„To NIE jest książka dla młodzieży!”. Jessa Hastings o „Magnolii Parks”

Zuzanna Mądrzak Zuzanna Mądrzak
25.04.2023

Patronat Lubimyczytać „Magnolia Parks” to wydana własnym sumptem powieść, na której punkcie oszalał książkowy TikTok. W historii Magnolii i BJ-a jedni widzą idealną, porywającą miłość, inni szereg szkodliwych wzorców. W rozmowie z Lubimyczytać autorka przedstawia swoją perspektywę, opowiada o doświadczeniu self-publishingu i zdradza, dlaczego nie lubi określenia „toksyczny”.

„To NIE jest książka dla młodzieży!”. Jessa Hastings o „Magnolii Parks” Materiały Wydawnictwa Albatros

[Opis – Wydawnictwo Albatros] Sensacja Tik-Toka! Pierwszy tom (wydanej nakładem własnym autorki) serii nowoczesnych romansów, rozgrywających się w środowisku śmietanki towarzyskiej współczesnego Londynu. Seria „Magnolia Parks” podbiła serca czytelników – najpierw poprzez media społecznościowe, teraz tradycyjne: rynek wydawniczy i telewizję.

Dla wielbicieli powieści Colleen Hoover i serialu „Euforia”.

Ona jest piękną, bogatą, egocentryczną i neurotyczną bywalczynią londyńskich salonów. On jednym z najbardziej rozchwytywanych angielskich modeli, bad boyem i kobieciarzem, który złamał jej serce. Ale każdy wie, że Magnolia Parks i B.J. Ballentine są sobie przeznaczeni. Wspólna przyszłość jest im pisana, choć ich obecna relacja przypomina raczej toksyczny związek. Ona spotyka się z innymi mężczyznami, żeby trzymać go na dystans, a on sypia z innymi kobietami, żeby się na niej odegrać. Mimo to zawsze wracają do siebie, przyciągani chemią i wspomnieniami tego, co łączyło ich kiedyś. Czy można jednak wskrzesić związek, gdy dookoła pełno jest kłamstw i niedomówień, kiedy złamano zbyt wiele serc, a prawda o tym, co wydarzyło się trzy lata temu, nadal nie wyszła na jaw?
Przed nami siedem tomów rozkosznej, niepoprawnej, pełnej blichtru zabawy!

Jessa Hastings – wywiad dla Lubimyczytać

Zuzanna Mądrzak: Twoja pierwsza książka, „Magnolia Parks”, przeszła długą drogę: od self-publishingu przez nagłą popularność na TikToku do umowy z amerykańskim wydawcą. Opowiedz nam o tej podróży.

Jessa Hastings: Pierwszą wersję „Magnolii…” napisałam jakieś 6 lat temu. Stworzyłam wtedy kompletną serię, trzy tomy. Wysyłałam książkę do wydawców i agentów, ale wszystkie odpowiedzi – choć ogólnie pozytywne – kończyły się podobną konkluzją: „nie bardzo wiemy, co z tym zrobić”. Jednocześnie cały czas wracałam myślami do fabuły.

Pod koniec 2020 roku zaczęłam mieć sny o głównych bohaterach, Magnolii i BJ-u. Wtedy zrozumiałam, że ówczesna wersja ich historii to jeszcze nie to, co chciałam opowiedzieć. W grudniu powstała nowa wersja „Magnolii Parks”, w styczniu 2021 skończyłam drugi tom, a w lutym – pierwszą książkę o Daisy. Byłam zmęczona ciągłymi odmowami, ale miałam przeczucie, że mam coś dobrego, że ta fabuła znajdzie swoich odbiorców. Postanowiliśmy z mężem, że wydamy moje książki na własną rękę. Miałam szczęście współpracować ze startującą wtedy agencją kreatywną Avenir, założoną przez mojego szwagra i jego najlepszego przyjaciela – to im zawdzięczam estetykę wydania serii, wszystkim nam zależało, żeby jak najlepiej oddała ton stworzonego przeze mnie uniwersum. Myślę, że przy klasycznej drodze wydawniczej miałabym o wiele mniejszy wpływ na ostateczny efekt.

