cytaty z książek autora "Paweł Słania"
Kraków, 18 X 1935 r. Wczoraj było zebranie Koła Historyków i na tym zebraniu podałem wniosek, by pojechać z wycieczką na Śląsk. Nocować będziemy w Piekarach, tak że będziemy mogli się zobaczyć. Zwiedzimy Katowice, Chorzów i Piekary Śląskie.
Kraków-Dębniki, 21 V 1936 r. Jeśli się porówna Wiedeń z Krakowem, to Kraków to miasto śpiące – brak ruchu. Tak samo kultura niestety o wiele wyżej stoi w Wiedniu. No i nie ma w Krakowie serdeczności – co się spotyka w Wiedniu, a tutaj jest tylko tak zwana austriacka grzeczność. Co prawda, jest tutaj o wiele lepiej aniżeli w Piekarach, gdzie spotyka się bardzo dużo chamstwa.
Kraków, 11 V 1933 r. Jak wiadomo Tobie, po pożegnaniu się z Tobą udałem się do pana Knosały, którego jednak nie zastałem w domu, a następnie po pożegnaniu się z Rodzicami mymi i Rodzeństwem odjechałem z Szarlej-Piekary. Im pociąg dalej odjeżdżał, to wraz większy żal ściskał moje serce, gdyż oddalałem się od Ciebie, najukochańsza Mary, by z dala będąc od Ciebie, mógł tylko myśleć o Tobie, a duchem być z Tobą w Wielkich Piekarach.
Kozielsk, 22 XI 1939 r.
Najdrożsi Rodzice!
Znajduję się w Rosji. Jestem cały i zdrów, czego i Wam życzę z całego serca. Jak Wam się udały ziemniaki i kapusta? Jak tam ze zdrowiem Tatusia i Mamusi? Spotkałem tutaj Gienka Roga i Żochowskiego – nauczyciela z naszej miejscowości. Jest ze mną Adolf Rzeźniczek z Wielkich Hajduk i drugi Rzeźniczek Antoni z Chorzowa Miasta. Znajduje się tu Jan Matejczyk z Chorzowa oraz Ignacy Warczok, który pozdrawia ciotkę Słowik w Katowicach. Proszę powiadomić ich rodziny. Dajcie znać doktorowi Płonce, że jest ze mną Szymon Bączkowicz z Radzionkowa. Załączam serdeczne życzenia, choć spóźnione, szczęścia i zdrowia tak Jadzi, jak i bratu Maksymilianowi. Pogoda u nas piękna, lecz w ostatnich dniach nieco się oziębiło – lekki mróz. Kończąc, zasyłam serdeczne pozdrowienia i najlepsze życzenia wesołych świąt.
Wasz Paweł (syn i brat)
Drugą stronę dla Mary.
Najukochańsza Mary!
Żałuję bardzo, żeśmy się jeszcze we wrześniu nie mogli pobrać. Skoro tylko jednak wrócę, to na pewno to zaraz uskutecznimy, o ile zechcesz tak długo zaczekać. Myślę o Tobie bardzo często, w niektóre dni jednak specjalnie dużo. Ostatnimi czasy śniłaś mi się stale. Czuję się dobrze, lecz brak mi bardzo Ciebie. Tęsknica za Tobą wzrasta z każdym dniem. W związku z Twymi urodzinami życzę Ci, aby się spełniły jak najszybciej Twoje najgłębsze życzenia. Jak tam z Twoim zdrowiem? Co słychać u Was w rodzinie? Gdzie się znajdują obecnie stryjostwo z Lipin? Czy nie zginęły moje świadectwa i praca magisterska przypadkiem? Proszę mi podać adres kuzyna mojego z Niemiec, jak i z Ameryki. Kończąc, zasyłam serdeczne pozdrowienia dla Ciebie i Twojej Rodziny.
Proszę adresować w ten sposób:
Сланя Павел Петрович С.С.С.Р. город Козельск Смоленской области Почтовый ящик N12
Twój zawsze Ci wierny
Paweł.
