cytaty z książki "Moja żona nie tańczy. Opowiadania wybrane"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ludzie jakby coraz częściej za swoje życiowe zadanie uważali czynienie możliwie największego hałasu, dopóki coś nie zamknęło im ust.
Elementem jego codziennej walki z samym sobą było robienie rzeczy nieprzyjemnych. Gdyby bowiem uległ swej narastającej niechęci do takiego życia, jak mu się układało, musiałby zwyczajnie leżeć w łóżku na okrągło przez całą dobę i wstawać jedynie wówczas, gdy nakazałby to mu głód.
Kobiet, które wieczorem weszły w małżeństwo tanecznym krokiem, a rano obudziły się z widokiem na ciągłe zmywanie i samotność w świecie istniejącym dzięki mężczyznom, lecz w którym one są zbędne.
Przyszła do niego, bo człowiek musi mieć takie miejsce na świecie, do którego może wracać. Coś w rodzaju domu dzieciństwa lub chociaż wspomnienia wielkiego poczucia bezpieczeństwa.
Mój ojciec był pastorem (…) gdy ubiegał się o nowe stanowisko, zawsze powtarzał, że robi to po naradzie z Bogiem, lecz Bóg nigdy nie doradził mu, aby szukał stanowiska gorzej płatnego niż poprzednie.
Wymyślił system polegający na próbach oszukiwania samego siebie poprzez oszukiwanie otoczenia, a następnie, dzięki powierzchownym myślom i ostrożnym manewrom, na życiu przez pewien czas, że naprawdę jest taki, jak postrzegają go owi przypadkowi ludzie.
A potem, jakby dopiero w tej chwili sobie o tym przypomniała, spyta go wprost, kim jest osoba o dziewczęcym głosie, która dzwoniła w zeszłym tygodniu i nie przedstawiła się, tylko od razu odłożyła słuchawkę, dowiedziawszy się, że nie zastała go w domu.
Zamknęła oczy, żeby odciąć się od tego czegoś strasznego, co się podstępnie zbliżało jak zwierzę, które od dawna czai się na swoja zdobycz. Nie wiedziała, co to jest. Myśli przerażone uciekły od tego czegoś, lecz zostały dogonione i zbite w jedno krótkie zdanie, które szeptem, niemal z niesłyszalnym jękiem, przeszło przez jej usta: ”Tracę go”.
Człowiek radzi sobie za pomocą nienawiści, która wystrzela w duszy niczym wysoki jasny płomień, utrzymujący rozpacz w pewnej odległości. Matka nienawidziła tej kobiety, a dziecko nienawidziło matki i w ten sposób minęło dzieciństwo.
Dom był spłacony, żona cnotliwa, dzieci dobrze wychowane. Jaka łątkę można by mu przyczepić?
Została babcią i powinna się do tego dostosować, z pewnością tego się od niej oczekuje.
Pozwoliła wydać się za niego za mąż.
Poczuła, ze znów zaczęła funkcjonować tak, jak tego od niej oczekują.
Gdy Niemcy przyszli zabrać żydowskiego krawca, pani Jensen stała razem z innymi kobietami przed drzwiami wychodzącymi na ulicę.- To straszne – powiedziała. - I zostało u niego ubranie mojego męża. Krawiec miał je przenicować, a to jego najlepsze ubranie. Jak je teraz odzyskam?
Bo w kobiecie głęboko zakorzenione jest przekonanie, że mąż ma wychodzić rano i wracać wieczorem.
Miał duże poczucie sprawiedliwości i zawsze wolał ryzykować wiarę w kłamstwo, aniżeli oskarżać kogoś o coś, w czym nie zawinił.
Nie podobała mu się myśl, że jego życiem rządzą przypadki. Przedmioty i ludzie to coś, po co się sięga, gdy mogą służyć jakiemuś konkretnemu celowi . Człowiek z nich korzysta, bo inaczej sam zostanie wykorzystany.
On też miał kolegów, dwóch nieżonatych młodych mężczyzn, którzy przesiadywali u nich całymi wieczorami i słuchali wszystkiego, co mówił, a ona donosiła im piwo i zabierała puste butelki. Koledzy prawie się nie odzywali. Prawdę mówiąc, chyba trochę się go bali.
Obserwowała jego grdykę poruszającą się w górę i w dół, w górę i w dół. Byle tylko to się skończyło. Byle cokolwiek się skończyło. Tak by się cieszyła, gdyby mógł przestać poruszać grdyką.
Dom wyglądał jak ulepiony z masła, żółta miękka kostka, która może się roztopić albo zapaść i choćby jutro zniknąć.
