Molly Moon, Micky Minus i megawysysacz myśli Georgia Byng 6,5
ocenił(a) na 29 lata temu Molly Moon. Ech. Tyle zmarnowanego potencjału...
Początek i druga część były bardzo obiecujące. Pomysł dość oryginalny, a choć Molly mogłaby się nazywać Mary Sue, to jednak nie rzucało się to w oczy tak bardzo. Problemem serii jest jednak całkowite skupienie się na głównej bohaterce, doładowywanie jej zadziwiającymi mocami na każdym kroku, a zapominanie o postaciach drugoplanowych. Rocky, którego naprawdę bardzo polubiłam, w tej książce występuje mniej niż pies. Poważnie. Pies Molly ma większą rolę od jej przyjaciela z dzieciństwa z sierocińca, który wspierał ją w trudnych chwilach. A słyszałam, że w kolejnych częściach, nie wydanych po polsku, jest jeszcze gorzej.
Naprawdę, za dużo tych mocy na Molly. Ma już nie tylko hipnotyzm i zatrzymywanie czasu (praktycznie bez limitu, lol),ale jeszcze może w czasie podróżować, tutaj dochodzi kolejna moc (nie napiszę jaka, żeby nie było spoilerów),a dowiadujemy się, że będzie COŚ JESZCZE. Noż po prostu, autorko, pohamuj się trochę! Dlaczego walisz wszystkim na jedną Molly, która w dodatku zachowuje się zbyt idealnie jak na dziewczynę w jej wieku z takim repertuarem supermocy?! Trza było rozdzielić to po równo - trochę dla jej brata, trochę dla Rockiego... Czytanie o paczce superbohaterów, którzy się uzupełniają, byłoby o wiele lepsze od jednej tylko, megasuperhiperbohaterki Molly :/