cytaty z książki "Głębia. Bezkres"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Stetryczała, rozpadająca się Maszyna przezwyciężyła najwidoczniej ograniczenia nałożone jej przez Monsieura, wstała, pociągnęła Erin do tyłu i ściągnęła ją z fotela. Hakl krzyknęła z bólu i zaskoczenia.
– Właddca! – wydarł się prastary mechanizm. – Właddca powwwraca!
Być może gdyby Personalny Opiekun Maszynowy Wielkiego Rodu Kruków był nowy – lub miał tylko kilka dziesięcioleci, czy nawet setek lat, ale nie więcej – jego atak odniósłby lepszy skutek. Ale Maszyna była stara i nie pomogły tu nawet jej wskrzeszenie przez Jedynego czy późniejsze naprawy Monsieura. Coś w niej trzasnęło: wysiłek, jaki musiała włożyć w odciągnięcie Erin, przepalił część obwodów.
- Właddco. . - wybrzęczał rozpaczliwie Poms. Prastary, przerdzewiały Personalny Opiekun Maszynowy Wielkiego Rodu Kruków uniósł się na chyboczących nogach i podreptał do zamkniętego na głucho przejścia. - Nie zosssstawiaj mnieeee.
...
- Właddcaaa. . - wymamrotał z nabożną czcią Poms.
Grunwald nie odpowiedział. Zaklął cicho, sięgnął do jednej z konsolowych szuflad i wyciągnął niewielką tubkę z ekstraktem fluidu. – Jeśli to nie pomoże – mruknął, odkręcając zatyczkę i wciskając zawartość w półotwarte usta Pinsleep – to zrobię wreszcie to, na co każde z nas miało kiedyś ochotę... – To znaczy? – spytała niepewnie Hakl. – Po prostu ją trzepnę.
Imprint był czymś więcej. Rzekomo stworzyła go Jedność, ale jego początki nigdy nie zostały dokładnie ustalone. Pojawił się sam w zamierzchłych czasach Imperium Galaktycznego – jako nieoczekiwany odprysk oprogramowania sprzęgowego i oznaczania genetycznego zakupionych przedmiotów. Zaistniał poza granicą wyliczeń i software’owych nakładek niczym wirus, tak jakby to nagle duch zaczął ożywiać maszynę. Powstał jako efekt komputerowej ewolucji, której na dobrą sprawę nikt nigdy się nie spodziewał. I choć wiedziano, że istnieje, nie potrafiono sztucznie go wytworzyć. Nawet Jedność stosowała jego kopię, choć – co trzeba przyznać – kopię wyjątkowo skuteczną. Imprint Grunwalda był inny. Płynął przez skokowiec niczym ulotny poblask srebra. Błądził w pancerzu i rurach doprowadzających energię rdzenia, przenikał przez zamocowane we „Wstążce” artefakty kseno. Tonął w oprogramowaniu i wykraczał poza nie, dotykając odległych, porwanych wcześniej przez Myrtona statków. I potrafił odnaleźć to, co zostało z doktora Harpago Jonesa.
Wchłonięcie nie ominęło nawet Piątek i kilku eksperymentalnych Szóstek, złożonych wyłącznie z eidolonowej formy. Terra zgasła, zupełnie jakby ją wyłączono. A Stygmat, kaplica Jedności, powoli uwolnił się z olbrzymich zaczepów i zabierając ze sobą dużą część Sanktuarium, uniósł się ku wypalonym gwiazdom.
Piekło jest dla tych, którzy się zaparli Znajdują tam to co sami zasiali i zakopali Jezioro Przestrzeni i Las Nicości Tam wędrują, dryfują i nigdy nie przestają Zawodząc wołać o sens.
Ocalała flota Konsensusu uleciała ku galaktyce Trójkąta, widzianej przez Kayta Telsesa niczym srebrny poblask – zapowiedź nowego świata Obcych i ludzi... a konkretnie obiecanej załogi „Płomienia”. Stary kapitan oparł delikatnie rękę o wpatrzonego w skupisko gwiazd Aro, myśląc o starych przyjaciołach i o dawno zasłużonej emeryturze. To, co zostało z floty Nowych Maszyn, pędziło ku galaktyce Lwa, oglądanej przez Lorę oraz nadal wystraszoną Susie Winter, Toma Krzywika i Lorda – jedynych ludzi, których przeznaczenie połączyło z losem Nowych Maszyn. Z taką samą obawą patrzyła w Emitery Danych także Fibonaccia – pierwsza kompletnie wyzwolona z maszynowych ograniczeń nastoletnia, zakochana Czwórka. Podobnie jak ona – choć ze zdumieniem – wpatrywał się we Lwa Strips Walter Dinge, którego Flota Ujemność – a także wszystkie obecne w armadzie Nowego Zjednoczenia okręty cyborgów – została przydzielona do floty Nowych Maszyn. Ale w światła nowej galaktyki nie wpatrywali się jedynie ludzie, Stripsowie czy Byty Maszynowe. Patrzył w nie i surogat Piecky Tip, który – choć jeszcze tego nie wiedział – miał zapoczątkować zupełnie nowy rodzaj istot, różniących się zarówno od swego biologicznego, jak i mechanicznego pierwowzoru. Jako ostatnia ku Andromedzie poleciała Flotylla Grunwalda razem z tymi z Wolnych Sztucznych Inteligencji, które zdecydowały się pozostawić swe kopie na statkach ludzi. Uciekającym towarzyszyła zaledwie garstka Maszyn podstawowych stopni. Ale nie to było zaskakujące, a fakt, że z całej owej zbieraniny zniknęły statki Zbioru czy Despectum porwane wcześniej przez Myrtona – zupełnie jakby coś zabrało je i ukryło, w myśl sobie tylko znanych planów... W przyszłości dało to początek legendom o Wielkim Odrzuceniu i spodziewanym drugim Powrocie Tych, Którzy Odeszli. Ale na razie nie miało to znaczenia.
Wiesz przecież, co się stanie. Za miliardy lat galaktyka Andromedy zderzy się z Wypaloną Galaktyką. A wtedy znowu możemy potrzebować Myrtona Grunwalda.