rozwiń zwiń
włostowic

Profil użytkownika: włostowic

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 3 lata temu
5
Przeczytanych
książek
5
Książek
w biblioteczce
2
Opinii
2
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| 4 książki
Czytam, czasem piszę.

Opinie


Na półkach:

KLĄTWA CZAROWNIC
„Wzgórze Wisielców” to najnowsza powieść Piotr Prokopiaka. Autor czterech tomików poezji od dwóch lat zaczął pisać prozę – powieści i opowiadania. I jest w tym dobry. Jego poprzednia powieść „Odsypiając przeszłość”, ukazująca życie pacjentów szpitala psychiatrycznego, zdumiewała znajomością tematu i dokładnym odzwierciedleniem panujących tam realiów. Choć tematyką książka wydawała się mało interesująca, autor potrafił wciągnąć czytelnika w hermetycznie zamknięty, rządzący się dziwnymi prawami świat, w którym każdy pacjent był interesującą, niekonwencjonalną jednostką. Kolejna książka Piotra Prokopiaka, choć zupełnie różna od poprzedniej powieści, ma z nią wiele punktów wspólnych.I nie chodzi tylko o pełną poetyki prozę, która jest charakterystyczna dla tego autora. Nic w tym zresztą dziwnego – jego pierwsze cztery książki to przecież była poezja. I dlatego opisy w powieści pełne są metafor, porównań: "rozbujane drzewa szeleściły pożegnalnymi liśćmi. Krogulczymi konarami drapały przestrzeń nad nierówną grzybnią parasoli. Groziły niebu przy wtórze ogłuszającego pohukiwania wiatru. On to przemierzał każdą mogiłę, wydmuchując ze szczelin nagrobków mdły fluid skończoności". Albo: "Nad grobowy oczodół dotarliśmy zdemolowani przez nieboską traumę. Ze Wzgórza Wisielców spływał na wronich skrzydłach rozgwar opętańczej kakofonii. Jakby legiony z Gedary przypuściły decydujący szturm na zamknięte w mrocznym tabernakulum ciało dziewczyny. Lub też: Idąc wąskim chodnikiem, pierwszy raz zwróciłem uwagę na drzewo, którego gatunku w danej chwili nie potrafiłem określić. Sprawiało wrażenie krogulców wychylających się z najciemniejszych zakątków przerażenia". Tym, co jest wspólne zarówno dla obu powieści, jak i dla utworów poetyckich, jest poszukiwanie dobra wśród ludzi, ciągła walka dobra ze złem, bardzo surowe osądy moralne i przewidywanie kary za grzechy. A najcięższym grzechem, popełnianym przez bohaterów utworów Piotra Prokopiaka, jest nietolerancja i obojętność na krzywdę, wyrządzaną drugiemu człowiekowi, brak empatii. Tę walkę Boga z Szatanem widać zarówno w powieści „Odsypiając przeszłość”, gdzie główny bohater wygłasza często urywki z Pisma Świętego i porównuje ukazane tam przewinienia z uczynkami otaczających go osób, jak i w wierszach, szczególnie tych z wydanego w 2010 roku tomu „Homo Hereticus”. I oczywiście w najnowszej książce „Wzgórze Wisielców”. W tej ostatnio wydanej książce również niejednokrotnie spotkać można cytaty z Biblii.

