cytaty z książki "Intimacies"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Mamy jedno życie i możemy w nim wybrać to, co dla nas najświętsze. Później musimy dać z siebie wszystko, by tego nie zawieść.
Ruch nie jest niemożliwy, wręcz przeciwnie. Życie pędzi, wymyka się strumieniem spomiędzy palców, aż nagle rozstępuje się i pokazuje przebłysk następnego świata, i jeszcze następnego, odsłania wizje nieskończenie wielu przyszłych zmian.
I co teraz pani zrobi?
Teraz w tej chwili, czy teraz w bardziej egzystencjonalnym sensie? - pytasz i jakimś cudem udaje ci się utrzymać lekki ton.
On patrzy na ciebie, podchwytuje sygnał. Gdzieś pomiędzy, sugeruje.
A teraz wreszcie siódma, ostatnia rzecz, najbanalniejsza i najgłębsza ze wszystkich. Mów ludziom, których kochasz, że ich kochasz. Przekonasz się, że w ostatecznym rozrachunku tylko to ma znaczenie, tylko to możemy ze sobą zabrać. Powiedz to teraz. Te małe, powszednie, zmieniające wszystko słowa.
Ale najbardziej cię uderzyło, i może też wytrąciło z równowagi, to, jaka ona była mu oddana: jakby po wszystkim, co razem zrobili, nie było już miejsca na luksus jakiegokolwiek innego zachowania - znużenia czy irytacji. Wydawało ci się, że taki styl życia musi być wyczerpujący, chociaż teraz myślisz, że może to wcale nie chodziło o to, tylko że znaleźli się zbyt późno, a przynajmniej zbyt późno w jego życiu, żeby pozwalać sobie na beztroskę czy obojętność. Ich miłość była uważna i czuła nie dlatego, że odgrywali jakiś teatrzyk, lecz przez to, że oddali się jej bez reszty.
Wydaje mi się, że te rzeczy się nigdy nie zmieniają.
W sensie, że ludzie się nie zmieniają czy że nie są w ogóle w stanie się zmienić?
Oczywiście, uważam, że ludzie się zmieniają, ale głównie w tym sensie, że z wiekiem stają się coraz bardziej sobą.
A co, jeśli wieczność nie oznacza nieskończoności czasu, lecz ucieczkę od niego? Co, jeśli czas z perspektywy wieczności jest tylko kroplą utrzymującą kształt za sprawą własnego napięcia, jeśli wszystko, co się kiedykolwiek wydarzyło i wydarzy, dzieje się jednocześnie i już przeminęło?
Miłość - to trzymać tuż przy sobie i wypuścić na wolność jednocześnie
To każda rzecz, wszystkie rzeczy naraz
Teraz jest zawsze - oto zaklęcie, którym do tego doprowadziłam.
Idziemy dalej. Robimy wszystko, by przetrwać. Podnosimy się i idziemy dalej. Wciąż toczymy stare bitwy o to samo, w nieskończenie wielu nowych konfiguracjach.
(...) nawet jeśli nie ma żadnej prawdziwej skali żałoby, to istnieje, a przynajmniej powinna istnieć, hierarchia straty.
Wspominasz i myślisz, jakie to niemożliwe, że to wszystko przepadło - po jej odejściu jest tak, jakby żadna z tych rzeczy nie była już dłużej prawdziwa. Nic nie wydaje ci się już prawdziwe, ani to, że ludzie są w stanie się naprawdę poznać albo pokochać, ani że to ważne, czy jakieś małżeństwo się rozpadnie, czy w ogóle miało szansę przetrwać. Ale jak to mogłoby nie mieć znaczenia?
Tylko że ta pusta przestrzeń w twoim wnętrzu, ten ból w splocie słonecznym, wymazuje z ciebie cały głód i masz takie poczucie, że najwłaściwiej jest oglądać świat z dystansu, jaki dają lekkie zawroty głowy, wrażenie rozmycia i bezcielesności, jakbyś mogła po prostu dryfować w nieskończoność przed siebie, jakbyś tak naprawdę nie istniała, nie musiała istnieć.
Gdzie w takim razie szukać nadziei, pytasz, jeśli nigdy nie możemy tak naprawdę zacząć od nowa albo stać się, nie wiem, kimś innym, lepszym?
On wzrusza ramionami i się uśmiecha. Chyba po prostu musimy tego szukać w każdej chwili. Każdy moment, tu i teraz, tyle mamy.
W sensie, że mamy te momenty czy że nie mamy nic poza nimi?
Może jedno i drugie po trochu.
Nie można czuć się bardziej samotnym niż wtedy, gdy leżysz przy kimś i marzysz, by dotykał cię ktoś inny.
