rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Bad Omens: Concrete Jungle #4 Nicola Izzo, Kevin Roditeli, Noah Sebastian
Ocena 3,0
Bad Omens: Con... Nicola Izzo, Kevin ...

Na półkach: , ,

Serio, czemu ja to kupuję :D Naprawdę lepiej, żeby niektórzy zajęli się tym, w czym są dobrzy (muzyką) zamiast próbować "rozwijać swoją wizję" na siłę...

Serio, czemu ja to kupuję :D Naprawdę lepiej, żeby niektórzy zajęli się tym, w czym są dobrzy (muzyką) zamiast próbować "rozwijać swoją wizję" na siłę...

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie wiedziałam, że ta książka wyszła po polsku... Ech. No nic.

Nie wiedziałam, że ta książka wyszła po polsku... Ech. No nic.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trochę język i dobór konkretnych ostrzeżeń trąci myszką, ale meritum? Meritum wciąż wali po głowie, może nawet bardziej teraz, gdy doczekaliśmy się naszej wersji "robotów" niż wtedy, gdy robotowie (sic!) byli "tylko" metaforą kapitału/mas robotniczych... Choć nawet to "tylko" to przecież potężne przesłanie!

Trochę język i dobór konkretnych ostrzeżeń trąci myszką, ale meritum? Meritum wciąż wali po głowie, może nawet bardziej teraz, gdy doczekaliśmy się naszej wersji "robotów" niż wtedy, gdy robotowie (sic!) byli "tylko" metaforą kapitału/mas robotniczych... Choć nawet to "tylko" to przecież potężne przesłanie!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Odblokowałam chyba wszystkie zakończenia (12 + jedna "ostatnia przygoda", która często się pojawiała jako opcja). Podobno ma być ich 15, ale specjalnie notowałam podejmowane wybory i chyba nie zostawiłam niczego luzem... Hm, może autorka liczy osobno różne ścieżki do tych samych zakończeń? Jeśli ktoś znalazł_ więcej niż te 12 i jedno, bardzo proszę o DM!

Ogólnie ciekawa powieść... Choć trochę mnie irytuje, że wszystkie przygody są tu motywowane erotycznie. Jak gdyby ludzie nie mieli w sobie żadnych innych popędów, serio. No ale okej, najwyraźniej taka jest konwencja + nie ma co zaprzeczać, Eros trzyma ludzkość na krótkiej smyczy.

Najciekawiej się robi, jak już się zrobi pierwsze 5-6 zakończeń: podejmując alternatywne drogi nagle się widzi, jak ładnie zazębiają się niektóre wątki. Przemawia to do mojego poczucia elegancji.

Odblokowałam chyba wszystkie zakończenia (12 + jedna "ostatnia przygoda", która często się pojawiała jako opcja). Podobno ma być ich 15, ale specjalnie notowałam podejmowane wybory i chyba nie zostawiłam niczego luzem... Hm, może autorka liczy osobno różne ścieżki do tych samych zakończeń? Jeśli ktoś znalazł_ więcej niż te 12 i jedno, bardzo proszę o DM!

Ogólnie ciekawa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo ciekawy okaz z historii science fiction. Z jednej strony wizja, która na trwałe zapisała się w kulturze. I to w wersji, która dużo bardziej spodobała mi się od wszystkich adaptacji (ta fabularna klamra!). Z drugiej - ech, no, choćby po poziomie seksizmu widać, że to lata 60. Ale uważam, że mimo to przeczytać warto.

Bardzo ciekawy okaz z historii science fiction. Z jednej strony wizja, która na trwałe zapisała się w kulturze. I to w wersji, która dużo bardziej spodobała mi się od wszystkich adaptacji (ta fabularna klamra!). Z drugiej - ech, no, choćby po poziomie seksizmu widać, że to lata 60. Ale uważam, że mimo to przeczytać warto.

Pokaż mimo to

Okładka książki Bioluminescent. A Lunarpunk Anthology Neil Gaiman, Justine Norton-Kertson, Starhawk, Sarena Ulibarri
Ocena 6,0
Bioluminescent... Neil Gaiman, Justin...

Na półkach: , , ,

Nie wszystkie opowiadania są dobre, ale te dobre z nawiązką wynagradzają te gorsze :) Tylko co tam robi ten Neil Gaiman, nijak nie pasuje do tematu przewodniego... No cóż.

