Najnowsze artykuły
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński1
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać315
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Michał Sufin
3
5,4/10
Urodzony: 02.08.1983
Polski kulturoznawca, scenarzysta i krytyk literacki.
Rodowity warszawiak.
Studiował na UW (kulturoznawstwo i socjologia).
Współpracował z takimi czasopismami jak "Zine", "Nowe Książki" i "Lampa".
Aktywny członek młodej grupy teatru improwizowanego Stand Up Polska.
Współautor scenariusza do trzech odcinków serialu "Niania".
Wybrane książki Michała Sufina: "Warszawskie wersety (Wydawnictwo Czarne, 2008),"Słowik" (na podstawie bajki Hansa Christiana Andersena, Wydawnictwo Oleksiejuk, 2009),"Wbrew naturze" (praca zbiorowa, Wydawnictwo Amea, 2010).http://
Rodowity warszawiak.
Studiował na UW (kulturoznawstwo i socjologia).
Współpracował z takimi czasopismami jak "Zine", "Nowe Książki" i "Lampa".
Aktywny członek młodej grupy teatru improwizowanego Stand Up Polska.
Współautor scenariusza do trzech odcinków serialu "Niania".
Wybrane książki Michała Sufina: "Warszawskie wersety (Wydawnictwo Czarne, 2008),"Słowik" (na podstawie bajki Hansa Christiana Andersena, Wydawnictwo Oleksiejuk, 2009),"Wbrew naturze" (praca zbiorowa, Wydawnictwo Amea, 2010).http://
5,4/10średnia ocena książek autora
107 przeczytało książki autora
129 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Wbrew naturze Beata Rudzińska
5,8
Oczy zalewa mi zieleń liści pobliskich drzew. Czuję zapach bzu rosnącego z prawej strony. W uszach dzwonki i dzwoneczki godowego śpiewu ptaków. Nadchodzi wiosna. Czas przebudzenia.
Chce się żyć!
A przede mną, na kolanach wbrew otaczającej mnie naturze, swoiste „memento mori”. Nomen omen Wbrew naturze. Kukułcze jajo pozostawione mi przez zimowy, martwy czas ku pamięci. Zbiór 17 opowiadań. Bardziej i mniej znanych lub w ogóle nieznanych mi pisarzy. Zbiorek, w który bezwiednie wsunęłam palec, by otworzyć go na przypadkowej fotografii z krótkim podpisem na odwrocie.
Graficzny posłaniec zwiastujący ponurą tematykę poświęconą zazębiającym się pojęciom, przenikającym się zjawiskom, uzupełniającym się procesom jakimi są przemijanie, starość i w ostateczności śmierć. Trochę obawiałam się chaosu wynikającego z różnorodności stylów, preferowanych form przekazu czy subiektywnych ujęć. Jednym słowem kakofonii, dodatkowo nakładającej się na moją niechęć do opowiadań.
Niepotrzebnie.
To właśnie te cechy, których obawiałam się najbardziej, stały się atutami zbiorku. Postawiły w środku starość, by ukazać ją w literackim obrazie 3D, w tworzeniu którego każdy z pisarzy stanowił dopasowane elementy jednego zespołu, będących jednocześnie oddzielnymi cząstkami, autonomicznymi aparatami fotograficznymi, subiektywnymi źrenicami oczu utrwalającymi go pod własnymi, indywidualnymi, osobistymi kątami widzenia.
I to było fascynujące!
Mogłam przyjrzeć się starości oczami osoby młodej, nieświadomej dotyku przemijania, jego obecności nawet kiedy ma się naście lat, a także kobiety dojrzałej, świadomej utraty młodości, więc próbującej ją zatrzymać czy staruszka znającego wartość przemijającego czasu i pogodzonego z czekającą go śmiercią, by ostatecznie poczuć jak starość fizycznie usztywnia stawy, ogranicza zdolność ruchu, osłabia mięśnie, plami skórę, poprzez wniknięcie w świadomość i ciało starej kobiety. Mogłam też poprzyglądać się z bliska śladom, rysom, bliznom, nieodwracalnym zniszczeniom pozostawionym na ludzkim ciele przez upływ czasu, jak obrazom wystawionym w muzeum staroci. Portretom tak plastycznie, namacalnie oddającym detale pomarszczonej skóry, chwiejących się zębów, powykręcanych stawów rak, stróżki śliny ciągnącej się z ust, aż do współczucia, litości i obrzydzenia. Lęku? Mogłam podpatrzeć, podejrzeć jak inni radzą sobie z przemijaniem, z wizją śmierci majaczącej gdzieś tam, na końcu drogi. Jak próbują zachować młodość, oszukać czas, zatuszować rysy zostawione przez proces destrukcji, ignorować przemijanie, oddalać myśli o śmierci i oswajać się z powszechną obecnością rozkładu ciała i przedmiotów. Nie tylko na poważnie, z patosem, przerażeniem lub grozą, ale i z przymrużeniem oka. Nie tylko w sposób piękny i wzniosły, a przez to uległy jej potędze nieuchronności, ale i wulgarny, pełen złości, wykrzyczanego buntu i oskarżeń pod adresem reżysera mojego świata. Mogłam też przeanalizować inny rodzaj śmierci. Tej za życia. Społecznej. Alienującej ludzi starych, a przez to niepotrzebnych, bezużytecznych, nieprzydatnych jak rzecz, zużyty samochód będący odpowiednikiem ludzkiego bohatera. Ale i nie tylko ludzi starych. Dotyczyło to również kobiet, osiągających magiczną granicę wieku, za którą stają się niewidoczne dla mężczyzn, z wyrokiem śmierci za życia, bo już nieatrakcyjnych seksualnie.
