cytaty z książek autora "Katarzyna Rupiewicz"
Zapamiętaj jedno, młody: gdyby magia rzeczywiście była potęgą, te wszystkie fiuty ze szkół rządziłyby światem, zamiast uczyć kolejne pokolenia idiotów.
Skinąłem głową. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale zgadywałem, że w rozmowie o pracę nie wypada zaprzeczać. Zresztą, z zasady nie sprzeczałem się z facetami trzy razy większymi ode mnie.
Niemal żałowałem, że nie potrafię być choć trochę bardziej wyniosły. Niektórym przychodziło to tak naturalnie, jakby kij od szczotki wyssali z mlekiem matki.
Ja zaś dopiero wyrastałem z tego wieku, gdy o kobietach się najchętniej śni, bo wtedy nie trzeba z nimi rozmawiać.
Powoli obrócił się wokół własnej osi, badając każdy zakamarek karczmy, aż w końcu jego rozgorączkowane spojrzenie natrafiło znowu na mnie.
- Są tu jakieś potwory? - spytał szeptem.
- Niestety, potworów w tym tygodniu nie podajemy - odparłem.
Wiem, nie powinienem drwić z klienta, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Bawi cię to, chłopcze? - warknął. – Czy patrzyłeś kiedy bestii w oczy albo widziałeś, jak wyrywa człowiekowi trzewia?
– Mówi pan o kobietach? – spytałem z uśmiechem. Tak, zdecydowanie za dużo czasu spędzałem z trollem.
Edevaldis usiadł na jednym z foteli i wskazał mi miejsce przed sobą. Lepsze to niż razem na kanapie. Nie bałem się go, tylko czułem się nieswojo w obecności kogoś znacznie starszego, mądrzejszego i bogatszego niż ja. Zwłaszcza gdy osoba ta przyjmowała mnie w swoim domu, a ja pamiętałem plotki, głoszące, że nie upiera się wyłącznie przy relacjach z płcią piękną.
Jakoś nie miałem ochoty sprawdzać, czy moja klientka może zaczekać. Zrobiłem gar gulaszu, ale doprawienie go pozostawiłem Nanie. Oddzieliłem tylko solidną porcję dla mirrou i wpakowałem do niej całą garść papryczek, które kupiłem głównie dlatego, że nie wiedziałem, jak smakują.
Wbrew temu, co myślały istoty magiczne, nie obrażałem się za nazwanie mnie człowiekiem. W ogóle nie miałem nic przeciwko ludziom i swojemu wyglądowi. Musiałem jednak zareagować, bo mirrou, który poczuje się zbyt pewnie, robi się nie do wytrzymania.
Wypowiedziałem zaklęcie odbierające głos. Miało absolutnie zerowe zastosowanie w walce. Po pierwsze – było długie, więc ktoś zdążyłby mnie trzy razy zabić, zanim bym je skończył. Po drugie, większości przeciwników nie osłabiało w żaden sposób.
Miałem jednak nadzieję, że na nastroszonego kogucika podziała jak kubeł zimnej wody.
Jak to mówią: każde zaklęcie można rzucić, ale niektóre tylko raz.
Gdy nagle okazało się, że jestem istotą magiczną, to było tak, jakbym trafił szóstkę w totka. Nawet najstarsze gnomy nie pamiętały, jak się w to grało, ale podejrzewaliśmy, że za pomocą kart.
Doświadczenie nauczyło mnie jednego: łatwiej jest uwolnić rozsierdzonego wilkołaka z wnyków niż pomóc człowiekowi.
Niestety, w tej chwili nie mogłem przebiec kilkuset kilometrów ani tłuc pięścią w drzewo, aż któreś z nas padnie (...).
Człowiek potrafi przezwyciężyć własną słabość, ale nie potrafi się pogodzić ze swoją siłą.
-Ty się nie śmiejesz?
-Ależ oczywiście że się śmieje(...)
-Bo musisz czy dlatego że chcesz??
-Bo muszę pamiętać że chcę.
Kokietowanie było w Redlum jedyną grą popularniejszą od pokera.