Mężczyźni, którzy porzucają dom, ze wstydem ciskają rodzinie worek z pieniędzmi, nie oglądając się za siebie. Kupują sobie wolność, tymczasem w małym szczytowym pokoiku dziecko klęczy i szepcze: „Dobry Boże, niech ojciec wróci”.
- Mąż mnie wczoraj opuścił. Czy mam zrobić fale przy uszach jak zwykle? (…)
- Bardzo mi przykro – odpowiedziała, ale zorientowała się, ze jej ton mimo całych wysiłków bardziej pasuje do wypowiedzi w rodzaju np. ”A co to właściwie mnie obchodzi?”. Potem nachyliła się do lustra i dodała, ulegając nieprzepartej pokusie bycia podłą: „Tak, proszę je ułożyć tak, jak zwykle. Powiem pani, ze mój mąż uwielbia tę fryzurę”: Z ledwie zauważalnym naciskiem na „mąż”.
Przez parę dni starał się być delikatny i dużo wytrzymywał. Pomagał jej pozmywać wieczorem i zgadzał się na obecność kota. Raz nawet osobiście usunął to, co zwierze po sobie zostawiło. Ponieważ jednak zdawała się nie zauważać jego starań, to zrezygnował z nich i zachowywał się jak dawniej.
Kiedy pierwszy raz poszła z nim do łóżka – w ogóle po raz pierwszy z jakimkolwiek mężczyzną - i nie było do końca tak, jak sobie wyobrażała, pocieszał ją, że najszczęśliwsze kobiety to te, które nigdy nie zaznały zaspokojenia, bo one nigdy nie popadają w mieszczańską gnuśność, tylko ciągle są świeże i otwarte.
Razem z nim oglądała niezliczone mecze piłki nożnej, nigdy nie mając pojęcia, co w tej szczególnej formie rozrywki skłania ludzi do wiwatowania i zachowywania się jak szaleńcy.
Kiedy wreszcie wracał i wypełniał nieduże pokoje swoją hałaśliwą obecnością niszczącą wszelki czar, okazywało się, że wcale za nim nie tęskniła.
Nienawiść jest tak samo pozbawiona rozsądku, jak i miłość. Jej ogień jest zimny, a mimo to boleśnie parzy.
Oboje lubili książki, muzykę i spokojne życie w odosobnieniu. Oboje odrobinę się bali światła dziennego, szybkich, energicznych osób, takich jak inżynierowie z jego fabryki: zdolnych młodych ludzi o gorejących, wyrażających siłę woli oczach, wysportowanych, otwartych i śmiałych, mających zdanie na każdy temat, czujących się bezpiecznie w życiu, z mocnym przekonaniem o własnych prawach i własnych zdolnościach, krótko mówiąc, ludzi nowoczesnych. Oni dwoje zaś, wystraszeni całą tą witalnością, skryli się tutaj razem i tu on się przed nią otworzył. Początkowo z wahaniem, ale później z oczywistością. A ona wszystko potrafiła zrozumieć, wszystko wiedziała i wszystko akceptowała: jego lęk przed pozytywnie nastawionymi ludźmi, jego napady pesymizmu i zwątpienia we własne zdolności, w swoje 'prawdziwe powołanie', jego bezradność pozbawioną wiary w to powołanie. A wreszcie jego rzadko okazywaną bezbronną i stanowiącą niemal warunek do życia namiętność: miłość do niej, do wszystkiego, co przy niej potrafił nazwać: do jej skóry, jej zapachu, jej włosów, jej pogody ducha, jej spokoju, jej powolnych, pełnych wahania gestów. Była mu potrzebna jak otaczające go powietrze, jak książki i gęsto zapisane kartki w szufladzie biurka.
Może wiele nieszczęść wynika stąd, że ludzie nie są zbyt zainteresowani tym, co dzieje się w kimś najbliższym.
[…] zawsze miałem nieco dziwny stosunek do własnej twórczości. Prawie się jej wstydzę, jakby była jakimś skrywanym nałogiem i nic nie wywołuje we mnie większego lęku niż czyjeś nawiązanie do tej strony mojego życia. Uwierzyłem krytykowi, który znalazł w mojej książce najwięcej błędów, i odwracam głowę, gdy nieszczęsnym przypadkiem zobaczę ją na wystawie w księgarni. Pisanie jest tak wielką i dziwną przyjemnością, że to, co zostaje napisane, nigdy tej przyjemności nie oddaje. Człowiek czuje się jak błazen, kiedy czyta to, co jest efektem ekstazy […].