Kinga

Profil użytkownika: Kinga

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 2 lata temu
361
Przeczytanych
książek
533
Książek
w biblioteczce
22
Opinii
194
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| 1 ksiązkę
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Licha fabuła. 3 wersje tej samej historii i wszystkie trzy zupełnie nudne. Żadna z tych wersji nie obroniłaby się jako samodzielna książka i jedyny ulotny walor tej książki to takie 'a co by było gdyby' - pomysł ani świeży, ani nieprzedstawiony w nowy, ciekawy sposób.

Licha fabuła. 3 wersje tej samej historii i wszystkie trzy zupełnie nudne. Żadna z tych wersji nie obroniłaby się jako samodzielna książka i jedyny ulotny walor tej książki to takie 'a co by było gdyby' - pomysł ani świeży, ani nieprzedstawiony w nowy, ciekawy sposób.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początek porównajmy okładki polską i angielską. Tak jak z angielską się nie wstydziłam jeździć metrem, tak polska definitywnie stawia na kicz.

'Arabska pieśń' to kolejna saga rodzinna (rodziny z gatunku patriarchalnych) umieszczona w egzotycznej lokalizacji. Najwyraźniej czytelnicy kochają takie sagi. A przynajmniej kochają je wydawcy, bo wypuszczają nową co dwa tygodnie.

Książka rozpoczyna się rozpiską drzewa geneologicznego - nie wiadomo czemu, bo widnieją na niej jedynie dwa pokolenia - dwóch braci i ich dzieci. Komu potrzebne drzewko? Phi, ja jestem profesjonalistką. Takie drzewka to ja łykam przed śniadaniem. Przeczytałam Sto lat samotności i się nie pogubiłam, a było tam ze 12 pokoleń, 300 postaci i wszyscy nazywali się Jose Arcadio i Aureliano.

Do rzeczy. Powieść ta nie jest genialna, ale jest poprawna. Historia mnie wciągnęła, nawiązałam jakieś emocjonalne połączenie z bohaterami, wyrażałam stosowne oburzenie uciskiem kobiet i nauczyłam się kilku egzotycznie brzmiących słów, takich jak 'hoash' i 'saraya'.

Głównym problemem tej książki jest to, że tylko otarła się o powierzchnię wszystkich problemów i kwestii, które starała się poruszyć i ostatecznie troche rozczarowała. Była to pierwsza książka dziejąca się w Sudanie, którą przeczytałam. Cały ten dramat rodzinny rozgrywał się z sudańską walką o niepodległość w tle i miałam nadzieję dowiedzieć się trochę więcej o tym okresie i wszystkich zawirowaniach politycznych, ale niestety nadal musiałabym skonsultować się z Wikipedią, żeby cokolwiek sensownego móc na ten temat powiedzieć.

Kolejną zaprzepaszczoną szansą było, zdaje mi się, niewykorzystanie ciekawej analogii, bo sytuacja w której w pewnym momencie znajduje się Nur (jeden z bohaterów) jest taką sytuacją, w której znajduje się większość muzułmańskich kobiet (przynajmniej w tej książce). Aboulela jedynie raz napomknęła o tym, a potem najwyraźniej porzuciła ten pomysł. Było to ciekawe odwrócenie ról i można było ten koncept pogłębić, co dodałoby świeżości tej raczej sztampowej sadze rodzinnej.

Z drugiej strony, ciągłe porównania nowoczesnego Egiptu i zacofanego Sudanu i ciągłe ich kontrastowanie zaczęły mnie nudzić już w połowie książki.

Najmocniejszą stroną książki jest historia miłosna, opowiedziana subtelnie i niesentymentalnie, a przede wszystkim - autentycznie.

Moje zalecenia są takie: jeżeli wpadnie Wam w ręce 'Arabska pieśń' to można przeczytać, ale szczególnie jej szukać nie warto.

Na początek porównajmy okładki polską i angielską. Tak jak z angielską się nie wstydziłam jeździć metrem, tak polska definitywnie stawia na kicz.