Omawianą książkę trudno sklasyfikować – pomimo sugestii tytułu nie jest to horror, nie jest to powieść historyczna ani obyczajowa. Można by ją nazwać thrillerem historyczno- obyczajowym z domieszką elementów fantasy. Autor potrafił doskonale umiejscowić akcję wydarzeń w swoim rodzinnym mieście Szczecinku, który bardzo dobrze zna i kocha, a który przez wprowadzenie elementów grozy stał się nie mniej straszny niż wymyślone krainy z horrorów Mastertona czy Kinga. Na przykład tak opisywał szczecinecki cmentarz nocą: "błyszczące złe spojrzenia poczęły się mnożyć i zbliżać jak wataha wilków wietrząca ofiarę. Nagrobki zafalowały, odkrywając gdzieniegdzie zmurszałe wnętrza. Ziemia pod stopami żyła, pracowała w miarowym oddechu. To, będące pode mną, miało władzę i pewne zwycięstwa, upominało się o każdy bezczelny przejaw świadomości. Na Wzgórzu Wisielców rozchełstane cienie odrywały się od drzew…Okropny ryk wiatru, dobyty z gardzieli potępienia, rósł i pęczniał w uszach, rozrywając czaszkę od wewnątrz. Zobaczyłem słup ognia, a w nim kobietę trawioną przez żywioł. Jej ciało pokryte pęcherzami wiło się w okrutnej torturze". Pisząc o współczesnej galerii handlowej, stojącej na szczątkach dawnego kościoła, ukazał dawny sąd kościelny poprzez wizje, cofające głównego bohatera w zniekształcony, przerażający świat: "drzwi rozsunęły się, uwalniając przestrzeń obcą i cuchnącą. Ostrożnie wyszedłem, niepewnie stawiając stopy na miękkim, galaretowatym podłożu. Zobaczyłem tunel o przekroju kołowym. Jego mięsiste, falujące i granatowo-krwiste ściany z każdym krokiem poruszały się w skurczach. Jakbym znalazł się w olbrzymiej tchawicy, przełykającej mnie i popychającej ku trawiennemu unicestwieniu. Kamienną ciszę kaleczyło bulgotanie buzujące w ostępach czarnych komórek… Spojrzałem za siebie, ale napotykałem cielesną ścianę. Kleistą i unerwioną. Brodziłem po kostki w lepkiej flegmie". Piotr Prokopiak świetnie stopniuje narastający nastrój grozy: "Tymczasem ostry podmuch wiatru wyrwał okiennice. Z popękanych ścian zaczęły odpadać płaty tynku. Świece zgasły, a mimo to jakaś dziwna poświata rozświetlała całe pomieszczenie… Widmowe postacie zaczęły wychodzić z szeregu ławek i tańczyć w jakimś upiornym uniesieniu… Zobaczyłem ich twarze. Żółte, wykrzywione, z krwawiącymi oczodołami… Oplótł mnie chłód i trupi zaduch dobywający się z ust okropnych postaci… jeszcze w powietrzu zamienili się w stado nietoperzy, po czym wyfrunęli przez wyłamane okna". Autor ma wybujałą fantazję, potrafi dawne legendy, takie jak na przykład słynna warszawska opowieść o Bazyliszku, przenieść do opanowanego przez złe moce Szczecinka i dodatkowo ubarwić: "Ponad wszelką wątpliwość nakazano maltretowanemu spojrzeć w lustro. Ofierze brutalnie uniesiono głowę, po czym w sposób perwersyjnie wymyślny podważono sztyletem dotąd zamknięte powieki. Musiał spojrzeć… Natychmiast z jego ciałem zaczęły się dziać szokujące rzeczy. Najpierw zadrgało w konwulsjach, by po chwili ohydnie napęcznieć do tego stopnia, że zupełnie spadła z niego odzież. Leżał nagi, a śnieg topił się na odsłoniętej klatce piersiowej. Z oczu trysnęła krew. Ręce i nogi trzepotały. Rwany od środka przez monstrualne szpony, sam przemieniał się w koszmarnego maszkarona. Nagle zastygł w bezruchu i kiedy myślałem, że już koniec, w wyniku wewnętrznej erupcji rozpadł się na drobniutkie, przypominające liście kawałki. Nie pozostał żaden ślad, po prostu wszystkie cząstki rozpłynęły się w powietrzu".