Oświęcim, 15 X 1933 r. Na izbie chorych jest starsza pani, którą tytułują siostrą; pali papierosy bez miłosierdzia; wyzywa często na sanitariuszy; jest mocno nerwowa. Do nas natomiast, podchorążaków, gdyż jest nas trzech na pokoju, odnosi się grzecznie i nie każe nam nic robić poza starciem z kurzu szafek.
Oświęcim, 19 XI 1933 r. W sobotę wstałem już o 4. Nasza drużyna była bowiem służbową. O godzinie 6 ruszyliśmy na marsz 30-kilometrowy. Wyszliśmy z koszar przez Oświęcim, następnie brzegiem Wisły aż do Monowic. Czy śpiewając, czy maszerując, myślałem ciągle o Tobie, co robisz, albo rozmawiałem z Tobą. Szliśmy drogami jeszcze gorszymi od poprzednich marszów. Marsz ten mnie najwięcej zmęczył ze wszystkich innych. Miałem bowiem za duże buty. Po obiedzie czyszczenie broni, a potem rejonów. Musiałem czyścić taborety, taka to dola filozofa w wojsku. No ale trudno! Inni też wytrzymali, wytrzymam i ja.
Kraków-Dębniki, 18 V 1935 r. Na pogrzebie Józefa Piłsudskiego widziałem pana prezydenta Mościckiego, prezesa ministrów Sławka Walerego, ministra spraw zagranicznych Becka, no i wielu innych przedstawicieli państw zagranicznych, między innymi ministra francuskiego Lavala, marszałka Petain, Göringa, a potem generalicję i bardzo dużo wojskowych.
Kraków, 14 II 1935 r. Poszedłem raz do dentysty, lecz ten nie przyjął mnie, bo kończy niby praktykę, a w ogóle postępują, jakby nam czynili łaskę. Kazali mi się zgłosić w marcu. Toteż gdy będę miał czas, pójdę sobie prywatnie, a nie do dziadów w ambulatorium dentystycznym.
Kraków, 30 V 1937 r. Wczoraj z rana byłem uprosić proboszcza kościoła Najświętszej Panny Maryi ks. Kulinowskiego o zezwolenie na korzystanie z archiwum tego kościoła, to mi się wykręcał, że obecnie toczą się pertraktacje w sprawie tego archiwum i chwilowo nie może mi pozwolić. Jest to równoznaczne z powiedzeniem: nie pozwalam. Ja mu jednak nie dam spokoju i będę jeszcze raz atakował aż do wyniku.
Kraków-Dębniki, 10 V 1935 r. Nie wiem, czy zdążę się przygotować do egzaminu z historii starożytnej na koniec roku, materiał bowiem jest bardzo obszerny, a w dodatku profesor Piotrowicz wielka piła.
Warszawa, 6 VII 1939 r. Pogoda u nas piękna – gorąca. Tak miło byłoby teraz opalać się z Tobą nad Brynicą. Czyś była już się kąpać?
Oświęcim, 14 I [1934 r.] W zeszły poniedziałek, zaraz po raporcie, udałem się szybko na pocztę, by nadać paczek z kaftanem. Potem z kolegą wstąpiłem do cukierni na ciastko, herbatę oraz kawę. Jednakowoż kawa ta była taka, jaką moja mama gotuje – bonkawę.
Kraków-Dębniki, 10 V 1935 r. We wtorek otrzymałem paczek z domu, przywiózł mi go Zefek, ten księżoszek. A były w nim krupnioki, to znaczy kiszki, tzw. żymloki i „grysikowy” oraz salceson i wątrobianka.
Kraków-Dębniki, 29 XI 1934 r. Dziękuję Ci bardzo, Meruniu, za tak sążnisty list, który otrzymałem po obiedzie. Leżą przede mną na stole Twoje ostatnie listy, a jest ich już dziewięć. Czytałem je po kolei wszystkie. Każdy list Twój odczytuję kilka razy. Jest to jedyna droga porozmawiania z Tobą; w każdym liście znajduję tyle szczerości i prawdy, a zarazem miłości, że jest mą najmilszą lekturą.