'Arabska pieśń' to kolejna saga rodzinna (rodziny z gatunku patriarchalnych) umieszczona w egzotycznej lokalizacji. Najwyraźniej czytelnicy kochają takie sagi. A przynajmniej kochają je wydawcy, bo wypuszczają nową co dwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Polskie tłumaczenie tytułu - Dziesięciu Murzynków (w wydaniu Hachette Livre) brzmi o niebo lepiej niż oryginalny angielski tytuł "Ten Little Niggers", aczkolwiek uważam, że lepiej trzymać się tego tytułu, pod którym książka jest teraz wydawana na Zachodzie, tj. "I nie było już nikogo". Nie wchodzimy wtedy w grząskie tereny rasizmu zmieszanego z poprawnością polityczną.

Ten oryginalny angielski tytuł nie przetrwał długo, bo już w latach 40-stych, gdy książka miała się ukazać w USA zmieniono tam tytuł na 'Ten Little Indians'. (W tamtych czasach już powszechnie zaakceptowano, że słowo 'nigger' jest raczej obraźliwe, ale Indianie musieli jeszcze poczekać na przemianowanie na 'Native Americans').

Po latach ktoś mądry wreszcie wpadł na pomysł, żeby zostawić w spokoju rasy ludzkie i grupy etniczne i tytuł został zmieniony na 'And Then There Were None' - ostatniej linijki tej dziecięcej rymowanki, która stanowi podkład do powieści. Indianie zamieniają się w 'Boy Soldiers', co, zgaduję, w polskiej wersji staje się po prostu żołnierzykami.

I to tę wersję czytałam po angielsku. I cieszę się, że tę właśnie, bo myślę, że czytanie czegoś nazwanego 'Ten Little Niggers', dziejącego się na 'Nigger Island' mogłoby być raczej nieprzyjemne. Swoją drogą skąd się Christie wzieła Nigger Island niedaleko wybrzeża devońskiego wybrzeża to naprawdę nie wiem. Brzmi to dość absurdalnie.

Założenie fabularne tej książki, jak pewnie wiecie, jest takie: dziesięciu ludzi odciętych od świata na malutkiej wyspie. Jeden z nich jest mordercą i ludzie umierają po kolei, dokładnie tak jak w rymowance. Każdy z obecnych na wyspie ma jakiś sekret i jest winny morderstwa, ale nie takiego, które mogłoby być udowodnione w sądzie. I dlatego właśnie znaleźli się na tej wyspie, na łasce szaleńca, który postanowił, że sprawiedliwości musi stać się za dość.

Taka fabuła wymaga, żeby struktura książki była uporządkowana i wysoce zorganizowana, więc uznałam, że wypada, żebym i ja podeszła do jej czytania w równie zdyscplinowany sposób. Wzięłam pięć kartek papieru, podzieliłam na pół i stworzyłam dziesięć kart - po jednej dla każdego bohatera.

Pieczołowicie wypełniałam je wszystkimi szczegółami, które znalazłam w książce, aż gdzieś do połowy powieści, gdy akcja pochłonęła mnie do reszty i ściskałam mojego kindle'a przerażona i zdenerwowana. Wydawało mi się, że wiem kim jest morderca, i że w dodatku mi też się nie upiecze.

Szczególnie polubiłam dwójkę bohaterów, i wydaje się, że Christie też ich najbardziej lubiła, bo zabiła ich na samym końcu.

To była moja druga książka Christie, ale tak naprawdę pierwsza, bo ta którą przeczytałam wcześniej była powieścią niby-szpiegowską i raczej wypadkiem przy pracy zdaje się. Dopiero przy tej powieści mogła ujrzeć geniusz Christie w pełnej okazałości.

Polskie tłumaczenie tytułu - Dziesięciu Murzynków (w wydaniu Hachette Livre) brzmi o niebo lepiej niż oryginalny angielski tytuł "Ten Little Niggers", aczkolwiek uważam, że lepiej trzymać się tego tytułu, pod którym książka jest teraz wydawana na Zachodzie, tj. "I nie było już nikogo". Nie wchodzimy wtedy w grząskie tereny rasizmu zmieszanego z poprawnością polityczną.

Ten...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Kinga

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
361
książek
Średnio w roku
przeczytane
19
książek
Opinie były
pomocne
194
razy
W sumie
wystawione
359
ocen ze średnią 6,5

Spędzone
na czytaniu
2 057
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
19
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]