cytaty z książki "Odruch naturalny"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Pod koniec drugiego tygodnia doszło do zatargu na tle porządku. Kiedy sprzątanie wypadło na mnie, robiłem to bez szemrania. Od zawsze miałem bzika na punkcie higieny osobistej i porządku wokół siebie. Adam na odwrót, nawet palcem nie kiwnął, choć w zaśmiecaniu celi nie miał umiaru. Kilka razy wyręczyłem go, mając nadzieję, że zatrudni rozum, uniesie się ambicją i zrobi, co trzeba. Nie zatrudnił rozumu i nie uniósł się ambicją. Na domiar złego mył się byle jak, a do tego niedbale opłukiwał naczynia. Raz w tygodniu chodziliśmy pod prysznic i wówczas można było przeprać swoje ciuchy zalatujące starym potem, ale wolał nosić brudne i śmierdzące.
Wracając do celi, zastanawiałem się też nad słowami urzędnika. Może facet ma rację? Czy rzeczywiście w takiej sytuacji warto się wiązać? Robię wszystko, żeby zabezpieczyć sobie przyjemniejsze dziś i jutro. Z mego punktu widzenia to zrozumiałe, bo korzystne. A gdzie jej dobro? Ona dla mnie poświęca niemalże wszystko, a co otrzymuje w zamian? Co mogę jej zaoferować oprócz wskrzeszenia dawnych uczuć czy korespondencyjnego towarzystwa? Nic lub prawie nic. Za rok, dwa wszystko może jej obmierznąć, a zwłaszcza życie z uwięzionym partnerem.
Uświadomiłem sobie, że moim największym postrachem jest i będzie bezczynność. Pozwolić, żeby czas bezowocnie wsiąkał w przeszłość, to tak, jakby człowiek kopał dla siebie mogiłę. Za hańbę miałem dobrowolne konanie.
Grzeszyłem i ja słabościami, grzeszyłem. W dzień grałem komedię. Był reżyser, sufler, czyli podpowiadający, co należy pisać w przesznurowanym zeszycie i jak zeznawać, było paru błaznów i jeszcze kilku aktorów. Dopiero nocami faktycznie przeżywałem. Gasło światło, gasł optymizm, a wówczas na ciemnoszarym suficie oglądałem swój powrót do bliskiego miasta, oglądałem siebie pośród przyszłych sąsiadów, dawnych kolegów i znajomych. Wszystko było teraz zagadką. Patrzyłem w sufit, lecz co bym tam nie zobaczył, zaraz kryło się w cieniu przeszłości. Nęciła mnie wolność, a jednocześnie lękałem się zagrożeń, jakich mogła mi przydać.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy pod wieczór Marabut wpuścił do celi politycznego! Od razu go rozpoznałem i przemknęło mi przez myśl, że nareszcie ktoś z głową na karku. Taki nie będzie pitolić smutków i narzekać, że posadzili go za niewinność. I jeszcze coś zaświtało mi w głowie, to mianowicie, że nie jest wtyczką.
Klawisze, jeśli już umilają człowiekowi życie, robią to po prostacku. Nie tyle psychika cierpi, ile ciało. Zresztą, po co martwić się na zapas? Niemożliwe, żeby w każdym pokutowała dusza okrutnika. Pewnie jak wszędzie, tak i tam największa udręka z więźniami.
Sami więźniowie też potrafią umilać sobie życie. Ale to chyba ogólnonarodowa zmora. Zabory, okupacja, beriowszczyzna, stalinizm... Zawsze toczyła nas jakaś gangrena. I wciąż toczy, bo kapkę tego, kapkę owego każdy w sobie taszczy i przekazuje z pokolenia na pokolenie. Przez to trudno żyć bez donosicielstwa, zawiści, podżegania i awantur. Nasiąknęliśmy tym i niekiedy wycieka to z nas na różne sposoby, czego najlepszym przykładem byli niektórzy pensjonariusze trzeciego pawilonu, a przede wszystkim mokotowskiej stodoły, gdzie młody, pierwszy raz zamknięty, jest frajerem, któremu jak najszybciej trzeba dać w kichę, czyli wyruchać na swój sposób dosłownie i w przenośni. Starszego ograbią, co także można podciągnąć pod wyruchanie. Nawet kalece nie przepuszczą. Większość swego chowu, w tym wielu na użytek bezpieki.
Bali się pokuty, ludzki odruch. Też się bałem. Mniej niż oni, to prawda, ale zapewne dlatego, że wiedziałem, co robiłem i z czym powinienem się liczyć, podnosząc łapsko na porządki ustanowione przez kochającą mnie władzę ludową. Krótko mówiąc, godziłem się z karą, tym bardziej że nie groziła mi ta najwyższa. Nie zasądzono takiej niektórym czempionom szpiegostwa, mnie też nie zasądzą. Jedynie początkowo nie miałem pewności. Z czasem trochę okrzepłem i przestałem obawiać się o życie, choć ten i ów ostrzegał, żebym nie chojrakował, bo wciąż ocieram się o czapę, ale puszczałem to mimo uszu.