cytaty z książki "Elita"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Massie była pod wrażeniem. Nie mogła się nadziwić, skąd u tej dziewczyny nagle tyle pewności siebie. Strój Claire wołał o pomstę do nieba, a zachowywała się, jakby magazyn "People" umieścił ją na pierwszym miejscu listy najlepiej ubranych kobiet.
Massie poczuła ulgę. Chciały, żeby z nimi była. Potrzebowały jej. Jak zwykle, tylko to się liczyło. Chociaż wiedziała, że szybko mogą zmienić zdanie.
Po raz pierwszy w życiu Massie wyglądała jak jedna z odrzuconych. Zastanawiała się, czy przez te ciuchy wszyscy pomyślą, że Alicia, Dylan i Kristen nagle polubiły Claire bardziej niż ją. Ona tak właśnie by pomyślała.
Kolorowe kredki wysiadły z samochodu i pomaszerowały do wejścia. Szły wyprostowane i zadzierały nosa wobec "zwyczajnie" ubranych dziewczyn, które najwidoczniej nie były świadome najnowszych trendów w modzie.
Zdawała sobie sprawę, że postępuje podle, i źle się z tym czuła, ale nie potrafiła zamilknąć. Cały jej świat rozpadał się w kawałki.
Wiedziała, że zakradając się do pokoju Massie, podszywając się pod nią i manipulując jej przyjaciółkami, podejmuje szalone ryzyko i zdawała sobie sprawę, że to nie jest w porządku, ale miała z tego grzeszną frajdę.
Nie mogła uwierzyć, że upadła tak nisko. Nigdy w życiu by nie pomyślała, że będzie komuś dogryzać uwagami o tuszy. Ale też nigdy sobie nie wyobrażała wielu innych sytuacji, w których się ostatnio znalazła.
Dla Massie jesienne chłody nie były problemem. Przynajmniej miała dobry powód, żeby zaopatrzyć się w nowe szaliki i czapki.
Znajdowała się poza swoją zwykłą strefą komfortu, więc wszystko wyglądało trochę dziwnie. Nic nie wydawało się znajome. Teskniła za poczuciem pewności, które czerpała z towarzystwa przyjaciółek. Przez ostatnie trzy lata Alicia, Dylan i Kristen stały się dla niej jak siostry. Wiedziała, że jeśli odejdą z jej życia, cofnie się do etapu sprzed spotkania z nimi. Znowu będzie jedynaczką.
Massie raz po raz prztykała w dzwoneczek dyndający przy jej złotej bransoletce "na szczęście". Głuche pobrzękiwanie - nie mogła pozwolić sobie na inny dźwięk, o ile nie chciała, żeby irytująco kulturalna matka oskarżyła ją o "przerywanie". A nie chciała. Zależało jej tylko, żeby wygrać spór.
Podniosła pieska.
- Fasolko, powiedz, że to się nie dzieje naprawdę.
Fasolka zamrugała.
- Jak jutro nie wyjadę, stracę pozycję towarzyską na resztę roku.
Alicia była najpiękniejszą dziewczyną, jaką Claire kiedykolwiek widziała. Na takie nikt nigdy się nie wścieka, żeby im nie sprawić przykrości. Ciemnobrązowe oczy błyszczały na tle idealnej, równomierniej opalenizny. Usta miała pełne, wiśniowe.
Dylan Marvil siedziała przed wejściem, na szczycie kamiennych schodów i pogryzając energetyczny batonik, czytała plotkarski magazyn. Wokół jej bladej twarzy powiewały płomiennorude włosy, z którymi walczyła, żeby nie wchodziły do ust razem z czekoladą.
Jakim cudem top cieńszy od papieru toaletowego może tyle kosztować?
- Czy ja cię prosiłam, żebyś mi mierzył temperaturę?
- Co? - zdziwił się Isaac. - Nie.
- Więc dlaczego czepiasz się mojego tyłka?
Massie wyłączyła komórkę i się uśmiechnęła. Wiedziała, że teraz przyjaciółki odwalą za nią większość brudnej roboty. I o to właśnie chodziło. Ona sama będzie "niewinna", kiedy mama i sumienie dopadną ją po tym, co z Dylan, Alicią i Kristen zamierzały zrobić.
- Co byście wolały: (a) zostać zupełnie bez przyjaciół czy (b) mieć na pęczki kumpelek, które w głębi duszy was nienawidzą?
Dziewczyny w milczeniu rozważały plusy i minusy, tylko Massie od razu znała odpowiedź. Bez wątpienia wybrałaby (b) - w obu przypadkach nie miałaby przyjaciół, ale przy drugiej opcji przynajmniej nie byłaby sama.
Claire odsunęła z czoła blond grzywkę, żeby nie zwilgotniała od potu. Zazdrościła Massie idealnych włosów, ciemnych, sięgających do ramion, lśniących - takich, które zawsze wyglądają dobrze, nawet gdy dopiero co się wstało z łóżka.
Czuła się jak bożonarodzeniowa choinka - samotna w ciemnościach, bez grona zachwyconych wielbicieli.
Nigdy dotąd nie zwracały się do niej po imieniu. Należało jednak zachować ostrożność. Mogła to być pułapka. W ciągu ostatnich kilku tygodni Claire nauczyła się wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, że przyznanie się do wyprzedaży w Targecie miałoby straszliwe skutki.
Claire czuła swędzenie pod powiekami - jak zawsze, kiedy była bliska płaczu. Zagryzła wargi. Nie da tym okropnym dziewuchom satysfakcji.
Z jej punktu obserwacyjnego Massie wyglądała na zwyczajną, tyle że bardzo ładną, gimnazjalistkę, a nie na potwora, którym - jak Claire dobrze wiedziała - w rzeczywistości była.
Claire zerkała ukradkiem na Massie, która tańczyła z jednym z chłopaków. Poruszała się bardzo ładnie, swobodnie i rytmiczne. W czasie refrenu unosiła ręce nad głowę. Wyglądało, jakby chciała pstrykać palcami, ale ani razu tego nie zrobiła. Ani razu też nie uśmiechnęła się i nie spojrzała na swojego partnera. Patrzyła gdzieś nad jego głową albo w ziemię.
Wszystko w jej pokoju było białe: skórzana sofa pod wykuszowym oknem, dywan z owczej skóry, farba na ceglanych ścianach, tuzin świeżych tulipanów, płaski monitor komputera. Przyjaciółki nazywały jej pokój gniazdkiem. Zaprojektowała go sobie sama po noclegu w prezydenckim apartamencie hotelu Mondrian w Los Angeles, gdzie jedynym barwnym akcentem olbrzymiego wnętrza było dekoracyjne zielone jabłko pośrodku białego, marmurowego stolika. Massie była oczarowana tym, jak świeżo i schludnie wszystko tam wyglądało.
Massie zauważyła, że diamentowe pierścionki matki zostały obrócone oczkami do wnętrza dłoni, co jak wiedziała, oznaczało, że Lyonsowie nie mają zbyt wiele pieniędzy. Kendra zawsze tak robiła, kiedy nie chciała wprawiać w zakłopotanie ludzi, którym się gorzej wiodło.
Zawsze robiła zapiski, ale nie widziała sensu w pisaniu pamiętnika (szkoda słów i czasu), a już zwłaszcza teraz, kiedy mógł wpaść w ręce wroga. Robiła więc tylko listę najważniejszych wydarzeń.