Piotr Prokopiak umie w malarski sposób przedstawić postacie swoich książkowych bohaterów. Jego charakterystyki, zarówno dotyczące wyglądu, jak i zachowań, są szczegółowe i przekonujące. I obojętne jest, czy opisuje dyrektora muzeum czy narkomana żyjącego poza nawiasem społeczeństwa. Wydaje się nawet, że bliższe są mu postacie nie bardzo umiejące sobie radzić w życiu, odrzucone przez ogół. Takie na przykład jak ten mężczyzna: "Pod kinem stał długopióry facet. …Ubrany w wytarte dżinsy i starą kurtkę moro wyglądał jak żywcem przeniesiony z lat osiemdziesiątych „metalowiec”. Pomimo ostrego mrozu na nogach miał podarte trampki. Całość wieńczył drelichowy worek zmyślnie przerobiony na plecak…Świniak robił nieprzyjemne wrażenie. Szczerze powiedziawszy, obrzydliwe. Miał twarz siną i wychudzoną jak narkoman. Włosy dramatycznie dopominające się szamponu i dłoń lepką od tęsknoty za mydłem. Poza tym, snuł się od niego zapaszek przywodzący na myśl najbardziej przykre wspomnienia szkolnych szatni…" czy też ta kobieta: "W oszklonych drzwiach ukazała się czterdziestoletnia kobieta o wyglądzie taniej dziwki z PRL-u. Nastroszone, sztywne od lakieru włosy, ostry makijaż i oczy cielęco poszukujące inteligencji. Miała na sobie krótką, ćwiekowaną skórę, spódniczkę mini, podarte kabaretki i wykoślawione kozaczki. Pomimo tego, nadal było w niej coś ponętnego, zdradzającego ślad dawnej piękności". Autor, osadzający zawsze swoje powieści i opowiadania w Szczecinku, nie tylko kocha swoje miasto, ale też dobrze zna jego historię. We „Wzgórze Wisielców” wplata wiele historycznych faktów, związanych z tym regionem. Począwszy od palonych na stosach i wieszanych czarownic, których egzekucje odbywały się właśnie na Wzgórzu Wisielców, będącym dzisiaj częścią starego cmentarza, poprzez dawne kościoły i cmentarze, na terenie których powstały parkingi i galerie handlowe, do dawnych historycznych nazw, których genezę przywołuje: "Elżbiecin Piastowski – pomyślałem.- Zapewne ma to związek z księżną Elżbietą, żoną Bogusława V. Została pochowana w nowopowstałym klasztorze. Uciekła biedaczka przed szalejącym w średniowieczu morowym powietrzem. Ale i tutaj dopadła ją śmierć". Zna historię ulic, po których codziennie chodzi po których przechadzają się też bohaterowie jego powieści: "Bezwiednie skręciłem w ulicę zamkową… Przecinając Ordona, znalazłem się na alei bezpośrednio prowadzącej do zamku. Przebiega ona dokładnie w miejscu, gdzie znajdował się w wiekach średnich most łączący wyspę zamkową z miastem. Wyspa przestała być wyspą w wyniku dwukrotnego obniżenia wód jeziora. W ten sposób miasto zyskało piękny park, a ulica Ordona przestała stanowić linię brzegową".

To połączenie historii i dnia dzisiejszego, miłość do miasta i miłość do ludzi, bez względu na ich pochodzenie i stan posiadania, fantazja i poetyckie widzenie świata pozwoliło stworzyć Prokopiakowi świetną książkę: ciekawą, o dobrym tempie prowadzenia akcji, dającą wiele do myślenia. Pokazującą, do czego może doprowadzić nieprzestrzeganie pewnych norm moralnych i ogólna znieczulica społeczna. Bardzo dobrze się ją czyta. Czytając natrafia się jednak na fragment, który wyraźnie „zgrzyta”, nie pasuje do całości. Różni się i tematyką, i sposobem przedstawienia konkretnej sytuacji, jest pisany zupełnie innym stylem. To opisane na jednej z ostatnich stron miłosne zmagania głównego bohatera. Ta jedna strona jest jakby żywcem wyjęta z najgorszej kategorii „Harlequina” i wklejona do powieści. Nie mam nic przeciwko romansom i „Harlequinom”, sama je czasami czytam, nic przeciwko nawet najbardziej anatomicznym opisom zbliżeń kochanków, ale tylko wtedy, gdy całość jest na takim poziomie i w takiej konwencji. Tutaj jednak, w naprawdę dobrej książce Piotra Prokopiaka, taki opis pasuje jak przysłowiowy kwiatek do kożucha, nie ma żadnego uzasadnienia: "Przywarłem do niej, penetrując ustami krągłości i wzniesienia rozpalonego krajobrazu. Delikatnie rozsunąłem uda, napotykając gorejącą, wilgotną stokrotkę. Począłem zachłannie pieścić językiem, aż słodkawa struga spłynęła mi po brodzie. Nadieżdę wyprężył podskórny nurt namiętnej rzeki". I tak dalej…

