rozwiń zwiń

Moje powieści charakteryzuje wartka akcja, spora dawka humoru i wzruszeń – wywiad z Aleksandrą Tyl

LubimyCzytać LubimyCzytać
03.06.2019

Aleksandra Tyl debiutowała w 2010 roku i ciągle nie zwalnia tempa. 5 czerwca ukaże się jej kolejna książka „Wschody i zachody słońca”. Z tej okazji autorka opowiedziała, co łączy ją z Sopotem, czy zdarza się jej pisać listy i jakie emocje towarzyszą jej po postawieniu ostatniej kropki.

Moje powieści charakteryzuje wartka akcja, spora dawka humoru i wzruszeń – wywiad z Aleksandrą Tyl

„Wschody i zachody słońca”Aleksandra Tyl

Sopot. Wielki dom z widokiem na morze. Dwie kobiety: młoda i stara. Dwa światy. Teraźniejszy i ten z przeszłości. I mężczyzna, który podaje się za pisarza, jednak jego tożsamość pozostaje zagadką.

Do domu bogatej staruszki przyjeżdża nowa opiekunka, zatrudniona przez rodzinę. Do obowiązków dziewczyny należy nie tylko dotrzymywanie towarzystwa, lecz także pilnowanie, by w otoczeniu starszej pani nie znalazły się niewłaściwe osoby, czyhające na spadek. Zadanie wydaje się proste, lecz wychodzi na to, że staruszka ma własny plan dotyczący wykorzystania pieniędzy i prowadzi osobliwą grę, by go zrealizować.

Joanna Wolf*: Debiutowałaś w 2010 roku. Jak zmieniło się Twoje życie przez te blisko 10 lat?

Aleksandra Tyl: Moje życie nieustannie się zmienia. Rzeczywiście, odkąd ukazała się moja pierwsza powieść, sporo się wydarzyło. Poznałam świat książek od podszewki, w tym wielu bardzo inspirujących ludzi, nawiązałam nowe, głębokie i wartościowe przyjaźnie. Otrzymuję też mnóstwo listów od czytelników, są mi bardzo życzliwi, co daje ogromną siłę i motywację do pracy. Rozwinęłam się nie tylko jako pisarka, ale też jako człowiek. Otrzymałam wiele cennych lekcji, okryłam co jest dla mnie ważne i co mnie uszczęśliwia. Droga, którą obrałam, okazała się fascynująca, pełna małych cudów, z których utkana jest rzeczywistość. Mam w sobie dużo ciekawości świata i ludzi. Wciąż coś mnie zaskakuje, czasem pozytywnie, innym razem negatywnie. Jednak każde doświadczenie przyjmuję ze świadomością, że mnie ubogaca.

Od Twojej ostatniej premiery minął ponad rok. Długo kazałaś na siebie czekać. Co się działo przez ten czas z Aleksandrą Tyl?

To ciekawe pytanie, bo pokazuje tempo w jakim wszyscy żyjemy. Zdawać by się mogło, że rok na książkę to wcale nie jest wiele, tymczasem – patrząc na to, co dzieje się na rynku – okazuje się niemal rokiem świetlnym. Co się ze mną działo? Pisałam. I jakoś tak, nawet nie wiem kiedy, zleciało! Inna sprawa, że oprócz pisania, mam też inne obowiązki, na szczęście także związane z książkami – między innymi wykonuję redakcję, co pozwala mi zawodowo bez reszty oddawać się literaturze na wielu polach.

Czasem mam wrażenie, że ten wydawniczy świat działa na pełnych obrotach. Zewsząd napływają kolejne zapowiedzi. Wielu autorów wydaje po kilka książek na rok. Czy nie obawiasz się, że możesz zagubić się w tym szalonym pędzie i walce o czytelnika?

Rzeczywiście, istnieje olbrzymia presja, by pisać dużo i wydawać szybko. Staram się jej nie ulegać, bo przecież myślenie o tym, kto ile wydał, podczas gdy ja wciąż piszę, do niczego oprócz stresu nie prowadzi. Pracuję w swoim tempie. Dziś jest ono takie, że moje powieści ukazują się raz na rok. Być może jutro uda mi się zwiększyć czas poświęcany na pisanie – moje dzieci dorastają, nie wymagają już tak wielkiej uwagi jak wcześniej, a zatem i ja zyskuję więcej przestrzeni dla siebie. Poza tym od pewnego czasu koncentruję się już głównie na pisaniu, wszystko więc jest na dobrej drodze, bym i ja zwiększyła tempo. Pomysłów na książki mi nie brakuje. Ale presja istnieje i gdyby nie to, że potrafię zachować względem niej spokój, pewnie dawno bym już oszalała.