No właśnie, skoro masz porównanie… Czym różni się proces self-publishingu od współpracy z wydawnictwem? Co cię zaskoczyło, odbyło się inaczej, niż się spodziewałaś? Co – w ostatecznym rozrachunku – wolisz?

Obie opcje mają swoje niepodważalne zalety! Uwielbiam swoich wydawców, zajmują się tymi wszystkimi rzeczami niezwiązanymi z pisaniem, które musiałam robić, kiedy sama wydawałam swoje książki. Dla mnie prawdziwy minus współpracy z wydawcą to kwestia oddania kontroli kreatywnej, np. konieczność kompromisu w kwestii estetyki okładek.

Nie jestem fanką współczesnego podejścia do oprawy graficznej książek, mam wrażenie, że wszystkie wyglądają tak samo, to dla mnie niedorzeczne. Koncepcja mojego wydawcy wydawała mi się strasznie nieautentyczna, nie pasowała do moich wyobrażeń. Jako twórczyni jestem pedantyczna, wyobrażam sobie wszystko bardzo obrazowo, słyszę głosy swoich bohaterów. Trudno mi odpuścić i pod tym kątem współpraca z wydawcą naprawdę była dla mnie wyzwaniem. Z kolei to, że mogłam skupić się na samym pisaniu i że miałam za sobą zespół osób, które naprawdę wierzyły w wartość mojej pracy, było jak spełnienie marzeń.

Co było dla ciebie ważniejsze: opowiedzenie historii Magnolii i BJ-a czy wydanie książki samo w sobie?

Zdecydowanie to pierwsze. Od wczesnej młodości chciałam pisać, to był bardzo ważny element mojego życia. Jednocześnie czułam, że nie mogę się nazywać pisarką, dopóki nie wydam książki. Nawet kiedy w 2021 roku światło dzienne ujrzało pierwsze (samodzielne) wydanie „Magnolii Parks” – nie umiałam mówić o sobie, że jestem autorką, pisarką. Magnolia i BJ utknęli w mojej głowie, wywołując prawdziwe emocje: najpierw u mnie, później u moich przyjaciół… Czułam, że to jest TA historia. Pamiętam, że kiedy skończyłam pierwszą książkę o Magnolii, pomyślałam: „Hej, to jest naprawdę dobre. Ciekawe, czy to jest książka, na której się wybiję?”. Nie wiem, czy się wybiłam, ale może przynajmniej jestem już blisko?

Pomóż mi uporządkować fakty: jesteś Australijką, mieszkasz w Kalifornii i piszesz o bogatych Brytyjczykach… Skąd to się wzięło?

Zgadza się, pochodzę z Australii, w Kalifornii mieszkam, czasem niechętnie, a Brytyjczykiem jest mój mąż, sporo czasu spędzamy w jego rodzinnym Belfaście. Ale nawet zanim go poznałam, byłam zakochana w Londynie i Anglii. Kochałam Bridget Jones, „Notting Hill”, „Cztery wesela i pogrzeb”, wszystko, co stworzył Richard Curtis, Londyn taki, jakim go przedstawiał. Podoba mi się Londyn jako tło wydarzeń i uwielbiam to, jak się czuję w tym mieście.

Wcześniej mieszkałam w uroczej części Sydney, która jest wzorowana na Londynie (nawet niektóre nazwy są takie same), ale Australijczycy są zbyt wyluzowani, żeby zajmować się klasą wyższą. Magnolia pojawiła się w mojej głowie w pełni uformowana: ze swoją historią, imieniem i brytyjskim pochodzeniem. Nie mogę powiedzieć, żebym miała wybór.

Wielu pisarzy deklaruje, że bohaterowie wymykają im się spod kontroli, przejmują dowodzenie, historia toczy się sama, a autor może ją jedynie ubrać w słowa. Masz podobne doświadczenia z pisaniem „Magnolii Parks”?