Nie wszystkie opowiadania są dobre, ale te dobre z nawiązką wynagradzają te gorsze :) Tylko co tam robi ten Neil Gaiman, nijak nie pasuje do tematu przewodniego... No cóż.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Story of my life: wyjeżdżam sobie na wakacje i odkrywam na nich hiszpańskiego Marka Fishera.

A przynajmniej tak mogę podsumować uczucie, które mnie ogarnęło w antykwariacie, gdy mój wzrok padł na malutką (niecałe sto stron) książeczkę o tytule „FBI. Fascismo de baja intensidad”. Co oznacza „faszyzm niskiej częstotliwości”. Nazwisko autora nie mówiło mi absolutnie nic, ale mocny tytuł, ewidentnie esejowy format i enigmatyczna notka wydawnictwa z tyłu[1]… Skojarzenie z „Realizmem kapitalistycznym” ciężko było odgonić. I choć trochę bałam się, czy przypadkiem nie wyjdę na ulicę z czymś altrajtowym – no bo wiecie, wielu smutnych osobników używa słowa „faszyzm” na jednym wydechu z „ideologią woke” czy innymi toksycznymi wyziewami – postanowiłam, że dobra, biorę i przeczytam uważnie w domu, zobaczę, co w Hiszpanii uznaje się za myśl krytyczną, humanistyczną, zwał jak zwał.

***

Skojarzenie z Fisherem nie okazało się całkiem od czapy. Autor FBI, Antonio Méndez Rubio, pochodzi z tego samego pokolenia myślicieli (AMR urodził się rok wcześniej, w 1967) i akademików. Podobnie jak Fisher, specjalizuje się w mediach audiowizualnych, co zdecydowanie widać w jego argumentacji. Foucault i Adorno przeplatają się z odwołaniami m. in. do filmów „Wyspa”, „Garfield” i „Mrówki Z”, by potem skoczyć znowu do Baumana i Agambena, a potem przejść do opisywania raperki Keny Arkany i rozkmin nad nazwą zespołu Joy Division. Co przywodzi mi na myśl, że Fishera i Méndeza Rubio łączy też miłość do muzyki. Akurat w FBI – przynajmniej w pierwszym wydaniu[2] – ta miłość aż tak nie wybrzmiewa, ale ktoś, kto napisał całą książkę o muzycznej komunikacji i kulturze popularnej („Comunicación Musical y Cultura Popular” trafiła już na moją listę książek do przeczytania), musi mieć jakąś wrażliwość na tę formę sztuki. No i przede wszystkim: obaj autorzy zajmują się krytyką współczesnego społeczeństwa neoliberalno-kapitalistycznego, choć podchodzą do tej krytyki z różnych – ale nie wykluczających się nawzajem – stron.

Oczywiście to nie jest tak, że ta para autorów to para kosmicznych bliźniąt czy coś w tym rodzaju: na każde przytoczone przeze mnie podobieństwo przypada jakaś różnica. Przede wszystkim, AMR nadal żyje i pisze, przez co jego twórczość nadal ewoluuje i dopasowuje się do dynamicznych zmian „zachodniego” społeczeństwa. Wydaje mi się też, że kariera hiszpańskiego autora była nieco bardziej stabilna: od 1999 roku jest związany z Universitat de València, regularnie wydaje teksty akademickie, a do tego jest też całkiem znany ze swojej poezji. Fisher może i jest teraz idolem młodych lewaków, ale umówmy się, że jego kariera akademicka była dużo bardziej… poszarpana. A jednak to właśnie brytyjski autor cieszy się obecnie statusem kultowym w wielu krajach na całym świecie, a Méndez Rubio nawet nie jest tłumaczony na angielski.

A szkoda. Choć FBI nie jest najbardziej oryginalnym produktem ludzkiej myśli – i nawet do tego nie aspiruje – to jednak wart jest tego, żeby ludzie go czytali. Albo przynajmniej o tym tekście wiedzieli.