Gdybyś miała w kilku słowach opisać, jakie są książki Aleksandry Tyl, to jak wyglądałaby Twoja „pisarska autoreklama”?

Moje powieści charakteryzuje wartka akcja, spora dawka humoru i wzruszeń. Piszę o zwyczajnych ludziach, których stawiam w niecodziennych sytuacjach. Wykształcenie psychologiczne pozwala mi urealnić bohaterów i ich zachowania, wiem, że czytelnicy lubią, kiedy bohaterowie są z „krwi i kości”, gdy można się z nimi utożsamić lub rozpoznać w nich kogoś, kogo znamy. Moje książki czasem odbiegają od utartych schematów, co chociażby pokazuje cykl „Cztery pory roku”. Podejmuję ryzyko i zbaczam ze ścieżek, przełamując konwencję typowej powieści obyczajowej. Lubię kiedy coś się dzieje i takie są też moje książki.

5 czerwca odbędzie się premiera Twojej najnowszej książki „Wschody i zachody słońca”. Czy rożni się ona w jakiś sposób od Twoich poprzednich powieści? Możesz uchylić czytelnikom rąbka tajemnicy?

Ta powieść toczy się w dwóch przestrzeniach czasowych. Mamy teraźniejszość, w której poznajemy głównych bohaterów oraz przeszłość, dotyczącą życia jednej z bohaterek. To pierwsza moja powieść w której pojawił się wątek historyczny, zaczynający się w okresie międzywojnia. To była dla mnie fascynująca podróż. Mam nadzieję, że podobnie odbiorą ją czytelnicy.

Wiem, że lubisz poczuć klimat i siłę miejsca, które opisujesz. Akcja nowej książki toczy się w Sopocie. Czy z tym miastem łączą cię jakieś wspomnienia?

To dla mnie raczej wakacyjna miejscowość, z którą wiążą się typowe wakacyjne wspomnienia. Głębiej zaczęłam się nim interesować dopiero podczas pisania książki. Dziś patrzę na Sopot i Gdańsk innymi oczami niż jeszcze rok temu.

Seria Twoich książek z porami roku w tytule ma w sobie pierwiastek magiczny. Tymczasem „Wschody i zachody słońca” nawiązuje do wydarzeń z okresu wybuchu II wojny światowej. Skąd pomysł na powieść z historią w tle?

Inspirują mnie ludzie, ich historie, przeżycia, losy. Podobnie było w tym przypadku. Długo dojrzewałam do tej książki, szukałam na nią pomysłu, by nie przytłoczyć czytelników historią. Myślę, że zabieg, w którym zdecydowałam się na połączenie dwóch czasów i dwóch skrajnie różnych bohaterek pozwolił nadać książce odpowiednie proporcje. Dzięki temu nie tylko przeżywamy dramatyczne losy Hanki, ale też możemy roześmiać się śledząc nieporadne próby odnalezienia celu w życiu nauczycielki, Małgosi.

W najnowszej książce pojawiają się także wątki oparte na faktach. Prawdziwe wydarzenia, a nawet bohaterka, którą niejako „zaadaptowałaś” do swojej powieści. Kiedy pojawił się pomysł, aby wykorzystać wspomnienia kilku osób do napisania tej historii? Czy długo trwało zbieranie materiałów?