Nie mam żadnej kontroli nad tym, co dzieje się w moich książkach. Codziennie dostaję wiadomości od czytelników, w których pytają, jak mogłam zrobić to czy tamto… Ale to nie ja, ja jestem tylko przekaźnikiem.

Ojciec Magnolii jest znanym producentem muzycznym, dziewczyna dorasta wśród gwiazd. Branża muzyczna jest tylko tłem czy wybrałaś ją nieprzypadkowo? Jakie miejsce w twoim życiu zajmuje współczesny rap i pop, które tak gęsto przewijają się przez twoją książkę? Czy istnieje playlista Magnolii?

Jest taka playlista, ale akurat te gatunki nie są dla mnie szczególnie znaczące. Tak jak wspomniałam wcześniej, Magnolia pojawiła się w mojej głowie już uformowana. Musiałam ją poznać i żeby stworzyć jej tło, działałam trochę wstecz, uzupełniałam braki, szukając tego, co mogło ją uformować w taki sposób. Od początku było oczywiste, że jej matka, Arrie, to top modelka z lat 90. Próbowałam zrobić z Harleya prawnika, ale kompletnie nie pasowało mi to do rodziny Parksów i historii, którą chciałam opowiedzieć. Musiał zostać producentem.

Porozmawiajmy o twojej flagowej parze. Magnolia i BJ są w dość oczywisty sposób głęboko skrzywdzonymi, zagubionymi młodymi ludźmi. Ale szczerze mówiąc, ich zachowania często są po prostu toksyczne. Jak ty odbierasz postaci, które stworzyłaś?

Autentycznie nie znoszę, kiedy ludzie nazywają ich toksycznymi. To krzywdzące uproszczenie. Dla mnie to postaci pełne niuansów, złamane, skrzywdzone. Łączyła ich tak silna więź, że żadne z nich nie potrafi, nie chce odpuścić. Kiedy z tej relacji zabrać miłość – jedyną formą intymności, jaka im została, stała się walka.

Ogólnie nie jestem fanką słowa „toksyczny” stosowanego wobec osób. To takie słowo wytrych, jak kiedy parę lat temu wszyscy zaczęli używać OCD jako określenia, że lubią mieć ładnie i równo poukładane rzeczy. To leniwe, nieadekwatne i obraźliwe. Tak samo jest z etykietką „toksyczny” przyczepianą zbyt szybko, bez zastanowienia. Czy relacja Magnolii i BJ-a jest niezdrowa? Jeszcze jak. Czy oboje potrzebują terapii? Zdecydowanie. Ale czy kochają się taką transcendentną miłością, która wydaje się przeznaczeniem? Naprawdę tak. Toksyczność jest zbyt ostateczna, definitywna, nie zostawia miejsca na poprawę, rozwój. Wydaje mi się, że w ogóle jako społeczeństwo mamy tendencję do wydawania ostatecznych wyroków, zabierania możliwości zmiany. A ludzie naprawdę zasługują na bezpieczną przestrzeń, w której mogą pracować nad sobą. Magnolia i BJ również.

Wszyscy znamy to powiedzenie: miłość ci wszystko wybaczy, miłość wszystko zwycięży. Na podstawie twojej pierwszej książki sądzę, że tak jest w przypadku Magnolii i BJ-a. A ty? Wierzysz, że miłość pokona wszelkie przeszkody i jeśli dwie osoby mają być razem, to znajdą na to sposób?

Myślę, że tak. Co niekoniecznie znaczy, że powinny. Miłość ma tyle odcieni, niuansów. Nie jest jednoznaczna. Uważam, że nie ma na świecie nic silniejszego, bardziej uniwersalnego niż miłość. Ale w jednej z moich książek Daisy Haites mówi o tym, że dość często sama miłość nie wystarczy. Muszą jej towarzyszyć inne aspekty, żeby to wszystko miało sens.

Sukces „Plotkary” udowodnił, że kochamy wciągać się w dramaty i niezdrowe relacje, z przyjemnością podglądamy uprzywilejowane dzieciaki dorastające w absurdalnej społecznej bańce. Jak myślisz, skąd popularność tego motywu? I czemu sama zdecydowałaś się użyć go w swojej książce?

