Na szlaku do Composteli Hape Kerkeling 6,6
ocenił(a) na 56 lata temu Piesza pielgrzymka do Santiago fascynuje mnie odkąd lata temu przeczytałam o niej po raz pierwszy, w którejś z powieści Lodge'a. Marzę o tym, by wybrać się w drogę, choć nie jestem religijną. Chciałabym pójść na pielgrzymkę tak, jak w średniowieczu - rozpocząć drogę na progu domu. Tak się składa, że - mieszkając we Wrocławiu - rzeczywiście mogę to zrobić :),ponieważ biegnie tędy jeden z najstarszych szlaków.
Mimo to, Camino wciąż wydaje mi się zbyt ekstremalnym doświadczeniem (nie mówiąc o urlopie) i ciągle odsuwam w czasie decyzję o wyruszeniu. Nie przeszkadza mi to jednak przed czytaniem relacji z pielgrzymki, takich jak ta książka niemieckiego komika. Literacko książka jest, oczywiście, żadna. Nie jest również zabawna, jak zachwalają wydawcy. Refleksje autora nad tym, co daje mu droga, raczej do mnie nie trafiają. Wydaje mi się, że opowieści o cudzych objawieniach zawsze będą wydawać się banalne, dopóki sami ich nie przeżyjemy.
Podobały mi się jednak rzeczowe opisy trudów na szlaku - wskazanie wprost na brud w schroniskach, na niezbyt ciekawe jedzenie na szlaku, na niebezpieczeństwa dla samotnych kobiet, na to, że spotyka się wiele źle traktowanych zwierząt. Autor przeszedł tę drogę dość komfortowo, nocując raczej w hotelach, żywiąc się w restauracjach i - tam gdzie czuł się zbyt zmęczony - korzystając z pociągów, żeby przejechać kolejny etap trasy. I to mi się najbardziej podobało w tej książce.
Większość relacji innych to pełne banałów opisy wspólnoty, uduchowionych przeżyć itp. Lub wręcz przeciwnie - podkreślanie "osiągów" turystycznych: ile można przejść kilometrów dziennie, ile ma ważyć plecak, ile zapłacić za jedzenie, jak się wyżywi freeganin w Hiszpanii itp. Dzięki książce Hape Kerkelinga zaś dowiedziałam się o "brzydkich" realiach szlaku. Ja też nie lubię brudu, nie chcę się obawiać o swoje bezpieczeństwo ani ścigać się, żeby zdążyć zająć miejsce w schronisku. Znajomość tego typu szczegółów jest ważna, zanim się zdecyduję ruszyć na wędrówkę. Relacja Kerkelinga pokazuje też, że można tę drogę przejść bardziej "lightowo" i nadal czuć się odnowionym.