Amy Sohn jest Brooklyńską autorką, publicystką i scenarzystką. Napisała powieści Run Catch Kiss (1999) oraz My Old Man (2004),obie wydane przez Simon & Schuster, oraz przewodnik towarzyszący telewizji Sex and the City, Sex and the City: Kiss and Tell. Ukończyła Hunter College High School w 1991 roku i Brown University z AB w 1995 roku.
Jest redaktorem magazynu w Nowym Jorku. Od 1996 do 1999 pisała w kolumnie randkowej, "Female Trouble", New York Press. Jej artykuły i recenzje pojawiły się również w "The Nation", Playboy, Harper's Bazaar, Men's Journal i New York Times Book Review.http://www.amysohn.com/
Kiedy przeczytałam streszczenie, momentalnie skojarzyło mi się z "biedniejszą" i nieco urozmaiconą wersją "Seksu w wielkim mieście", mimo, że główne bohaterki nie były ze sobą zaprzyjaźnione, chociaż po części. Zachęciła mnie przede wszystkim fabuła, bo o autorce nigdy wcześniej nie słyszałam. Co tu dużo pisać- rozczarowałam się, bo akcja była kiepska, monotonna i miejscami zbyt pretensjonalna i mocno przesadzona.
Lizzie, Rebecca, Melory oraz Karen. Cztery różne charaktery, cztery kobiety chcące od życia czegoś zgoła innego. Aktorka uzależniona od "poprawiaczy" nastroju, niezaspokojona seksualnie wzorowa matka, ukryta biseksualistka i desperatka, pragnąca przyjaźni w wyższych sferach. Wydawać by się mogło, że taka mieszanka nie ma ze sobą nic wspólnego i losy bohaterek nigdy nie powinny w żaden możliwy sposób się skrzyżować. Jedyne, co może połączyć te kobiety to wspólna dzielnica i podobna sytuacja życiowa - mają po trzydzieści kilka lat, dzieci i wewnętrzną pustkę, do której zaspokojenia usiłują, każda na własny sposób dążyć.
Skłamałabym, mówiąc że ta książka to arcydzieło. Trochę czasu mi zajęło przebrnięcie przez nią, i to nie tylko ze względu na objętość; niektóre opisane w niej wydarzenia wydały mi się zbyt niewarte uwagi, aby w ogóle o nich wspominać. Wywołuje to w czytelniku poczucie frustracji oraz pewnego rodzaju znudzenie. Jednak dzisiaj, po lekturze ostatniej już strony stwierdziłam, że ta powieść jednak ma w sobie "coś". Mimo banalnego zakończenia, pozostawiającego pewien niedosyt, jak i wcześniej już wspomnianych niedociągnięć, nie żałuję tych kilku spędzonych nad nią dni. Autorka, mimo pewnych braków potrafiła w świetny sposób oddać klimat nowobogackiej dzielnicy, zamieszkałej przez dość specyficzną kategorię społeczną, a jej postaci mimo że nie do końca dopracowane wzbudzają w czytającym chociaż umiarkowane zainteresowanie. Warto było mimo wszystko sięgnąć po "Pod jednym dachem" dla tych właśnie walorów.