-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Cytaty z tagiem "wzgórze" [9]
[ + Dodaj cytat][...]Nie wiem tylko, co zrobić z tą zabójczą ciszą, z tym milczeniem, z którego w mękach urodziła się moja pogarda i zmęczenie ludźmi. Nie mogłem już z nimi wytrzymać, poczułem, jak mi odrywają ciało z przedramienia, jak pożerają mnie swoim niekończącym się gadaniem i pytaniami. Osaczali mnie, szukali czegoś, co im się należy, albo czegoś czego nie mogłem im dać.
Pośród wielkich dolin Norwegii znajduje się gdzieniegdzie odosobnione duże wzniesienie, które słońce oświetla przez cały dzień, od wschodu aż do zachodu.
Wyspa rozpadała się od wewnątrz. Pokolenie, które uprawiało oliwki, żeglowało i poławiało ryby, zostało zastąpione przez to pokolenie, które pracuje w biurach na wyspie, pije, poławia ryby, żegluje, zaczyna budować apartamenty, sprzedawać działki; po nim przyszło pokolenie tych, którzy wynajmują apartamenty, sprzedają działki, ćpają, zabijają dziki lub tylko czekają. Siedzą a i czekają, aż starzy pomrą, żeby się pozbyć własnych długów i problemów, wyprzedać te łachmany byłych hodowców winorośli i oliwek, byłych właścicieli pastwisk i lasów. Kupią sobie jakiegoś dżipa, żeby całych czterdzieści pięć kilometrów po wyspie jechać, nareszcie tak, jak wypada nowoczesnym barbarzyńcom o skołowanych umysłach.
Jeśli mówię młodsze czasy, to nie dotyczy to mnie. Młodsze czasy mówię w tym znaczeniu, że młodszy był wiek ziemi, wiek planety. Bo moje młode czasy, młodość moja nigdy nie była młodsza niż teraz i jak na razie będzie dalej szła młodniejąc, czuję to jeszcze zupełnie nieźle, całym ciałem, a jeszcze rozumem, i niech mnie nikt nie straszy. Niech mnie nikt nie straszy, że być może, być może, owszem owszem, jest taka teoria, a do pewnego stopnia nawet praktyczna możliwość, ale prędzej czy później przyjdzie nieuchronnie czas, kiedy się będzie po drugiej stronie wzgórza i będzie się o tym nieodwracalnie wiedziało, o tym, że idzie się w dół po stoku, na pohybel, a nie w górę na słoneczny niebotyczny szczyt.
Świtało. Mroki nocy rzedły, bielały. Na tle jasnych fioletów nieba wyłoniły się ciemne zarysy wzgórz i śnieżne szczyty piętrzących się tu i owdzie wysokich gór.
[Armin do Zekea] Pamiętam... słońce już zachodziło... a my ścigaliśmy się we trójkę, do rosnącego na wzgórzu drzewa... To Eren rzucił ten pomysł i nagle wystartował jak szalony... Mikasa pędziła tuż za nim. A ja, jak zwykle, daleko z tyłu... Ale to nic... wiał wtedy ciepły wiatr. I sam bieg sprawiał, że czułem się tak... dobrze. W powietrzu tańczyły wyschnięte liście, i wtedy, nie wiem czemu, pomyślałem... że morze urodziłem się właśnie po to, żeby z Erenem i Mikasą biec na tamto wzgórze... [str. 103-104].
Wszedłem na wzgórze... I zamkowe mury
we mgle tonące zobaczyłem z góry
i gród prastary, stolicę Polaków,
przepyszny Kraków.
[Mój przyjazd do Krakowa].
To dziwne uczycie. Gdziekolwiek nie pójdę, jestem pierwszy. Wyjść z łazika? Pierwszy człowiek, który tu był! Wejść na wzgórze? Pierwszy gość, który na nie wszedł. Kopnąć kamień? Ten kamień był w tym samym miejscu od milionów lat!
Czuł że lada chwila czeka go przełom. Oboje doznawali pełni istnienia. Jedności. I leżąc razem na kanapie zjednoczyli się z ogromem nieba i gwiazd i księżyca, i nagle znaleźli się na szczycie wzgórza a łagodny wietrzyk falował we włosach Marion; i szli przez prześwietlony słońcem las i usiane kwiatami łąki, zapatrzeni w swobodę ptaków które śmigały w powietrzu ze świergotem i śpiewem i zatopieni w przyjemnym cieple wieczora, a miękkie, rozproszone światło usuwało mroki nocy w cień a oni tulili się do siebie i całowali, i usuwali z myśli mrok, ufni w moc własnego światła, w moc własnych marzeń.