Być może niektórzy uznają ten fragment za najciekawszy, sądzę jednak, że większość czytelników zgodzi się z tym, że jest on nie tylko absolutnie zbędny, ale wyraźnie szkodzi książce. Dobrze, że jest tylko jedna strona takich słodyczy.

Mam nadzieję, że przywołanie powyższego fragmentu nie zniechęci czytelników i sięgną po „Wzgórze Wisielców”. To świetna książka i naprawdę warto ją przeczytać.

K.I.ZIOŁA "Pisarze.pl"



Piotr Prokopiak „Wzgórze Wisielców”, Wydawnictwo Papierowy Motyl, Warszawa 2013, s.154

KLĄTWA CZAROWNIC
„Wzgórze Wisielców” to najnowsza powieść Piotr Prokopiaka. Autor czterech tomików poezji od dwóch lat zaczął pisać prozę – powieści i opowiadania. I jest w tym dobry. Jego poprzednia powieść „Odsypiając przeszłość”, ukazująca życie pacjentów szpitala psychiatrycznego, zdumiewała znajomością tematu i dokładnym odzwierciedleniem panujących tam realiów. Choć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.
Dante Alighieri „Boska komedia”

Las zajmuje wyjątkowe miejsce na kartach literatury. Z jednej strony to alegoria wewnętrznego chaosu, nieporządku, zagubienia człowieka, a z drugiej symbol bezpieczeństwa, ochrony i potęgi natury. W lesie często rozgrywa się znaczna część właściwej akcji baśni, co wynika z jego tajemniczości, podkreślanej przez lokalizację w przestrzeni nieokreślonej, za granicą ludzkiego świata. Nadprzyrodzony charakter mają także napotykane w lesie zwierzęta, np. wilk mówi ludzkim głosem. Ze względu na liczne zagrożenia, nikt dobrowolnie nie udaje się w leśne ostępy, bohaterowie trafiają tam zwykle w sposób niezamierzony, przez przypadek lub z przymusu (POLSKA BAJKA LUDOWA – słownik, red. Violetta Wróblewska). Las często bywa określany jako „ciemny”, „czarny” lub „wielki”, u Piotra Prokopiaka przybiera jednak inną cechę, wydaje się, że skrojoną specjalnie na miarę XXI wieku – otóż autor zaprasza Czytelnika do Lasu Autystycznego i nie podaje mu mapy ani kompasu.
Na okładce mężczyzna – las, a raczej twarz opleciona lasem. Czarny melonik przywołuje skojarzenia z obrazami René Magritte, a usta – zamknięte na kłódkę, układają się w smutną podkowę. Aż chciałoby się odsłonić gałęzie, zdjąć kapelusz i znaleźć klucz; zobaczyć, kto lub co chowa się za rozcapierzonymi konarami.
Książka Piotra Prokopiaka to dla mnie swego rodzaju labirynt słów i znaczeń, a może znaczeń jakże umiejętnie zamkniętych w słowa. Dwa teksty poetyckie i dziewięć miniatur prozatorskich układają się w mozaikę – jednokolorową, a jednak złożoną z wielu odcieni - szarości. Każdy kolejny tekst to kolejna warstwa farby, którą autor nakłada nie szczędząc środków. Mówiąc językiem młodocianych – jest grubo; mimo to, warstwy nie pękają, a szarość przechodzi w czerń, zostawiając co wrażliwszego Czytelnika z widokiem nie do pokonania, przyprawiającego o zawrót głowy i nieznośny ból w klatce piersiowej...
