cytaty z książek autora "Bret Easton Ellis"
Przeklinam ziemię i wszystko, czego mnie nauczono, odrzucam od siebie zasady, rozróżnienia, wybory, moralność, kompromis, wiedzę, spójność, modlitwę - wszystko to jest błędem i nie służy żadnemu ostatecznemu celowi. Wszystko sprowadza się do jednego stwierdzenia: przystosuj się lub zdychaj.
Nigdy, przenigdy nie przyszło mi do głowy, że ludzie są dobrzy albo, że człowiek może się zmienić, albo że świat mógłby być lepszy dzięki prostej przyjemności radowania się uczuciem, spojrzeniem, gestem albo dzięki czyjejś miłości i czyjemuś oddaniu. Nic się nie potwierdzało, wyrażenie " wielki duchem" nie przystawało do niczego, było banałem, czymś w rodzaju kiepskiego żartu. Seks to matematyka. Indywidualność nie wchodzi w grę. Cóż może znaczyć inteligencja? Zdefiniuj rozum. Pragnienie- bez sensu. Intelekt nie jest lekarstwem. Sprawiedliwość umarła. Strach, wyrzuty sumienia, niewinność, współczucie, poczucie winy, strata, porażka, żal- to stany i uczucia których nie ma. Myślenie niepotrzebne. Świat dzisiaj nie myśli. Zło jest tym co trwa wiecznie. Bóg nie żyje. Miłości wierzyć nie można. Powierzchnia, powierzchnia, to co na wierzchu, tylko to się liczy...
Nie ma już żadnych ograniczeń, jeśli w ogóle kiedykolwiek istniały. (...) Jestem niespójną istotą ludzką, jestem niedokończonym szkicem, jestem aberracją. Nie muszę wam tego mówić. To wyznanie nic nie znaczy...
To prawda: świat staje się lepszy, kiedy znikają z niego pewni ludzie. Nasze żywoty w ogóle nie są ze sobą powiązane. Teoria, która mówi, że jest inaczej, to kupa nic nie wartego gówna. Niektórzy ludzie naprawdę nie muszą tutaj być.
- Patrick nie jest cyniczny, Timothy. Jest moim chłopcem z sąsiedztwa, prawda kochanie?
- Nie, nie jestem - szepczę do siebie. -Jestem popierdolonym, groźnym psychopatą.
Jej słabość do mnie sprawia, że stała się intelektualne bezbronna.
W kuchni próbuję przygotować klopsy z ciała dziewczyny: jest to bardzo frustrujące zajęcie i spędzam resztę popołudnia rozsmarowując wnętrzności po ścianach i żując kawałki skóry, które odrywam od trupa.
Nie ma sensu zaprzeczać: nie był to najlepszy tydzień. Zacząłem pić własny mocz.
- Jesteś nieludzki - oświadcza powstrzymując się - jak przypuszczam - od płaczu.
- Mam... - jąkam się chcąc wyjść z tego obronną ręką -...mam... bardzo dobry kontakt z ludzkością.
Gdy rezygnujesz z życia na rzecz fikcji, stajesz się fikcyjną postacią.
Świat jest miejscem,w którym nikogo nie obchodzą twoje pytania,i że gdy jesteś sam,nic złego ci się nie stanie.
Robaki wiją się już na ludzkiej kiełbasie, kapie na nie ślina sącząca się z moich warg i ciągle nie wiem, czy zastosowałem dobrą recepturę, czy to, co gotuję, będzie smaczne, bo nie mogę przestać płakać i tak naprawdę nigdy przedtem niczego nie gotowałem.