***

✍️ (1) Jak można się logicznie spodziewać, nieraz zadawano mi pytanie, dlaczego mówię o faszyzmie, a nie o kapitalizmie lub neoliberalizmie… Odpowiadam tak, że tu chodzi o koncept wszechogarniający, bardziej pragmatyczny, o większej zdolności objaśniania totalizacji przestrzeni publicznej, która teraz zachodzi… Ale nie mówię prawdy, nie do końca. Prawda jest taka, że wolę termin faszyzm, bo pytania, które wtedy powstają, przyprawiają mnie o kołatanie serca. Tak jakby przeczuwało, że właśnie tu tkwi ryzyko: że zniszczenie mocy faszystowskiego reżimu oznacza zniszczenie części mojego serca. ✍️ (tłumaczenie własne)

***

Całość na: https://19czwartych.art.blog/2023/05/03/faszyzm-niskiej-czestotliwosci/

Story of my life: wyjeżdżam sobie na wakacje i odkrywam na nich hiszpańskiego Marka Fishera.

A przynajmniej tak mogę podsumować uczucie, które mnie ogarnęło w antykwariacie, gdy mój wzrok padł na malutką (niecałe sto stron) książeczkę o tytule „FBI. Fascismo de baja intensidad”. Co oznacza „faszyzm niskiej częstotliwości”. Nazwisko autora nie mówiło mi absolutnie nic, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

[...]Nawet we wszechświecie, w którym wróżki i elfy (przynajmniej według większości ludzkiej populacji) nie są prawdziwe, opowieści o nich roztaczają specyficzny, niezwykle silny, ale też groźny i napełniający grozą urok. Być może wynika to z tego, jak trafnie ujmują one paradoksalną naturę ludzkich pragnień. Z jednej strony cenimy sobie więzi społeczne i jakiegoś rodzaju stabilność w życiu, a z drugiej – chyba każdy czasem czuje pokusę, by rzucić wszystko w cholerę i ruszyć na poszukiwanie czegoś więcej… Nawet jeśli miałoby to oznaczać utratę domu, rodziny, własnych zmysłów.

Skoro ta magia w jakiś sposób sięga do naszej materialistycznej rzeczywistości… Co by się działo w świecie, w którym „magiczny ludek” istnieje naprawdę?

Emily Wilde, tytułowa bohaterka powieści Heather Fawcett, przekuła fascynację wróżkowym światem w profesję. W wieku trzydziestu lat jest profesorą Cambridge – wprawdzie już nienajmłodszą, ale wciąż bardzo młodą jak na tę instytucję – i zbiera materiały niezbędne do opracowania encyklopedii tych magicznych istot. A konkretniej do ostatniego rozdziału o tak zwanych Ukrytych z dalekiej północy. W tym celu udaje się do wioski Hrafnsvik i rozpoczyna badania terenowe. W ich trakcie musi pokonać wiele przeszkód: miejscowe konwencje społeczne, wyjątkowo groźną naturę miejscowych wróżek, wreszcie – niespodziewany przyjazd jej jedynego przyjaciela, a zarazem głównego rywala na uczelni, nieludzko (hehe) czarującego Wendella Bambleby’ego.

To zaledwie zajawka historii, w której dzieje się naprawdę wiele, zarówno jeśli chodzi o fabułę, jak i o emocje. Mam nadzieję, że jest choć w połowie tak intrygująca jak opisy, które mnie skłoniły do lektury. Nawet jednak najlepsza zajawka czy blurb nie odda niesamowitej radości, jaką przeżywałam w trakcie czytania. Dość rzec, że skończyłam książkę w dwa dni, przy czym drugiego dnia czytałam ją do drugiej w nocy. Nie dlatego, że chciałam jak najszybciej poznać zakończenie, choć nie ukrywam, wielu zwrotów akcji się nie spodziewałam. Po prostu… każda strona, każde kolejne zdanie wręcz sprawiały mi czystą przyjemność. Nie chciałam jej przerywać i odkładać lektury na potem, więc po prostu tego nie zrobiłam.

Spróbuję poniżej zwerbalizować czynniki składające się na tę przyjemność. A przynajmniej te, które da się jakoś opisać i uznać za obiektywną zaletę powieści Fawcett, bo wiadomo – znaczący procent tego odczucia wynika z czysto osobistych upodobań. Mam na przykład dziką satysfakcję z tego, że stereotypowa estetyka dark academia została tutaj postawiona na głowie: zamiast szkolnych korytarzy, bibliotek, herbat i całego tego fancy shit mamy błoto, śnieg, drożyznę i przerażonych studentów. Żartowałam też z mężem w trakcie lektury, że ta książka powinna przynależeć do gatunku YA… ale nie Young Adult, tylko Young Academic (choć chyba poprawniej by było Young Scholar, ale to psuje żart). Wiele z perypetii opisanych przez Fawcett jest bowiem tak bardzo zakorzenionych w klimatach uczelni, że jako samozwańcza „badaczka niezależna” utożsamiam się z nimi nawet pomimo różnicy czasów – akcja powieści rozgrywa się w 1909 roku – odległości i dość fundamentalnej kwestii tego, czy w naszym świecie istnieją wróżki.