Prawdę mówiąc, nie wiem, dlaczego ten motyw jest tak silny w naszej kulturze. Może to kwestia aspiracji? Magnolia przyszła do mnie w pełni uformowana, nie konstruowałam jej sobie z wybranych elementów. Pojawiła się w mojej wyobraźni jako osoba, między innymi, niezwykle bogata. Zresztą musiała taka być, jeśli jej zawodowe powiązania ze światem mody miały być wiarygodne. Muszę też przyznać, że operowanie na bohaterach, którzy nie mają żadnych ograniczeń finansowych, okazało się dla mnie łatwe i bardzo przyjemne.

Pamiętam, że w czasach popularności „50 twarzy Greya” wśród odbiorców trwała ciekawa dyskusja. Część czytelników uważała, że historia Any i Christiana jest ideałem miłości. Część zarzucała E.L. James romantyzowanie związków przemocowych. Znalazła się też interpretacja, według której to opowieść o odzyskiwaniu kontroli nad własnym życiem i nauce stawiania granic. Jako autorka, która sięgnęła po motyw destrukcyjnej namiętności, masz obawy co do tego, jak zostanie odebrana opowiadana przez ciebie historia? Czy uważasz, że pisarz jest odpowiedzialny za to, jakie wzorce przedstawia, zwłaszcza młodszym czytelnikom?

Chcę podkreślić jedną ważną rzecz: mam szczerą nadzieję, że niedojrzali czytelnicy nie czytają mojej książki. Kiedy słyszę, że jakaś matka chce kupić „Magnolię Parks” nastoletniej córce – protestuję. To nie jest książka młodzieżowa. Nie identyfikuję się też z motywem destrukcyjnej namiętności. Zawsze mówiłam, że wszystkie emocje moich bohaterów są głęboko zakorzenione w ich człowieczeństwie. Tak jak wszyscy ludzie są niedoskonali, popełniają błędy, ranią się nawzajem, czasami robią rzeczy po prostu złe. I czasami robią rzeczy piękne, dobre, urocze i wzruszające.

Uważam, że ta historia adekwatnie przedstawia miłość, dorastanie, rozczarowanie, ból, przyjaźń, lojalność… Dla mnie uniwersum Magnolii to seria książek o byciu człowiekiem. Może ubranym w drogie ciuchy, z dodatkowym blaskiem drogiego rozświetlacza, ale to tylko otoczka. W centrum tych historii stoi człowiek, a ludzie czasami krzywdzą innych. I mam nadzieję, uczą się na swoich błędach, dorastają, zmieniają i, no wiesz, w końcu przestają robić te złe rzeczy.

Jak dotąd wydałaś cztery książki, wszystkie osadzone w uniwersum Magnolii. Jestem pewna, że twoi fani nie mieliby nic przeciwko, gdybyś została tam na zawsze. Ale czy w głowie Jessy Hastings kotłuje się coś innego? Nad czym teraz pracujesz i jakie masz plany na przyszłość?

Pracuję teraz równolegle nad kilkoma książkami. Parę z nich jest powiązanych z uniwersum, ale nie bezpośrednio. Na grudzień planowana jest premiera mojej nowej książki, która nie ma nic wspólnego z Magnolią Parks, i jestem niesamowicie podekscytowana, bo to coś zupełnie innego. Ta historia chodziła za mną przez 16 lat, nie mogę się doczekać, aż ujrzy światło dziennie!

Przeczytaj fragment książki „Magnolia Parks”:

Książka „Magnolia Parks” jest dostępna w sprzedaży.

--

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.


komentarze [2]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
ISIA  - awatar
ISIA 28.04.2023 00:40
Czytelniczka

Przeczytałam zamieszczony kawałek i wygląda to na historyjkę o ludziach, którzy brak interesującej osobowości niezbyt udanie maskują noszeniem markowych ciuchów  😉
Dziękuje, ale  nie skorzystam. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 25.04.2023 15:00
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post