cytaty z książek autora "Mateusz Jańta"
[...] ludzie zazwyczaj krzywdzą się na własne życzenie brakiem uwagi albo zbyt wielką ufnością wobec obcych, wobec kogokolwiek.
Kiedy zaczynamy żyć dla innych, a nie dla siebie, znikamy i stajemy się chodzącą plasteliną, którą lepią wszyscy, tylko nie my sami.
Dostałem oficjalne pozwolenie na dokonanie zła. Chociaż, czy istnieje pozwolenie nieoficjalne? Czy do czynienia zła w ogóle potrzebne jest pozwolenie? Z nim na pewno jest łatwiej. Jest usprawiedliwieniem. Jest biletem, przepustką do wyżycia się. Jest czymś, co na chwilę usuwa z nas sumienie, usuwa z nas człowieka. Jest sławnym ,,bo on mi kazał" albo ,,myślałem, że mogę". Jeśli się myśli, że można, to można na pewno? Czy ktoś inny musi nas w tym upewnić? Dlaczego nie możemy sami zdecydować, co jest dobre, a co złe, tylko potrzebujemy czyjegoś głosu rozsądku? Czyjś głos jest lepszy?
Zacząłem szukać powodu, dla którego ja miałbym przeżyć. Nie znajdowałem go. Czy to znaczy, że mogłem odejść? Czy życie człowieka, który nie ma powodu nadającego puls, ma sens? Czy może ma żyć tak długo, aż go znajdzie? Ma żyć po to, by właśnie szukać albo i nie szukać. Nieszukanie to też czynność. Można nie szukać, a znaleźć.
Zastanawiało mnie, czy łapiąc jakiego bydlaka, robię światu przysługę, czy ten świat skazuję na nudę idealnego ładu. Gdy ładu nie ma, panuje chaos, a on daje do myślenia. Ludzie przypominają sobie, co jest dobre, a co złe. Każdy, kto kogoś skrzywdził, przypomina otoczeniu o tych granicach. I zdaje się, że przypominać trzeba. W przeciwnym razie w powietrzu zaczyna unosić się za dużo zaufania, a zaufanie to stara, zapuszczona dziwka, która puszcza się charytatywnie, byleby ją wziąć od tyłu i trzymać przy sobie jak najdłużej. Zaufanie to choroba naiwnych.
Z każdą kolejną śmiercią lub pogrzebem, którego byłem świadkiem, coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że Bóg, jeśli istnieje, umyślnie chce każdego przecisnąć przez jakieś chwile wiercącego dziurę w sercu cierpienia. Bóg to sadysta. Stworzył wszystko, więc stworzył też i śmierć, i wszelkie istniejące na tym świecie zło. Argument, że zło tworzy człowiek, bo ma wolną wolę, można spalić, bo jeśli Bóg jest wszechwiedzący, to powinien wiedzieć, że dając wolną wolę człowiekowi, będzie on też czynił zło, będzie krzywdził, a On będzie na to wszystko patrzył i nic nie robił.
Nie nazywam się Szczepan Makarewicz, myślałem, wsłuchując się nadal w zamieć za oknem. Szczepan umarł, nie wiem nawet kiedy. Umarł albo po prostu przestałem go grać. Przestałem grać rolę, którą zaczęli pisać dla mnie moi rodzice, a potem pisałem ją sam. Pisałem niestarannie, nie mając pojęcia dlaczego.
Dotarło do mnie wtedy mocno jak nigdy, że niewinność w dzisiejszym świecie nie ma żadnego znaczenia. Czyjaś niewinność nie obchodzi człowieka, dopóki to jemu ktoś nie chce tej niewinności naruszyć.
- Jeśli tak wygląda niebo, jeśli cała wiara, religia i Bóg polegają na krzywdzie albo na byciu lepszym, gorszym, wybranym, to z całego serca nie chcę być jednym z nich.
Odpowiedziałem, że na mnie mówią Skryba. Nigdy nie powiedziałem, że nazywam się Skryba, tylko że tak na mnie mówią. Nie identyfikowałem się z tym imieniem. Tak naprawdę nie identyfikowałem się już nawet ze swoim imieniem, ze Szczepanem, ani z czymkolwiek, co tym Szczepanem było. Zaczęło dochodzić do mnie, że skoro tak łatwo można zmienić komuś imię, osobowość i myślenie, to wszystko jest niczym innym, jak tylko koncepcja, maską, którą można założyć i zdjąć w każdym momencie jak na balu przebierańców. Wystarczy wpaść na nowy pomysł innej wersji siebie, ,,przebrać się" i stare ,,ja" znika. Dręczył mnie tylko pytanie, kto na ten pomysł wpada. Jeśli w poniedziałek jestem Szczepanem, ale we wtorek Skrybą, to kto lub co uznaje, ze byłem jednym, a teraz jestem drugim. Na pewno nie Szczepan. Szczepan nie może powiedzieć: ,,już nie jestem Szczepanem'', bo zanim to powie, jego już dawno niema. Więc kto to mówi? I jeśli Szczepan już nie jest Szczepanem, ale jeszcze nie jest Skrybą, to kim jest pomiędzy? Formą, którą możba ulepić na nowo. Formą, w której lepi tata.
Ludzie potrzebuję wskazówek. Najbardziej, gdy są pogubieni. A gdy nie są? Wtedy trzeba sprawić, żeby się zgubili. Trzeba im namieszać w głowach. Zasiać ziarno wątpliwości.
- [...] Jak masz na imię?
- Szczepan. A ty?
- Nazywaj mnie, jak chcesz.
- Co to znaczy: ,,jak chcesz"? Sarna cię urodziła i imienia nie masz?