Zazwyczaj jest u mnie tak, że kiedy pojawi się pomysł, nie od razu zaczynam nad nim pracować. Najpierw we mnie dojrzewa. Bywa, że go odrzucam, ale bywa – jak w tym przypadku – że w moim umyśle pojawiają się obrazy i wtedy historia zaczyna żyć. Ta powieść jest dość szczególna, ponieważ wplotłam w nią prawdziwe historie i prawdziwe wydarzenia, a żeby nabrała obecnego kształtu, potrzebowałam uzupełnić puzzle, dosztukować nieznane części układanki. To trwało kilka lat. Ale mówimy tu o zbieraniu ludzkich historii, natomiast samo zbieranie materiałów, by okrasić nimi powieść, zajęło mi kilka miesięcy. Zawsze staram się jak najlepiej odzwierciedlić rzeczywistość, w której funkcjonują bohaterowie, a w tym konkretnym przypadku mówimy o tle historycznym. Pragnęłam, żeby czytelnicy mogli poczuć klimat miejsc, o których piszę, a tutaj także czasu, dlatego sama musiałam odrobić lekcje, dokopać się do wielu drobiazgów. Na przykład jak brzmiały nazwy ulic w 1936 roku w Gdańsku, ile kosztowały wtedy śledzie, czy używano już wtedy mleka modyfikowanego, kiedy otwarto szkołę baletową, jakie koncerty odbywały się w Operze Leśnej w Sopocie i tym podobne. To często szczegóły, ale właśnie z takich szczegółów utkany jest świat.

W książce zaintrygował mnie wątek nawiązujący do sztuki epistolarnej. W dobie cyfryzacji tradycyjne listy są niestety już rzadkim zjawiskiem. Czy zdarza Ci się jeszcze je pisać?

Zaskoczę cię, ale zdarza mi się. Czasem dostaję tradycyjne listy od czytelników i wówczas odpisuję na nie w takiej samej formie. To rzadkie sytuacje, ponieważ najczęściej otrzymuję maile, tym bardziej więc cieszy każdy list pisany odręcznie. Zawsze mnie to wzrusza.

„Wschody i zachody słońca” to książka o przyjaźni, szukaniu celu w życiu, a może o miłości i nadziei? Co chciałaś przekazać na kartach swojej powieści?

Pragnęłam pokazać, jak ważne jest, byśmy potrafili znaleźć odpowiedni dystans do tego, co nam się wydarza. Zestawienie Małgosi – młodej dziewczyny, która nie może pogodzić się z utratą pracy – z Hanką, kobietą u schyłku życia, która przeżyła wiele prawdziwych dramatów, w tym wojnę – miało na celu ukazanie w jaki sposób można odbierać rzeczywistość i jak sobie z nią radzić. Hanka się nie poddaje. Dla niej, póki słońce wstaje, trzeba iść dalej, choćby po drodze łapały nas największe burze. Uważam że z takich osób powinniśmy brać przykład. Życie nie jest proste, ale nasze samopoczucie zależy od tego, jak je postrzegamy.

Jakie emocje towarzyszą Ci po zakończeniu pisania książki? Masz jakieś swoje rytuały, aby uczcić ten wyjątkowy okres w życiu pisarza?

To mieszanina. Radość, ale też smutek. Euforia a zarazem żal. Bo z jednej strony cieszę się, że wreszcie skończyłam, a z drugiej – nastaje dziwna pustka, brakuje bohaterów, którzy kilka miesięcy tworzyli moją codzienność, zżyłam się z nimi, przeżywałam to, co oni. Potem nadchodzi fala stresu – trema przed tym, jak książka zostanie odebrana przez czytelników. To trudne emocje i czasem najchętniej wyjechałabym na koniec świata i wróciła kiedy już miną. A rytuały? Zazwyczaj po skończeniu powieści nadrabiam zaległości towarzyskie.

„Wschody i zachody słońca” i co dalej? Jakie są Twoje najbliższe plany wydawnicze?

Trochę ich jest, ale na razie potrzebuję chwili odpoczynku, przynajmniej kilku tygodni, by zdecydować, za co zabrać się w pierwszej kolejności. Na jesień szykuję pewną niespodziankę, tym razem dla młodszych czytelników. To książka, którą obiecuję od lat i wreszcie nadszedł czas, bym ją skończyła.

--

*Joanna Wolf - recenzentka, blogerka, promotorka polskiej literatury. Prowadzi bloga Nienaczytana.


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
czytamcałyczas 04.06.2019 13:54
Czytelnik

Ja znam,jej kilka książek.Są ładne.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Książka_koc_kot 03.06.2019 16:13
Czytelniczka

"Anielska zima" bardzo mi się podobała, a postać Kariny baardzo drażniła.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 03.06.2019 12:57
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post