Mebluję wydzierżawioną przestrzeń trumnami – czytamy w otwierającym książkę wierszu „Z ławki rezerw (gwiazd)owych” i wydaje się, że motyw śmierci towarzyszył mi przez całą wędrówkę po Autystycznym Lesie. Momentami naprawdę bywa strasznie, jak w opowiadaniu „Cmentarny chłopiec”, który mógłby posłużyć za scenariusz filmu grozy. Razem z bohaterem aż chciałoby się wrzasnąć w puste niebo; zapytać, o co tu naprawdę chodzi? Ani przez chwilę nie przeszło mi jednak przez myśl, że Autor sprowadza Czytelnika na manowce – wręcz przeciwnie, stara się on przybliżyć nam to, co sam znalazł na strychu, wciśniętym pomiędzy pikującymi jaskółkami a krzątaniną babci Józefy. Zdradza nam nawet „Ostatnią tajemnicę ojca”, a także mechanizm kierujący „Zagubionym pokoleniem”. I nawet jeśli to wszystko marność, a filozofią ukrytą między słowami, jest nihilizm, to jednak w mroku nie jest mrocznie, jak czytamy w tytułowym tekście. Bo skoro bohater „Misia” umiera ściskając w dłoni niebieską chusteczkę; a syn z opowiadania „Ojczyzna” wie, że każda łza (matki) zakwitnie chryzantemą, to przywołana marność utkana jest z emocji, z tętniących serc, z żywych ludzi pędzących pomiędzy tnącymi ich potrzebami. I nawet jeśli na kolejnych stronach spotkamy się z tezą, że miłość to wątła nić największego złudzenia, jakim został obdarzony człowiek, to słowa 'kocham cię' ostatecznie przebiją się przez szarość i wybrzmią w wierszu wieńczącym książkę, naprawdę autentycznie.
Warstwa językowa w Autystycznym Lesie Piotra Prokopiaka wzbudza zachwyt. Moją uwagę ciągle przyciąga miniatura „Adoptowany liść – egzegeza (w) chwili”, w której dopatruję się jakże swobodnego strumienia (pod)świadomości. Autor po mistrzowsku żongluje słowami, jakże precyzyjnie kreśli charaktery – życiorysy zamknięte w krótkiej formie literackiej, które serwuje nam razem z poetyckimi opisami przyrody. Przedzierając się przez Autystyczny Las, znalazłam wiele perełek, które z powodzeniem mogłyby zagrzać stałe miejsca wśród najbardziej znanych cytatów literackich, jak na przykład ten: „Zatem, jest czas czytania i czas rozmijania się z treścią”.
Odkładając książkę na ulubioną półkę, czuję niedosyt – brakuje mi jakiegoś superbohatera, który uratowałby świat, magiczną różdżką zawróciłby tratwę, a na okładce – ułożyłby usta leśnej postaci w uśmiech. Świadomość, że to niemożliwe, boli. I z tym bólem Autor mnie zostawia, czyni to świadomie i bezlitośnie. Wracając do motywu lasu na kartach literatury, nie można oprzeć się wrażeniu, że Piotr Prokopiak wykracza poza jego utarty schemat. Tutaj do lasu się nie wchodzi, przypadkiem gubiąc drogę. To las przychodzi po Ciebie, popycha w głąb ku samotnemu przeżywaniu samego siebie.

Piotr Prokopiak „Autystyczny las”, Samorządowa Agencja Promocji i Kultury w Szczecinku SAPIK, Szczecinek 2019, str. 52


Magdalena Sanocka-Skaradzińska "Krajobrazy kultury"

W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.
Dante Alighieri „Boska komedia”

Las zajmuje wyjątkowe miejsce na kartach literatury. Z jednej strony to alegoria wewnętrznego chaosu, nieporządku, zagubienia człowieka, a z drugiej symbol bezpieczeństwa, ochrony i potęgi natury. W lesie często rozgrywa się...

więcej Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika włostowic

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
5
książek
Średnio w roku
przeczytane
1
książka
Opinie były
pomocne
2
razy
W sumie
wystawione
3
oceny ze średnią 9,3

Spędzone
na czytaniu
14
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
minuta
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
4
książek [+ Dodaj]