cytaty z książek autora "Izaak Babel"
Gedali oplata mnie jedwabnymi rzemykami przydymionych swoich spojrzeń".
Dlaczego nie opuszcza mnie ten ciężki smutek? Dlatego, że daleko od domu, dlatego, że obracamy wszystko w ruinę, idziemy jak wicher, jak lawa, znienawidzonej przez wszystkich, życie się rozpada, jestem na wielkiej, niekończącej się stypie.
-Słuchaj pan, Eichbaum- powiedział mu Król. -Kiedy pan umrze, to ja pana pochowam na pierwszym żydowskim cmentarzu, koło samej bramy. Ja panu postawię, Eichbaum, pomnik z różowego marmuru. Ja pana zrobię starostą Brodzkiej synagogi. Ja rzucę swój fach, panie Eichbaum, i przystąpię do pańskiego interesu jako wspólnik. My będziemy mieli dwieście krów, panie Eichbaum. Ja pozabijam wszystkich pachciarzy, prócz pana. Złodziej nie ośmieli się przejść tą ulicą na której pan mieszka. Postawię panu willę na szesnastej stacji... I przypomnij pan sobie ,tylko Eichbaum, pan przecież w młodości też nie był rabinem. Kto podrobił testament- może lepiej głośno nie mówić... I za zięcia będziesz pan miał Króla, nie smarkacza, tylko Króla panie Eichbaum...
Człowiek szukający odpowiedzi winien uzbroić się w cierpliwość. Człowiekowi pełnemu wiedzy przystoi powaga.
- Czy obywatel wierzy w Boga? - zapytał Naftuły.
- Niech w Boga wierzy taki, co wygrał dwieście tysięcy! - odpowiedział stary.
- Czy obywatela nie zdziwiło przybycie obywatelki Brutman o tak późnej porze podczas ulewy i z niemowlęciem na ręku?
- Ja się dziwię - odpowiedział Naftuła - kiedy ludzie robią coś po ludzku. Ale kiedy wyprawiają wariackie sztuki, to ja się wcale nie dziwię.
Nie ma powodu, aby dobrze opowiedziana historia przypominała rzeczywistość. To rzeczywistość ze wszystkich sił stara się przypominać dobrze opowiedzianą historię/(z opowiadania 'Moje pierwsze honorarium').
W całej tej historii najbardziej mi szkoda nie dopitej herbaty, dziwne jak mi szkoda. Myślę o tym całą noc i nienawidzę wojny.
Zapłakane baby, rozdeptane drogi, niskie zboża, brak słońca, księża w szerokoskrzydlych kapeluszach - bez świątyń. Jak mierzą ci wszyscy od przebudowy życia.
Z mieszkań zrobiono kuchnie. Przez zakopcone drzwi walił tłusty płomień, pijany, nabrzękły płomień. W jego oczadziałych promieniach piekły się babie twarze, starcze, drżące podbródki, zasmolone piersi. Pot różowy jak krem, różowy jak piana wściekłego psa, oblewał te kupy rozrosłego, ckliwie cuchnącego człowieczego mięsa. Trzy kucharki , nie licząc pomywaczek, szykowały ucztę weselną, a królowała nad nimi siedemdziesięcioletnia Rojza, tradycyjna jak zwój Tory, drobna i garbata.
Kosmyk włosów kobiecych był zakładką tomu uchwał szóstego zjazdu.
Życie to śmieć, świat to burdel, ludzie to aferzyści.
Benia mówi mało, ale on mówi smacznie. On mówi mało, ale człowiek ma chęć, żeby on jeszcze coś powiedział.
Nie wysmarkałem się na sprawiedliwość. Bynajmniej. Sprawiedliwość wysmarkała się na mnie.
Nie ma powodu aby dobrze opowiedziana historia przypominała rzeczywistość . Rzeczywistość ze wszystkich sił stara się przypominać dobrze opowiedzianą historię.
Pędzą jeńców, zrywają z nich mundury... tępa nienawiść przesłuchujący, zakrwawione bielizna rannego, nie dają im pić... Błagamy, aby nie zabijać jeńców...dowódca: dlaczego nie?...przebijał pałaszami, rozstrzeliwani, trupy na trupach, jednego jeszcze obdzierają, drugiego dobijają, jęki, krzyki, charkot... Jakaż to wolność przynosimy, okropieństwo. Przeszukują folwark, wyciągają z ukrycia.
Do stołu siadano nie według starszeństwa. Głupia starość nie mniej jest żałosna niż tchórzliwa młodość. Podszewka ciężkiej kabzy utkana jest z łez.
Żeby tylko nie zapomnieć tego popa z Laszkowa; nieogolony, poczciwy, wykształcony, może i pazerny, ale co to za pazerność - kura, kaczka, domostwo, żył, jak należy.
Smutne nowiny z Odessy. Nie dają odetchnąć. Co z ojcem? Czy mu wszystko zabrali? Trzeba pomyśleć o domowych sprawach.
Matka płacze w takt modlitwy, opowiada, stoimy przy stole, już dwa miesiące młóci mnie nieszczęście.
Pojąłem wreszcie, czym jest koń dla Kozaka i dla kawalerzystów.
Spieszeni jeźdźcy na pylistych, rozpalonych drogach, siodła w rękach, śpią jak zabici na cudzych podwodach, wszędzie gnijące ścierwa końskie, mówi się tylko o koniach, zwyczajowe zamiany, hazard, koń - męczennik, koń - cierpiętnik, epopeje o koniach, sam przesiąkłem tymi uczuciami, żal koni przy każdym przemarszu.
Zniszczony, zapaskudzony sad, tu kwaterował sztrab Budionnego, roztrzaskany, spalony ul, ten straszny, barbarzyński obyczaj - zostały mi w pamięci połamane ramki, tysiące pszczół, buczących i tłukących się o rozbity ul, ich wzburzone roje.
Bestie, przyszli, żeby nagrabić, to takie proste; idą w gruzy stare bóstwa.
Całe to wojactwo - aksamit na czapkach, gwałty,czupryny, bitwy, rewolucja i syfilis.
Wczoraj byli tu Kozacy esaula Jakowlewa. . Urządzili pogrom. Piętnastu zabitych: 70-letni Icek Galer, Dawid Zyk - 45-letni szansa, jego żona, 15-letnia córka, Dawid Tekst, rzezak, jego żona. Ładna, nasamprzód ją zgwałcili... Wynoszą zwłoki; mieszkańcy w ciągłym strachu, panika. Co najbardziej uderza - to obojętność naszych, obdzierają trupy, gdziekolwiek przyjdą.
Ta sama nienawiść, ci sami Kozacy, ta sama srogość, a prawda, wojska są przecież różne - ale to brednie. Życie tych miasteczek. Nie ma dla nich ratunku. Wszystko idzie w ruinę - Polacy też nie dali im spokoju. Dziewczęta i kobiety ledwie powłóczą nogami.