cytaty z książek autora "A.K. Blakemore"
Znam się na tchórzach i znam się na mężczyznach. A wiadomo, że jak znasz tych drugich, pierwsi też nie stanowią dla ciebie tajemnicy.
Tylko mężczyzna sugeruje najoczywistszą rzecz pod słońcem, jakby to było objawienie dla niewieściego pustego umysłu. Choć w rzeczywistości wszystkie najoczywistsze rzeczy pod słońcem są na głowie kobiet, w przeciwnym razie pozostałyby niezałatwione na wieczność.
Smród przywodzi mi na myśl Biblię, a raczej to, co w Biblii napisano o piekle, i myślę sobie, że nie o to chodziło Panu Bogu, kiedy ustalał, jak to będzie wyglądało - Stwórca z pewnością nie sądził, że człowiek wybierze najbardziej zapadające w pamięć fragmenty, najsmakowitsze opisy, po czym traktując je jak instrukcję, stworzy na ziemi mnóstwo miniaturowych piekieł nakrytych dachem ze strzechy i z łupku, by później objąć nad nimi panowanie i zamykać w nich innych ludzi. Ale z drugiej strony Bóg to Bóg, musiał więc doskonale zdawać sobie sprawę z tego, jak zachowa się człowiek, i albo miał to gdzieś, albo była to część Jego planu.
Jakież proste jest życie zwierząt, które nie zostały stworzone na podobieństwo Pana. Cokolwiek widzą i czegokolwiek pragną, biorą to sobie i są szczęśliwe.
Powiadają, że rankiem, kiedy miało dojść do bitwy, gdy
królowa ruszyła przed siebie w zbroi ze złota i złotej pelerynie,
tuż przed kopytami jej wierzchowca przemknął zając, gaszek taki sam jak ten, co go widziałam. I że... – w tym momencie podnosi głowę, żeby spojrzeć na mnie z tajemniczym uśmiechem – ...i że królowa zginęła tego samego dnia, zabita przez pogan. Bo widzisz – dodaje, na wypadek jeślibym nie zrozumiała – zając to omen.
Oglądam się przez ramię, żeby rzucić starowinie uśmiech,
i stwierdzam, że cały czas wpatrywała się w me plecy mimo półmroku panującego w izbie. Na jej twarz wypełza teraz pełen zadowolenia uśmiech. Bess może i jest prawie ślepa, ale w tej chwili mam wrażenie, jakby jej pokryte bielmem oczy przewiercały mnie na wskroś. I znów nachodzi mnie chęć, aby jak najprędzej opuścić tę ruderę.
Na ścieżce przed sobą, tej, która biegnie od domu Beldam West, dostrzega widmo, łkające i zawodzące coraz ciszej w miarę zagłębiania się w las porastający wzgórze.
Wkrótce jedna biała postać, którą zoczył John, przeradza się w cztery czarne, a co więcej, on już nie tylko patrzy – on walczy, jak walczył Jakub z aniołem. Jego własna rola ulega rozdmuchaniu, nabierając znamion heroizmu.