I gdybym miała z tych wielu spojrzeń wybrać to najbliższe moim odczuciom i myślom, to na pewno nie kierowałabym się warsztatem literackim, który jest bardzo równy, ale moimi subiektywnymi preferencjami jak plastyczność opisów w "Pani Hedwig" i w "Kotce antykwariusza", siła emocji w "Na deskach" (mało mi było tego monologu, zdecydowanie za mało) czy pomysł na radzenie sobie z lękiem w "Wannie i mroku".
A całość tych miniaturek została oprawiona w ramy mini-galerii.
Niezwykłej.
I tutaj muszę, koniecznie muszę, opowiedzieć o stronie graficznej tej książki. O 17 fotografiach Romana Lipczyńskiego. O jego obrazach stanowiących oryginalną wizualizację wprowadzającą mnie w przesłanie każdego opowiadania. Będące zarazem przecinkami odgradzającymi opowiadania, ale i przystankami do pomyślenia nad tekstem już przeczytanym, zastanowienia się nad treścią przede mną, zadumania się nad samą fotografią. Bo każda z nich to swoisty rebus, zagadka, roszada. Bo cóż może oznaczać na przykład ten kadr? Graficzny posłaniec zwiastujący ponurą tematykę poświęconą zazębiającym się pojęciom, przenikającym się zjawiskom, uzupełniającym się procesom jakimi są przemijanie, starość i w ostateczności śmierć. Trochę obawiałam się chaosu wynikającego z różnorodności stylów, preferowanych form przekazu czy subiektywnych ujęć. Jednym słowem kakofonii, dodatkowo nakładającej się na moją niechęć do opowiadań.
Niepotrzebnie.
To właśnie te cechy, których obawiałam się najbardziej, stały się atutami zbiorku. Postawiły w środku starość, by ukazać ją w literackim obrazie 3D, w tworzeniu którego każdy z pisarzy stanowił dopasowane elementy jednego zespołu, będących jednocześnie oddzielnymi cząstkami, autonomicznymi aparatami fotograficznymi, subiektywnymi źrenicami oczu utrwalającymi go pod własnymi, indywidualnymi, osobistymi kątami widzenia.
I to było fascynujące!
Mogłam przyjrzeć się starości oczami osoby młodej, nieświadomej dotyku przemijania, jego obecności nawet kiedy ma się naście lat, a także kobiety dojrzałej, świadomej utraty młodości, więc próbującej ją zatrzymać czy staruszka znającego wartość przemijającego czasu i pogodzonego z czekającą go śmiercią, by ostatecznie poczuć jak starość fizycznie usztywnia stawy, ogranicza zdolność ruchu, osłabia mięśnie, plami skórę, poprzez wniknięcie w świadomość i ciało starej kobiety. Mogłam też poprzyglądać się z bliska śladom, rysom, bliznom, nieodwracalnym zniszczeniom pozostawionym na ludzkim ciele przez upływ czasu, jak obrazom wystawionym w muzeum staroci. Portretom tak plastycznie, namacalnie oddającym detale pomarszczonej skóry, chwiejących się zębów, powykręcanych stawów rak, stróżki śliny ciągnącej się z ust, aż do współczucia, litości i obrzydzenia. Lęku? Mogłam podpatrzeć, podejrzeć jak inni radzą sobie z przemijaniem, z wizją śmierci majaczącej gdzieś tam, na końcu drogi. Jak próbują zachować młodość, oszukać czas, zatuszować rysy zostawione przez proces destrukcji, ignorować przemijanie, oddalać myśli o śmierci i oswajać się z powszechną obecnością rozkładu ciała i przedmiotów. Nie tylko na poważnie, z patosem, przerażeniem lub grozą, ale i z przymrużeniem oka. Nie tylko w sposób piękny i wzniosły, a przez to uległy jej potędze nieuchronności, ale i wulgarny, pełen złości, wykrzyczanego buntu i oskarżeń pod adresem reżysera mojego świata. Mogłam też przeanalizować inny rodzaj śmierci. Tej za życia. Społecznej. Alienującej ludzi starych, a przez to niepotrzebnych, bezużytecznych, nieprzydatnych jak rzecz, zużyty samochód będący odpowiednikiem ludzkiego bohatera. Ale i nie tylko ludzi starych. Dotyczyło to również kobiet, osiągających magiczną granicę wieku, za którą stają się niewidoczne dla mężczyzn, z wyrokiem śmierci za życia, bo już nieatrakcyjnych seksualnie.
