-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2015-08-11
2015-08-04
Z twórczością pana Levithana spotkałam się wcześniej jedynie w powieści „Will Grayson, Will Grayson”, którą tworzył razem z Johnem Greenem. Nie zwracałam wtedy wielkiej uwagi na jego styl i sposób pisania, ale skupiłam się na powieści. Cóż, teraz chyba tego żałuję.
Jeśli chodzi o styl Davida Levithana, jest on prosty i zrozumiały. Raz za czas pojawia się jakieś głębsze przemyślenie na dany temat, jednak wciąż utrzymane w takim samym, luźnym nastroju, idealnym dla powieści młodzieżowych.
W fabule nie ma co spodziewać się wielkich wybuchów i zwrotów akcji, bo jest ona raczej spokojna i statyczna, jednak w żadnym stopniu nie można nazwać jej przewidywalną – chociażby ze względu na to, iż nie wiemy, w jakim ciele obudzi się jutro nasz bohater.
Sam pomysł na powieść jest moim zdaniem bardzo dobry. Ukazuje życia wielu najróżniejszych osób, od homoseksualistów do człowieka o skłonnościach samobójczych – swoją drogą, opis dnia w ciele takiej osoby był chyba jednym z moich ulubionych. Może i książka jest luźna i prosta, jednak naprawdę głęboka.
Czy przez to, kim jestem, różnię się od innych ludzi? Owszem, morderstwo uszłoby mi na sucho, jednak przecież w każdym człowieku tkwi zło. Chodzi o to, że dokonujemy wyboru. Każdego dnia decydujemy, że nikogo nie skrzywdzimy. Nie jestem inny pod tym względem.
Bohaterów mamy tutaj jednocześnie mnóstwo, a zarazem niewiele. Może i znajdziemy czterdziestu różniących się od siebie osobowości, w których to ciele ląduje A, ale w pewien sposób są takie same właśnie przez głównego bohatera. Oprócz tego występuje również wspomniana już w opisie Rhiannon i parę niezbyt ważnych postaci drugoplanowych, co daje co prawda sporą ilość bohaterów, która jednak nie przeszkadza w lekturze.
A może z początku nie podbił mojego serca, ale niewątpliwie zrobił to na końcu powieści. Jego przekonania życiowe i sam sposób bycia, tok myślenia i oczywiście charakterystyczne dla każdego nastolatka pomyłki trafiły w mój gust. Nie utożsamiałam się z nim, ale jednak czułam, że coś nas łączy.
Rhiannon jest dla mnie postacią bardziej neutralną, do której żywię może cząstkę pozytywnego uczucia. Podobało mi się w niej to, że nie była głupiutką dziewczynką i nie dała się od razu rozkochać. Myślała poważnie o przyszłości i następstwach decyzji, którą mogłaby podjąć. Nie była irytująca i pusta, a jej zachowanie okazało się zrozumiałe.
Recenzję strasznie trudno jest mi pisać i sama nie wiem, dlaczego. Książka jest naprawdę świetna i cudowna, zmusza do myślenia – bo co zrobić, jeśli pewnego dnia budzisz się w ciele kogoś zupełnie innego? Albo kiedy to ktoś znajdzie się w twoim ciele, a ty nie pamiętasz prawie nic? Powieść o podobnej tematyce już kiedyś czytałam – dla zainteresowanych: Switch! – jednak nie dorasta ona do pięt czy też miejsca, gdzie znajduje się kod kreskowy na „Każdego dnia”.
Humoru tutaj nie znajdziecie – cóż, przynajmniej ja nie znalazłam – ale nie jest to w żadnym razie minusem. Powieść porusza poważne tematy, a jednak czyta się o nich przyjemnie, jednocześnie myśląc nad nimi poważnie.
- Widzisz, to możemy być my za dziesięć lat.
- Albo za dziesięć miesięcy - odparł wtedy Hugo.
- Albo za dziesięć dni - dodał Austin.
- Albo za dziesięć minut - powiedział Hugo.
- Albo za dziesięć sekund - zakończył Austin.
A potem odliczyli do dziesięciu, chwycili się za ręce i tak się trzymali do końca dnia.
Dodatkowymi plusami w książce są maile, wymieniane między A i Rhiannon oraz między A i pewną osóbką, której jednak nie zdradzę, bo to już chyba podchodziłoby pod spoiler. Z początku ciężko było mi przyzwyczaić się do stylu Levithana, ale po jakimś czasie chłonęłam już każde słowo.
Końcówka dosłownie mnie rozwaliła i może dlatego też pisanie recenzji nie idzie mi najlepiej. Po raz pierwszy chyba nie miałam standardowego happy endu, co jest chyba największym plusem całej powieści. Miałam łzy w oczach czytając ostatnią kartkę, aż sobie zasłoniłam ręką ostatnie zdanie, żeby nie spoilerować. Tak właśnie mam zniszczoną psychikę na wtorkowe popołudnie.