No ale to moje własne śmiechy-chichy, skupmy się na kwestiach bardziej uniwersalnych.

[ciąg dalszy na: https://whosome.pl/inne-planety/recenzje-inne-planety/recenzja-emily-wildes-encyclopaedia-of-faeries-heather-fawcett/ ]

[...]Nawet we wszechświecie, w którym wróżki i elfy (przynajmniej według większości ludzkiej populacji) nie są prawdziwe, opowieści o nich roztaczają specyficzny, niezwykle silny, ale też groźny i napełniający grozą urok. Być może wynika to z tego, jak trafnie ujmują one paradoksalną naturę ludzkich pragnień. Z jednej strony cenimy sobie więzi społeczne i jakiegoś rodzaju...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trochę mnie smuci ten konserwatyzm, który w tym tomiku zaczął mocno wybijać, no ale dla kapitana Jima przeżyję.
(Nie, to nie jest profesjonalna recenzja ;)

Trochę mnie smuci ten konserwatyzm, który w tym tomiku zaczął mocno wybijać, no ale dla kapitana Jima przeżyję.
(Nie, to nie jest profesjonalna recenzja ;)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo lubię tę część, to chyba moja druga ulubiona po pierwszej... No i po przeczytaniu nowego tłumaczenia nic się w tej kwestii nie zmieniło :)

Bardzo lubię tę część, to chyba moja druga ulubiona po pierwszej... No i po przeczytaniu nowego tłumaczenia nic się w tej kwestii nie zmieniło :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Też chcę kiedyś być tak mądra jak autorka tej książki...

Też chcę kiedyś być tak mądra jak autorka tej książki...

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Według skali LC sześć gwiazdek to książka "dobra" - i to jest idealna ocena według mnie. Nie jest to książka bardzo dobra, bo czasem się zaplączą jakieś niefajne stereotypy (wiem, że to pozycja sprzed stu lat, to nie znaczy, że te stereotypy muszą mi się podobać), a zakończenie jest bardzo pospieszne. Ale czytało mi się ją dużo lepiej, niż się spodziewałam. Było napięcie, było kibicowanie bohaterce, było wkurzanie się na patrarcho-kapitalizm, a to wystarczy, żebym nie uznała czasu przeznaczonego na lekturę za stracony.

Według skali LC sześć gwiazdek to książka "dobra" - i to jest idealna ocena według mnie. Nie jest to książka bardzo dobra, bo czasem się zaplączą jakieś niefajne stereotypy (wiem, że to pozycja sprzed stu lat, to nie znaczy, że te stereotypy muszą mi się podobać), a zakończenie jest bardzo pospieszne. Ale czytało mi się ją dużo lepiej, niż się spodziewałam. Było napięcie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślę, że jeśli ktoś chce przeczytać hymny orfickie... To w tej wersji może być trudno. Owszem, przynajmniej tłumaczenie Thomasa Taylora jest dostępne za darmo, ale kurczę, czuć, że to końcówka XVIII wieku. Nie ułatwia też sprawy, że tłumacz operuje niemal wyłącznie rzymskimi imionami bóstw, w sumie nie wiem, czemu.

Myślę, że jeśli ktoś chce przeczytać hymny orfickie... To w tej wersji może być trudno. Owszem, przynajmniej tłumaczenie Thomasa Taylora jest dostępne za darmo, ale kurczę, czuć, że to końcówka XVIII wieku. Nie ułatwia też sprawy, że tłumacz operuje niemal wyłącznie rzymskimi imionami bóstw, w sumie nie wiem, czemu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ja nawet nie wiem...

Ja nawet nie wiem...