I gdybym miała z tych wielu spojrzeń wybrać to najbliższe moim odczuciom i myślom, to na pewno nie kierowałabym się warsztatem literackim, który jest bardzo równy, ale moimi subiektywnymi preferencjami jak plastyczność opisów w Pani Hedwig i w Kotce antykwariusza, siła emocji w Na deskach (mało mi było tego monologu, zdecydowanie za mało) czy pomysł na radzenie sobie z lękiem w Wannie i mroku.
A całość tych miniaturek została oprawiona w ramy mini-galerii.
Niezwykłej.
I tutaj muszę, koniecznie muszę, opowiedzieć o stronie graficznej tej książki. O 17 fotografiach Romana Lipczyńskiego. O jego obrazach stanowiących oryginalną wizualizację wprowadzającą mnie w przesłanie każdego opowiadania. Będące zarazem przecinkami odgradzającymi opowiadania, ale i przystankami do pomyślenia nad tekstem już przeczytanym, zastanowienia się nad treścią przede mną, zadumania się nad samą fotografią. Bo każda z nich to swoisty rebus, zagadka, roszada. Bo cóż może oznaczać na przykład ten kadr?Graficzny posłaniec zwiastujący ponurą tematykę poświęconą zazębiającym się pojęciom, przenikającym się zjawiskom, uzupełniającym się procesom jakimi są przemijanie, starość i w ostateczności śmierć. Trochę obawiałam się chaosu wynikającego z różnorodności stylów, preferowanych form przekazu czy subiektywnych ujęć. Jednym słowem kakofonii, dodatkowo nakładającej się na moją niechęć do opowiadań.
Niepotrzebnie.
To właśnie te cechy, których obawiałam się najbardziej, stały się atutami zbiorku. Postawiły w środku starość, by ukazać ją w literackim obrazie 3D, w tworzeniu którego każdy z pisarzy stanowił dopasowane elementy jednego zespołu, będących jednocześnie oddzielnymi cząstkami, autonomicznymi aparatami fotograficznymi, subiektywnymi źrenicami oczu utrwalającymi go pod własnymi, indywidualnymi, osobistymi kątami widzenia.
I to było fascynujące!
Mogłam przyjrzeć się starości oczami osoby młodej, nieświadomej dotyku przemijania, jego obecności nawet kiedy ma się naście lat, a także kobiety dojrzałej, świadomej utraty młodości, więc próbującej ją zatrzymać czy staruszka znającego wartość przemijającego czasu i pogodzonego z czekającą go śmiercią, by ostatecznie poczuć jak starość fizycznie usztywnia stawy, ogranicza zdolność ruchu, osłabia mięśnie, plami skórę, poprzez wniknięcie w świadomość i ciało starej kobiety. Mogłam też poprzyglądać się z bliska śladom, rysom, bliznom, nieodwracalnym zniszczeniom pozostawionym na ludzkim ciele przez upływ czasu, jak obrazom wystawionym w muzeum staroci. Portretom tak plastycznie, namacalnie oddającym detale pomarszczonej skóry, chwiejących się zębów, powykręcanych stawów rak, stróżki śliny ciągnącej się z ust, aż do współczucia, litości i obrzydzenia. Lęku? Mogłam podpatrzeć, podejrzeć jak inni radzą sobie z przemijaniem, z wizją śmierci majaczącej gdzieś tam, na końcu drogi. Jak próbują zachować młodość, oszukać czas, zatuszować rysy zostawione przez proces destrukcji, ignorować przemijanie, oddalać myśli o śmierci i oswajać się z powszechną obecnością rozkładu ciała i przedmiotów. Nie tylko na poważnie, z patosem, przerażeniem lub grozą, ale i z przymrużeniem oka. Nie tylko w sposób piękny i wzniosły, a przez to uległy jej potędze nieuchronności, ale i wulgarny, pełen złości, wykrzyczanego buntu i oskarżeń pod adresem reżysera mojego świata. Mogłam też przeanalizować inny rodzaj śmierci. Tej za życia. Społecznej. Alienującej ludzi starych, a przez to niepotrzebnych, bezużytecznych, nieprzydatnych jak rzecz, zużyty samochód będący odpowiednikiem ludzkiego bohatera. Ale i nie tylko ludzi starych. Dotyczyło to również kobiet, osiągających magiczną granicę wieku, za którą stają się niewidoczne dla mężczyzn, z wyrokiem śmierci za życia, bo już nieatrakcyjnych seksualnie.
