cytaty z książek autora "Pierre Gaisseau"
Wymarzonym uwieńczeniem naszej wyprawy, choć nie przyznawaliśmy się do tego, byłoby odkrycie istot całkowicie od nas odmiennych. A tymczasem choćby badacz dotarł jak najdalej w nieznane, gdy tylko minie podniecenie pierwszych kontaktów, zawsze napotyka tylko ludzi.
Ksiądz poświęcał świeżo ukończoną kapliczkę (...). Prosił, byśmy świecili przykładem, i zaopatrzył nas w śpiewniki w języku pidgin. Z trudnością zachowaliśmy powagę wobec wyrażeń użytych w przekładzie. "Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna" brzmiało: "Hallo, Maria, good pela number one" (Cześć, Mario, dobry kolego numer jeden).
10 marca z zapadnięciem zmroku wyruszyliśmy, ksiądz, Toni i ja, do chaty a.d.o, zabierając ze sobą kilka butelek i puszek z konserwami, które pozostały z przywiezionych samolotem zapasów. (...) Kilka ukwieconych peruk wynurzyło się z ciemności i ukazało się w oknach. Huri byli ciekawi tego sing-sing Bladych Twarzy. Jeden z nich wszedł do kuchni, zdjął z ramion siatkę, usadowił się w kącie i zapalił fajkę. W zasadzie siedział bezczynnie razem z boyem, ale moim zdaniem był delegatem swego klanu i miał przeprowadzić źródłowe badania etnologiczne.
Lekarz znikł i wrócił po chwili z tacą zakrytą serwetką. A.d.o. odkrył ją uroczystym gestem i ukazał się tort urodzinowy. Zaśpiewano na cały głos "Happy birthday to you". Byłem nieco wzruszony, a Papuas zaniepokoił się. Zdawał się nie pojmować, dlaczego podaniu potrawy towarzyszy coś, co jego zdaniem było pieśnią wojenną.
Gdy Toni zdjął kapelusz i powiódł ręką po włosach, ten prosty ruch wzbudził powszechną wesołość. Wydał się im nieprzyzwoity, gdyż żadnemu z nich nie przyszłoby do głowy zdejmować perukę. Chcąc nam dać to do zrozumienia, jeden z nich uniósł ją nieco, pokazując uszy i ogoloną głowę. Zdawał się mówić: "My też mamy uszy, ale chowamy je". Ciekawiły ich wszystkie szczegóły naszego ubrania, a zwłaszcza guziki przy koszulach, i mały pokaz ich przeznaczenia wystarczył, aby wywołać okrzyki zachwytu. Gdy rozsznurowywałem trzewiki, chcąc usunąć błoto, które dostało się do wnętrza i przeszkadzało mi w marszu, wszyscy obstąpili mnie dookoła i śledzili moje ruchy z niespokojną ciekawością. Widocznie oczekiwali, że zobaczą coś zupełnie innego niż stopy. Pasażerowie latających talerzy nie zdziwiliby ich bardziej; wyobrażali sobie nas całkowicie różnych od siebie, toteż nie bez zdumienia odkrywali fakt, że jesteśmy do nich podobni.
W dziurkach od nosa jeżyły się pęki piór, twarze pomalowane były tak jaskrawo i w tak przeróżne desenie, że trudno byłoby znaleźć dla każdego z nich jakieś symboliczne znaczenie. Te przybrania głów, te wypracowane starannie maski zdawały się mieć na celu raczej samo upiększenie niż określony rytuał. Pragnąłem się dowiedzieć, czy starają się upodobnić do rajskich ptaków.
Pytanie, przetłumaczone jednemu z wojowników przez police boya, zdaje się, bardzo go rozgniewało. Otrzymałem wyniosłą, pełną oburzenia odpowiedź:
- To nie my naśladujemy rajskie ptaki, to one nas.
W dziurkach od nosa jeżyły się pęki piór, twarze pomalowane były tak jaskrawo i w tak różne desenie, że trudno byłoby znaleść dla każdego z nich jakieś symboliczne znaczenie. (...) Pragnąłem się dowiedzieć, czy starają się upodobnić do rajskich ptaków.
Pytanie, przetłumaczone jednemu z wojowników przez police boya, zdaje się, bardzo go rozgniewało. Otrzymałem wyniosłą, pełną oburzenia odpowiedź:
- To nie my naśladujemy rajskie ptaki, to one nas.