Żyjemy, jakbyśmy sądzili - a może tylko ty tak masz - że ten stan utrzyma się w nieskończoność, a zatem rzadko rozmawiamy o jedynych rzeczach, które się liczą. Tyle słów, tyle tysięcy słów, i żadne z nich nie jest właściwe, istnieje tylko garstka takich, które mogły coś znaczyć, albo nawet coś zmienić. I znowu, tym razem z większym niepokojem, zastanawiacie się, czy ludzie mogą się zmienić, czy jest już za późno, czy zawsze jest za późno? A może jednak istnieje jakieś wąskie okienko, w którym wszystko jest możliwe?
Rozmawiacie o odległościach, jakie przemierzamy między punktem wyjścia w życiu a miejscem, do którego docieramy, i między tym, kim nam się wydaje, że jesteśmy, a tym, kim się okazujemy.
Najmłodsza siostra jeszcze nie wie, że >>kiedyś<< oznacza >>nigdy<<. Nie wie, że są miejsca, których nigdy się nie odwiedza, ani celowo, ani nawet przypadkiem. Jeden niewłaściwy zakręt, jedna niewłaściwie wymówiona spółgłoska - nie trzeba nic więcej.
Puszczałam myśli wolno, tak że wkrótce nie przypominały już nawet myśli, tylko wrażenia, których nie śmiałam ubierać w słowa, bo zostawiały mnie rozgrzaną, bez tchu i zawstydzoną.
Pomyślałaś, że bardzo cieniutkie są te nici, jakie łączą nas z drugą osobą albo z jakimś miejscem, i że są cenne i mocne.
Myślisz sobie, że miłość, która się zepsuła albo zboczyła z kursu, to też swoiste wygnanie.
Wszyscy ludzie byli niedobrzy i źli. To nieprawda, mężczyzna z samolotu miał rację - ludzie nie są źli, to niemożliwe, nie chcesz iść z tą myślą przez życie, a przynajmniej przez te lata, które ci zostały. Oni też się starali najlepiej jak potrafili - i w przeciwieństwie do surowego, sprawiedliwego i cnotliwego Noego nigdy od nikogo nie usłyszeli, że umrą albo zostaną ocaleni, że cokolwiek z tego ma koniec końców jakieś znaczenie.
Wydaje ci się zupełnie niemożliwe, że to ty, matka z dziećmi, w czteroosobowej rodzinie. Myślisz o wszystkich ludziach, którymi byłaś albo wyobrażałaś sobie, że nimi jesteś. O wszystkich ludziach, których znałaś, kochałaś, kochasz. Były w życiu takie czasy, kiedy spojrzałabyś na tę chwilę z niedowierzaniem, w innych momentach mimo zdumienia powiedziałabyś: Tak, poproszę. Tak.
Teraz myślisz, że dzierganie na drutach ubrania dla kogoś bliskiego to coś jak zaklęcie: każda pętelka ma go oplatać, dbać o jego bezpieczeństwo.
Myślisz o dzieciach, które tylko na chwilę zagościły w twoim ciele i umyśle, których nigdy nie poznałaś, nie ucałowałaś, nie wzięłaś na ręce, a jednak przytulałaś je gdzieś w sobie, w niepojętej głębinie miłości.
Nieprzeżyte życia, nieprzekochane miłości.
Wszystkie historie miłosne wyglądają tak samo: jest to coś, jest moment, jesteśmy my.
Powiedz >>nie<< - tylko to należało zrobić. Te słowa były jak amulet, jak magiczne zaklęcie zapewniające bezpieczeństwo. Jeśli tylko przejdziemy przez życie, mówiąc >>nie<<, nic nas nie skrzywdzi.
Nie nosiłam w sobie żadnej ciężkiej traumy, której musiałam się pozbyć. Nie miałam też żadnych dziwnych ani niesamowitych pomysłów, o jakich z tęsknotą opowiadali znajomi, ale to też nie była nowość. Po prostu ogarnęła mnie pustka, wrażenie znajdowania się w jakimś >>później<<, rozgrzeszenie, o którym nawet nie wiedziałam, że go potrzebuję, i wszystko to było takie proste, zbyt proste.
Nieugaszalna to niezdarne słowo na wyrażenie czegoś, co być może przerasta mowę, ale mieści się w muzyce. Mówi, że wszyscy tu jesteśmy - wszyscy żyjemy - i jest dla nas nadzieja, nawet gdy wydaje się, że nie. Całe życie to jedna ogromna istota, zawsze w ruchu, jak wielki pędzący potok, a my jesteśmy w nim tylko maleńkimi kropelkami.
Bez względu na to, co zrobi z nami życie, nawet kiedy się kończy, coś po nas zostaje - coś, czego nie da się zniszczyć ani zgasić. Tacy właśnie jesteśmy, z braku lepszego słowa: nieugaszalni.
Wtedy dotrze do ciebie, że nie wszystko zapomniałaś: że ona nadal tu jest, w tobie, że nosisz w sobie jakąś część niej, która należy do ciebie i tylko do ciebie, a teraz, kiedy Nirupam to z ciebie wydobył, nikt już nie odbierze ci tego wspomnienia, już wiesz, jak ją sobie przypomnieć, i dlatego tak się śmiałaś i płakałaś nad tym głupim wydeptanym dywanem.