Podsumowując:
„Każdego dnia” jest lekką lekturą, poruszającą jednocześnie ważne tematy. Chyba wszyscy bohaterowie są wykreowani bardzo dobrze, a każdy z nich różni się w jakiś sposób od poprzedniego, jednocześnie pozostając tym samym A. Powieść nie jest przewidywalna, jednak chwilami może nudzić niektórych czytelników poprzez swoje dość liczne opisy. Mnie osobiście oczarowała i z pewnością dołącza do stoika jednych z ulubionych powieści.
Pozostaje więc tylko czekać, aż A na jeden dzień przejmie i moje ciało.
Z twórczością pana Levithana spotkałam się wcześniej jedynie w powieści „Will Grayson, Will Grayson”, którą tworzył razem z Johnem Greenem. Nie zwracałam wtedy wielkiej uwagi na jego styl i sposób pisania, ale skupiłam się na powieści. Cóż, teraz chyba tego żałuję.
Jeśli chodzi o styl Davida Levithana, jest on prosty i zrozumiały. Raz za czas pojawia się jakieś głębsze...
Dzisiaj raczej krótko o Hopeless, bo trudno będzie pisać recenzję bez tych wszystkich spoilerów.
Na pierwszy ogień polecą bohaterowie, którzy są naprawdę świetnie wykreowani. Nawet postacie drugoplanowe mają tutaj swoją niebanalną historię, co jest dość dużym plusem dla powieści Hoover. Jeśli chodzi o Sky, czyli naszą główną bohaterkę – nie polubiłam jej, ale też nie znienawidziłam. Właściwie tak można opisać moje relacje z każdym bohaterem występującym w tej książce. Byli dla mnie po prostu neutralni, nawet jeśli czasem miałam ochotę ich wyściskać, czasem wydrzeć się na nich za ich zachowanie. Taką samą sytuację mam z Holderem vel Deanem – a właściwie Deanem Holderem, może z tą małą różnicą, że nie miałam ochoty mu przywalić. Jednak uczucia te minęły i zmieniły się w neutralność gdzieś w połowie książki, gdzie wszystko zaczęło się wyjaśniać.
Fabuła nie jest oklepana, znajduje się w niej dość dużo akcji, ale również dużo, dużo miłości, co zapewne spodoba się fanatykom romansów. Chwilami więź między Sky i Holderem – bo nie oszukujmy się, każdy wie, że będą razem już przed samym rozpoczęciem lektury – wydawała mi się przesłodzona. Może mam tak dlatego, że w Obsydianie, którego czytałam wcześniej, wątek romantyczny był delikatny i ludzie nie całowali się co najmniej co jakieś dwie – trzy strony (mowa tutaj o akcji po spiknięciu się ze sobą, rzecz jasna).
Sam pomysł jest moim zdaniem dobry, ale nic więcej nie mam tutaj do powiedzenia. Książka jest przepełniona dramatem na każdym kroku, w pewnym momencie pojawia się również ciężki temat. I tak jak w pewnym momencie ilość płaczu, żalu, bólu i tym podobnych jest jeszcze w porządku, tak pod koniec dramat wylewa się już z kielicha.
Styl autorki nie jest przesadnie lekki, ale też nie można nazwać go ciężkim. Plasuje się gdzieś pomiędzy, dlatego też nie jest raczej lekturą, którą można swobodnie przeczytać bez jakichś malutkich rozważań na temat przeszłości Sky.
Osobiście muszę przyznać, że rozczarowałam się Hopeless. Pierwszy raz z twórczością Colleen Hoover spotkałam się w „Pułapce uczuć”, która była naprawdę, naprawdę świetna i tego samego spodziewałam się po tejże książce – że nie wspomnę o masie dobrych recenzji o ogólnym szału na jej punkcie. Niektórzy sądzą nawet, że jest to najlepsza książka Hoover – osobiście uważam, że „Pułapka uczuć” była o wiele lepsza.
Podsumowując:
Hopeless nie jest lekką lekturą, którą można przeczytać ot, na odmóżdżeni mózgu po ciężkiej książce. Akcja jest doba, nie licząc wielkich dramatów, które tutaj występują. Jeśli ktoś chciałby zapoznać się z twórczością Hoover, od razu poleciłabym mu nie Hopeless, a „Pułapkę uczuć”. Dużym plusem są z kolei dopracowani bohaterowie, którzy mogą kusić swoją ciekawą przeszłością.
Książka ma więc swoje wady i zalety, jak każda inna, jednak zawsze warto przeczytać ją chociażby po to, aby wyrobić sobie własną opinię.
Dzisiaj raczej krótko o Hopeless, bo trudno będzie pisać recenzję bez tych wszystkich spoilerów.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNa pierwszy ogień polecą bohaterowie, którzy są naprawdę świetnie wykreowani. Nawet postacie drugoplanowe mają tutaj swoją niebanalną historię, co jest dość dużym plusem dla powieści Hoover. Jeśli chodzi o Sky, czyli naszą główną bohaterkę – nie polubiłam jej, ale też nie...