Kraków, 14 XII 1935 r. Siedzę sam w pokoju – dookoła cisza prawie że grobowa – jakoś mi bardzo smutno. Na stole stoi Twoja fotografia i patrzę się bardzo często na nią, gdyż inaczej nie mogę. A jak bardzo bym się cieszył, żeby choć jutrzejszą niedzielę z Tobą spędzić.
Kraków, 24 IV 1933 r. Całymi dniami, gdy tylko nadarzy się sposobność, myśl moja przenosi się do Ciebie. Ile razy słyszę hejnał z wieży Mariackiej, to chciałbym przesłać moją myśl o Tobie na falach eteru z głosem trąbki do Ciebie.
Kraków, 27 IV 1933 r. Już więcej aniżeli tydzień upłynął od chwili, gdym się po raz ostatni z Tobą widział. Chwila ta stoi mi żyw w pamięci. A czas, który jest ponoć lekarstwem na wszystko, miast przywiązanie moje żywione ku Tobie osłabić, to jeszcze je wzmacnia. Oczekuję z wielką tęsknotą następnego spotkania się z Tobą.
Kraków, 20 I 1936 r. Proszę się na mnie nie gniewać, żem tańczył, bo mi bardzo przykro, żem Tobie mówił, że nigdzie nie pójdę bez Ciebie i nie będę tańczył; z tego powodu robię sobie wyrzuty i postanowiłem silnie już nigdzie bez Ciebie nie pójść; obojętnie, gdzieby to nie było. Kupiliśmy sobie z kolegą flaszkę wina i jeszcze z dwoma innymi to wino wypiliśmy (ale by mój drogi Ciciuś nie myślał, żem się podchmielił, to jeszcze daleko do tego).
Oświęcim, 25 I 1934 r. Jeszcze dziś odczuwam Twe usta oraz Twe śliczne oczka, kiedyś to siedziała po tańcu przed odjazdem mym na skraju sofy, a oczka Twe tak pięknie się skrzyły.
Kraków, 22 V 1933 r. Liczę dni, po którychby nasze usta zwarły się w tak gorącym, serdecznym i radosnym pocałunku, bym Cię mógł tak bardzo, bardzo uściskać. Twój Pawełek.
Kraków-Dębniki, 18 II 1935 r. Nie wiem, ogarnia mnie jakiś pesymizm i zmęczenie. Tym więcej gdy się czyta, co się dzieje na Śląsku – o tej strasznej nędzy bezrobotnych. I myślę nieraz, że wolałbym już być profesorem i żeby Tyś była już mą żoną; jakkolwiek nie zarobiłbym wiele, to uważam, czulibyśmy się szczęśliwi i to by mi wystarczyło.
Oświęcim, 16 XII 1933 r.
Będąc na ćwiczeniach, bez względu na panujące zimno, gdym leżał na śniegu, a ręce pokostniały z zimna, myśl moja błądziła za Tobą i cieszyłem się na myśl, że niezadługo pojedziemy na urlop i będę bardzo szczęśliwy z Tobą w ciepłym pokoju.
Rybna, 7 IX 1935 r. List, jak Ci zaznaczyłem, zacząłem pisać w zamku Tenczyńskim, dalej pisałem (na chełmie) w Rudnie obok fryzjera; wykorzystałem sytuację, kazałem się ogolić.
Oświęcim, 16 II 1934 r. Najgorzej było, gdy musiałem pójść do schronu jako tarczowy. Schron to zwykły dół i niezbyt głęboki, że musiałem w nim klęczeć, a nie można było się poruszyć. Do tarczy, którą z początku trzymałem na tyczce, a potem kołkami obstawiłem, gwizdały kule. Posiedzieć tak człowiek musiał po cztery godziny. Gdym wyszedł ze schronu, sądziłem, że dostanę reumatyzmu.