cytaty z książki "Wesela w domu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ja nigdy nie byłem arlekinem, ja nigdy nie byłem zdolny odbić komuś dziewczyny, to ja byłem tym, któremu odebrano wszystkie te jego ślicznotki, arlekini odebrali je mnie, pierrotowi. Mój portret jako młodego człowieka był taki: smutny młody mężczyzna z dobrego domu, który nie ma odwagi walczyć o swoją ukochaną, bo ja zawsze na pierwszym miejscu stawiałem zagładę i nieszczęście, i śmierć, to była moja poetyka jako chłopca, jako młodzieńca... i koniec końców teraz też nie jest ze mną pod tym względem lepiej, wciąż jestem tym smutnym klaunem, wciąż jestem pierrotem...
W tych pijatykach najpiękniejsze nie jest to podochocenie, nie ten wzlot, nie te uniesione ręce i te pomysły, które przychodzą człowiekowi do głowy, lecz w pijatykach najcenniejszy jest ten następny dzień, ten kac, te wyrzuty sumienia, ta chandra, kiedy człowiek jest oklapnięty, jak ja, gdy zastała mnie pani przy zmywaniu naczyń, kiedy sam dla siebie byłem mamusią i znów, tak jak we wszystkich kacach, pytałem siebie: Co z ciebie będzie? I to jest siłą kaca, że człowiek chce rozpocząć nowe życie...
Tak się cieszę, że jestem, że jestem na świecie, że gdy zobaczę coś pięknego, to zaraz się z tym żenię, jestem zakochany nie tylko w ludziach, ale i w rzeczach, w pracy, ach, jak ja lubiłem robić wszystko, co robiłem...
Przecież wszystkie wojny i bitwy, wszystkie rewolucje to dla ludzi w gruncie rzeczy jedyny w swym rodzaju happening! Takiego happeningu zaznaliśmy przecież w owym roku czterdziestym piątym! Rewolucja, rewolucja, rewolucja także, lecz przede wszystkim majątek, no i ludzie bezbronni, kiedy to zwykłemu człowiekowi trafia się okazja, żeby mógł wziąć sobie z niemieckich mieszkań, co tylko zechce, żeby z obór i stajni wyprowadził jakie zechce zwierzęta, konie, magazynów niemieckiej armii nikt już nie strzegł, magazyny wszystkich niemieckich przedsiębiorstw w Pradze i Igławie, i Brnie były bez aniołów stróżów, i piękne Niemki w ludowych strojach, i piękne siostrzyczki z lazaretów, i wszystko samo pchało się ludziom w ręce w historycznej chwili, gdy ostatni niemiecki żołnierz zniknął, no i wtedy biada zwyciężonym! I o kim ludzie myśleli, że był kolaborantem, tego mogli bezkarnie zabić, Hieronymus Bosch zmartwychwstał ze swoim piekłem, znów ożyła rzeź niewiniątek Pietra Breughla, wszystko w imię odpłaty za to, co Niemcy zrobili nam i tym innym narodom, lecz wszystko w formie happeningu, bo dla człowieka, gdy wpadnie w złość, nic nie może być piękniejsze niż czynienie zła w imię tej Wielkiej Historii...
...właściwie ta moja pisanina, teraz zaczynam to pojmować, ta moja pisanina także jest taką obroną przed samobójstwem, tą pisaniną jakbym uciekał przed samym sobą i od siebie, zarazem jednak docieram gdzieś do tego: Co ze mnie będzie? Kim byłem i jestem właśnie teraz? Tą pisaniną jakby się leczę, tak samo jak katolicy leczyli się spowiedzią, tak samo jak żydzi leczyli się pod Ścianą Płaczu, tak samo jak nasi przodkowie leczyli się, wyszeptując swe tajemnice i obawy, i koszmary w pień starej niemej wierzby, a koniec końców tak samo jak leczyli się pacjenci Freuda, którzy uspokajali się, opowiadając, co im ślina na język przyniosła... Właściwie ta moja pisanina jest ucieczką od jednej linijki tekstu do następnej, na maszynie do pisania widać to bardzo dobrze, nigdy nie wiem, co napisałem, stale ścigam tylko jakąś myśl, która wciąż jest przede mną, chcę ją dogonić, ale ona wciąż mnie wyprzedza, tak samo jak będąc dzieckiem uciekałem pociągiem do babci, tak samo jak uciekałem ze szkoły do domu, jak z domu brzegiem rzeki uciekałem przed samym sobą, jak zresztą zawsze uciekałem z miejsca, gdzie właśnie byłem, uciekałem od tych moich panien do chłopaków, żeby grać w karty, aby po chwili znów uciec od chłopaków i kolegów gdzieś w ciemność, a kiedy przystanąłem, widziałem, że znów muszę uciekać dalej, ciągle przed samym sobą, bo nie znalazłem celu, jako dziecko, jako młody mężczyzna, i te moje zajęcia, wciąż miałem pracę, z która wiązała się ucieczka...
- Z panią zawsze mi jest tak wspaniale - szepnął do mnie doktor.
- Mnie z panem też - powiedziałam.
- Bo ja, jak jestem z panią, to jest mi tak, jakby pani wcale przy mnie nie było - trajkotał niedorzecznie.
Ja to najchętniej zwracałbym się do pani w trzeciej osobie liczby mnogiej, tak jak w Wiedniu kelnerki w "Cafe Demel", które pytają: Was wolt Ihr Ihnen? Już raczej pozostańmy przy panu i pani, na ty będziemy mogli przejść dopiero później, dopiero jak już będzie po ślubie, bo gdyby mówiła mi pani ty, to od tego tykania mogłaby się pani zanadto ze mną spoufalić.