzie, ale to pewna kwintesencja czegoś, co jest nie do podrobienia.