(...) jedynym celem firmy funkcjonującej w ekonomii reputacji jest zarabianie pieniędzy. Wzywa się nas do podporządkowania się nudnej kulturze korporacyjnej i zmusza się nas do defensywnej reakcji polegającej na upiększaniu naszych niedoskonałych siebie, abyśmy mogli sprzedawać i być sprzedawanymi - bo kto chce się przejechać, wynająć dom lub leczyć zdrowie u kogoś, kto nie ma dobrej reputacji w sieci? Nowa ekonomia zależy od tego, czy każdy będzie zachowywał konserwatywną i skrajnie praktyczną postawę: trzymaj gębę na kłódkę, noś spódnice do kostek, zachowaj skromność i nie miej żadnych pieprzonych oryginalnych opinii. Ekonomia reputacji jest kolejnym dowodem na to, że nasza kultura staje się coraz bardziej mdła i pozbawiona wyrazu, mimo że egzekwowanie myślenia grupowego w mediach społecznościowych tylko zwiększyło niepokój i paranoję, ponieważ ci, którzy chętnie aprobują ekonomię reputacji, są oczywiście również najbardziej przerażeni. Co się stanie, jeśli stracą to, co stało się ich największym, jeśli nie jedynym majątkiem? To kolejne złowieszcze przypomnienie, jak zdesperowani finansowo są ludzie i że jedynym narzędziem, jakie mają do wspięcia się wyżej po ekonomicznej drabinie, jest ich błyskotliwie optymistyczna reputacja z całą jej nieskazitelną powierzchownością - co tylko wzmaga ich niekończący się niepokój, ich niemającą granic potrzebę bycia lubianym, lubianym, lubianym. Ludzie zdają się zapominać w oparach fałszywego narcyzmu i w naszej nowej kulturze autoreklamy, że siła nie wynika z lubienia tego czy tamtego, ale z bycie szczerym wobec pełnych sprzeczności samych siebie - co faktycznie czasami oznacza bycie hejterem.
(...) Jednak większość z nas prowadzi teraz aktywne życie w mediach społecznościowych, które są bardziej oparte na odgrywaniu ról, niż mogło nam się przyśnić jeszcze dziesięć lat temu, a dzięki owemu rozkwitającemu kultowi lubialności wszyscy w pewnym sensie staliśmy się aktorami. Musieliśmy na nowo wymyślić sposoby wyrażania naszych myśli, uczuć, pomysłów i opinii w pustce wykreowanej przez kulturę korporacji, która bez przerwy próbuj nas uciszyć, wysysając z nas wszystko, co ludzkie, sprzeczne i prawdziwe, przy pomocy odgórnie narzuconych zasad, jak można się zachowywać. Wygląda na to, że weszliśmy niebezpiecznie daleko w pewną formę totalitaryzmu, który brzydzi się wolnością słowa i karze ludzi za ujawnianie ich prawdziwego ja.
Co jednak dzieje się gdy wszystko jest dostępne niemal automatycznie - kiedy powieść, film, naga kobieta, pięć nagich kobiet albo naga kobieta w trakcie orgii z pięcioma facetami jest dostępna w kilka kliknięć? Kiedy nagość i seksualna satysfakcja stały się tak rutynowe, że wystarczy chwila, by poznać się z kimś i dostać rozebrane zdjęcia tego swojego rychłego partnera lub partnerki seksualnej - wymiana tak zwyczajna jak zamówienie książki przez Amazona albo ściągnięcie filmu z Apple. Przez brak inwestycji wszystko staje się identyczne. Skoro wszystko jest dostępne bez żadnego wysiłku ani jakiejkolwiek dramatycznej narracji, to kogo obchodzi, czy ci się to podoba, czy nie? A podnosząca puls ekscytacja - suspens - wysiłku wkładanego w znajdywanie erotycznych materiałów całkowicie zanikła w łatwości i dostępności, co w rzeczywistości zmieniło nasze doświadczanie oczekiwań. Owa analogowa epoka miała w sobie pewną romantyczność, żarliwość, inność, której brakuje w cyfrowej erze postimperialnej, w której wszystko ostatecznie staje się jednorazowe.
There’s no use in denying it: this has been a bad week. I’ve started drinking my own urine.
Książki nie angażują już dzisiaj ludzi do tego stopnia (...)
Wszystko zostało zdegradowane przez nadmiar bodźców i technologię rzekomo umożliwiającą wolność wyboru, czyli krótko mówiąc: przez demokratyzację sztuki.
Żyjemy jednak w czasach, kiedy wszyscy jesteśmy tak surowo oceniani przez pryzmat polityki tożsamości, że jeśli sprzeciwiamy się opresyjnej zbiorowej ideologii progresywnej, która proponuje uniwersalną inkluzywność dla wszystkich prócz tych, którzy mają czelność zadawać pytania, to najzwyczajniej w świecie mamy przejebane. Wszyscy muszą być tacy sami, reagować identycznie na każde dzieło sztuki, ruch czy ideę, a jeśli ktoś odmawia udziału w chórze pochlebców, natychmiast dostaje łatkę rasisty albo mizogina. Tak kończy się kultura, gdy przestaje się liczyć ze sztuką.