Księżyc goblinów Teresa Edgerton 5,7
ocenił(a) na 76 lata temu Przyznaję, mam słabość do tej książki. Pierwszy raz czytałem ją, kiedy jeszcze pachniała nowością, a ja miałem połowę tych lat, co mam teraz. Zapamiętałem ją jako „taki radosny kicz”, ale tego określenia używam tu po swojemu, z wydźwiękiem w istocie pozytywnym, z dyskretnym respektem. Kicz jako konwencja. Lubię lubić.
Powieść jest może i klasy C, ale za to elegancka, potoczysta i konkretna. Ma wszelkie zalety dobrze opowiedzianej historii i żadnej z tych wad, które ostatnio odrzuciły mnie od paru zakontraktowanych bestsellerów. Postacie są barwne i charakterystyczne. Opisów jest w sam raz. Dobre dialogi są. Nie żeby jakieś szczególnie odkrywcze, ale na tle wciąż obniżanych tu i ówdzie poprzeczek odpowiadają na tęsknotę za tym, jak pisano kiedyś. Nie ma eksperymentów na czytelniku. Wyraźnie widać fabułę, klamry kompozycyjne, nie ma wątków wtrąconych przypadkowo i później jak kamień w wodę. Może to tylko brak minusów, ale wystarczy, by poczuć przyjemne mrowienie-zdumienie.
Obawy miałem, bo z wiekiem coraz sporadyczniej porywam się na słowo pisane o elfach i trollach, a weryfikacja ćwierćwiekowych sentymentów to zdradliwa rozrywka. „Księżyc goblinów” przeszedł jednak tę próbę czasu zwycięsko.
A mimo to wciąż nie mogę się oprzeć pokusie, by traktować tę powieść protekcjonalnie (np. by nazwać ją „powieścią klasy C”!). Może temu dufnemu odruchowi w jakiejś mierze przysłużyło się koszmarne wydanie – przestawionych liter, zgubionych i pomylonych słów jest tyle, że chyba dopiero przy następnej książce będę się zastanawiał, co mi w niej, w tej nowej, nie gra.