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pod wieloma względami jest to zła książka. Ale nie mogę nie docenić szalonej wyobraźni Anne Rice, która w ogóle nie patyczkuje się z takimi ograniczeniami jak "kicz" czy "przesada". Pomimo całego kiczu i braku umiaru i głupotek jestem naprawdę zachwycona i niczego nie żałuję. A mówiąc nieco bardziej dosadnie: rany, jak ja kocham to gówno :D Śmieję się z tej książki i polecam ją naraz.

Pod wieloma względami jest to zła książka. Ale nie mogę nie docenić szalonej wyobraźni Anne Rice, która w ogóle nie patyczkuje się z takimi ograniczeniami jak "kicz" czy "przesada". Pomimo całego kiczu i braku umiaru i głupotek jestem naprawdę zachwycona i niczego nie żałuję. A mówiąc nieco bardziej dosadnie: rany, jak ja kocham to gówno :D Śmieję się z tej książki i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wszyscy kochają Lestata XD
Przepraszam, ale ciężko jest tę książkę komentować bez śmiechu. A mimo to idę wciągać następne, ech...

Wszyscy kochają Lestata XD
Przepraszam, ale ciężko jest tę książkę komentować bez śmiechu. A mimo to idę wciągać następne, ech...

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Hm, powiem tak: z główną tezą książki bardzo się zgadzam! Tak, potrzebujemy lepszych opowieści, by zmienić świat. Z uzasadnieniem tej tezy przez pana Napiórkowskiego zgadzam się... mniej. Wiele jego obserwacji jest trafnych, ale część wydaje mi się zarysowana zbyt grubą krechą, czy wręcz lekko skrzywiona. Może to dlatego, że autor wychodzi bardziej z filozofii technooptymizmu, a ja... a ja nie <śmiech przez łzy>. Nie ukrywam też, że trafiłam na parę zdań, które wysłały mnie na spiralę rantu. Niby to były drobiazgi, ale no, drobiazg jednej osoby może być dla innej ważny. Ale przyznaję, że dowiedziałam się z tej książki całkiem sporo nowych rzeczy, to jest na plus. I jeszcze raz powtórzę: przesłanie tej pozycji jest absolutnie KLUCZOWE. Warto ją przeczytać chociażby z tego względu.

Hm, powiem tak: z główną tezą książki bardzo się zgadzam! Tak, potrzebujemy lepszych opowieści, by zmienić świat. Z uzasadnieniem tej tezy przez pana Napiórkowskiego zgadzam się... mniej. Wiele jego obserwacji jest trafnych, ale część wydaje mi się zarysowana zbyt grubą krechą, czy wręcz lekko skrzywiona. Może to dlatego, że autor wychodzi bardziej z filozofii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Powiem tak: jest sporo kawałków historycznych, co dla osób zanurzających się w ten temat będzie przydatne. Mam też wrażenie, że te fragmenty są napisane najlepiej i zwyczajnie są najciekawsze. Część pamiętnikowa z kolei... Nie wiem, w pewnym sensie uważam ją za przewidywalną, w taki frustrujący sposób "kobieto, wybacz, ale jesteś kliszą". Z drugiej strony, może wszyscy jesteśmy kliszami i po prostu źle reaguję, kiedy mi się o tym przypomni ^_^"

Powiem tak: jest sporo kawałków historycznych, co dla osób zanurzających się w ten temat będzie przydatne. Mam też wrażenie, że te fragmenty są napisane najlepiej i zwyczajnie są najciekawsze. Część pamiętnikowa z kolei... Nie wiem, w pewnym sensie uważam ją za przewidywalną, w taki frustrujący sposób "kobieto, wybacz, ale jesteś kliszą". Z drugiej strony, może wszyscy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wiele informacji tu nie ma, od razu uprzedzę. Ale sprawdza się jako bardzo ładnie wydany punkt startowy dla własnych poszukiwań :) I nawet dowiedziałam się czegoś nowego.

Wiele informacji tu nie ma, od razu uprzedzę. Ale sprawdza się jako bardzo ładnie wydany punkt startowy dla własnych poszukiwań :) I nawet dowiedziałam się czegoś nowego.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zupełnie nie wiem, jak oceniać podręczniki do magii. Na pewno jest to ciekawe okno w ten świat, ale wiele więcej nie powiem ^_^"

Zupełnie nie wiem, jak oceniać podręczniki do magii. Na pewno jest to ciekawe okno w ten świat, ale wiele więcej nie powiem ^_^"

Pokaż mimo to