I gdybym miała z tych wielu spojrzeń wybrać to najbliższe moim odczuciom i myślom, to na pewno nie kierowałabym się warsztatem literackim, który jest bardzo równy, ale moimi subiektywnymi preferencjami jak plastyczność opisów w Pani Hedwig i w Kotce antykwariusza, siła emocji w Na deskach (mało mi było tego monologu, zdecydowanie za mało) czy pomysł na radzenie sobie z lękiem w Wannie i mroku.
A całość tych miniaturek została oprawiona w ramy mini-galerii.
Niezwykłej.
I tutaj muszę, koniecznie muszę, opowiedzieć o stronie graficznej tej książki. O 17 fotografiach Romana Lipczyńskiego. O jego obrazach stanowiących oryginalną wizualizację wprowadzającą mnie w przesłanie każdego opowiadania. Będące zarazem przecinkami odgradzającymi opowiadania, ale i przystankami do pomyślenia nad tekstem już przeczytanym, zastanowienia się nad treścią przede mną, zadumania się nad samą fotografią. Bo każda z nich to swoisty rebus, zagadka, roszada. Bo cóż może oznaczać na przykład kadr, w którym autor zawarł kosmos w ziarenku cukru, bo to Kosmos cukru. I tak za każdym razem, na każdym przystanku, przed kolejną fotografią. Przyglądałam się, odszukiwałam symbolikę, dopasowywałam słowa, by swoją propozycję, pomysł, syntezę skojarzeń skonfrontować z odpowiedzią-tytułem umieszczonym na odwrocie strony. Genialne obrazy, bo łączące prostotę symboliki z zawiłością filozofii, łatwość kojarzeń z trudnością syntezy w dwóch słowach, abstrakcję myśli z praktyczną wizualizacją. Siedziałam czasami zastygła w pochylonej pozie przez kilka (a może nawet kilkanaście) minut, zatopiona w tych fotografiach, aż do pojawienia się bólu sygnalizującego niewygodę pozycji ciała, walcząc sama ze sobą, by nie zajrzeć z tyłu po gotową odpowiedź.
Całość obrazu i treści idealnie współgra ze sobą tworząc książkę do czytania, do oglądania, ale przede wszystkim do przemyśleń, zastanowień, smakowania i oswajania się ze starością graniczącą niemalże z turpizmem. Bo ta budzącą się wiosna wokół mnie nie jest oddzielnym życiem i tylko życiem, a starość, przemijanie i śmierć wbrew tej naturze. Jest jednym z etapów, objawów przemijania, który towarzyszy mi od urodzenia (to ta pierwsza fotografia z trumną),czy tego chcę czy nie. Pozostaje mi się z tym tylko pogodzić. I takie jest ostateczne, trochę pocieszające i wbrew pozorom optymistyczne przesłanie tej książki, tak trafnie ujęte słowami bohatera opowiadania "Punkt zwrotny" – "Starość – jak rozmyślał – pozwala się przyzwyczaić do fizycznego końca, do śmierci, pogodzić się z nią, zrozumieć jej nieuchronność."
http://naostrzuksiazki.pl/
Warszawskie wersety Michał Sufin
3,4
Surfując w Internecie zdarzy się przypadkowo natrafić na strony, których nigdy nie chciałoby się odwiedzić.
Idąc ulicą można trafić na ludzi, których nie chciałoby się więcej widzieć.
Szukając książki do poczytania zdarza się trafić na takie, których nigdy nie chciałoby się czytać.
Sentencjonalnie stwierdzę, że życie jest sztuką wyboru - a ten wybór był najgorszy z możliwych. Doczytane tylko ze względu na fakt, że wydałem na ten chłam całe 7,50 zł w Dedalusie.
PS. Opis książki mistrz!