-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-10
2022-08-05
W sumie nie będę się długo rozwodzić, bo chciałam przeczytać polityczne fantasy i dostałam polityczne fantasy. Napisane zgrabnie, z wiarygodnymi postaciami i faktycznie skupiające się na polityce i dworskim życiu. Przez całość lektury przeszłam gładko i z przyjemnością, a jedyne co, to niekiedy przytłaczał mnie nadmiar imon i tytułów. Gdyby zamiast wielu wymyślonych pojęć autorka była użyła po prostu "lord" czy "servant" czy "priest,” czytałoby się cokolwiek sprawniej.
W sumie nie będę się długo rozwodzić, bo chciałam przeczytać polityczne fantasy i dostałam polityczne fantasy. Napisane zgrabnie, z wiarygodnymi postaciami i faktycznie skupiające się na polityce i dworskim życiu. Przez całość lektury przeszłam gładko i z przyjemnością, a jedyne co, to niekiedy przytłaczał mnie nadmiar imon i tytułów. Gdyby zamiast wielu wymyślonych pojęć...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-18
Takie 6+. Wahałam się dość długo, ale jednak ta książka nie zaangażowała mnie tak samo jak "The Thorn of Dentonhill" czy "An Import of Intrigue", czy nawet "A Murder of Mages" - głównie, zdaje się, przez postacie. Były w porządku: aż tyle i tylko tyle. Po prostu nie pałałam do nich szczególną sympatią, choć też nie przeszkadzały mi przy czytaniu.
Niemniej jednak szósteczka to ocena pozytywna, a ja doceniam zamysł, by cztery równoległe serie łączyć w całość. Do tego styl dobry - wyrobiony - pacing nie pozwala się nudzić, a fabuła i świat przedstawiony mają sens. Podobnie zresztą jak w pozostałych książkach autora.
Fajnie jest mieć coś takiego jak Maradaine Sequence w zapasie jako taki pewniak, że przynajmniej ta szósteczka będzie - zwłaszcza po tym, jak człowiek próbował przedrzeć się przez kolejną nudną tegoroczną premierę.
Takie 6+. Wahałam się dość długo, ale jednak ta książka nie zaangażowała mnie tak samo jak "The Thorn of Dentonhill" czy "An Import of Intrigue", czy nawet "A Murder of Mages" - głównie, zdaje się, przez postacie. Były w porządku: aż tyle i tylko tyle. Po prostu nie pałałam do nich szczególną sympatią, choć też nie przeszkadzały mi przy czytaniu.
Niemniej jednak szósteczka...
2023-11-06
Po tę część Maradaine Sequence sięgnęłam z lekką obawą, bo "The Way of Shield" - poprzednia część z tymi samymi bohaterami - była imo jedną ze słabszych w tej serii. Zostałam jednak pozytywnie zaskoczona. Choć główni bohaterowie pozostają najmniej interesujący ze wszystkich czterech podserii, to jednak zostali pociągnięci przez bardzo fajną fabułę - intryga polityczna około procesu głosowania - a do tego styl autora jest już znakomicie wyrobiony.
Innymi słowy, lektura szybka i przyjemna, a całość Maradaine Sequence jak najbardziej polecam :)
Po tę część Maradaine Sequence sięgnęłam z lekką obawą, bo "The Way of Shield" - poprzednia część z tymi samymi bohaterami - była imo jedną ze słabszych w tej serii. Zostałam jednak pozytywnie zaskoczona. Choć główni bohaterowie pozostają najmniej interesujący ze wszystkich czterech podserii, to jednak zostali pociągnięci przez bardzo fajną fabułę - intryga polityczna około...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-30
Wybitna to słowo bardzo dobrze oddające moje odczucia o tej książce - a szerzej, o całej duologii.
Spoilery jeśli ktoś nie zna faktów historycznych.
Nie jest to lektura łatwa i szybka. Nie jest to proste oderwanie się od rzeczywistości jak wiele powieść fantasy obecnie, które uparcie trzymają nas w przeświadczeniu, że rzeczywistość jest czarno-biała, a po szarość sięgają tylko w taki sposób na niby, żeby było bardziej "cool" czy "doroślej". Wręcz przeciwnie - "A Declaration", a jeszcze bardziej "A Radical Act" rzucają czytelnikowi w twarz naszą ponurą rzeczywistością pod lekkim tylko przykryciem magii. Być może przychodzi im to o tyle łatwiej, że w istocie na rzeczywistości są bazowane - rewolucji francuskiej i wojnach napoleońskich. Niemniej jednak, przekucie faktów historycznych we wciągającą i strukturalnie działającą fabułę to nie lada wyczyn i za samo to należą się pochwały.
O stylu już pisałam przy okazji części pierwszej. O wyśmienitych postaciach i debatach również. Nie będę się powtarzać - poziomem literackim ta pozycja zdecydowanie dorównuje poprzedniczce.
To co jest innego - tym razem poszczególne wątki kończą się zamiast rozpoczynać. Choć być może nie jest to całkowita prawda; jak w rzeczywistości, pewne rzeczy pozostają do zrobienia bądź wywalczenia w przyszłości. Ale samo to jest dość optymistycznym przekazem, że choć droga może i jest pokrętna, to jednak zmierzamy w dobrym kierunku.
Jest jeszcze Pitt. Moja ulubiona postać, być może w literaturze w ogóle. Dawno z żadnym bohaterem się tak nie zżyłam. Nad żadnym też dawno już nie płakałam. A jednak. Ostatecznie, wątek jego postaci jest o nas wszystkich. Jesteśmy śmiertelni i nasze najlepsze lata przypadają na wiek od dwudziestu lat do trzydziestki, może w obecnych czasach aż do czterdziestki czy pięćdziesiątki. Ale prędzej czy później zacznie nam brakować sił. Prędzej czy później, jak każda świeczka, i my zgaśniemy - a nasze ostatnie lata czy godziny nie będą tymi najjaśniejszymi.
Myślę, że ta prawda to coś, od czego wiele ludzi jak i książek ucieka. Ja bym również chętnie odwróciła głowę. H.G. Parry jednak w piękny sposób wzięła ją na przysłowiową klatę i przekuła w postać, której na pewno przez długie lata, jak nie dekady, nie zapomnę.
Mam tylko nadzieję, że jak przyjdzie mój czas, odejdę w sposób podobny jak Pitt w wersji Parry - godnie. A póki co, na pewno będę polecać "The Shadow Histories" jako niezwykłą duologię dla każdego, kto czuje się na siłach.
Wybitna to słowo bardzo dobrze oddające moje odczucia o tej książce - a szerzej, o całej duologii.
Spoilery jeśli ktoś nie zna faktów historycznych.
Nie jest to lektura łatwa i szybka. Nie jest to proste oderwanie się od rzeczywistości jak wiele powieść fantasy obecnie, które uparcie trzymają nas w przeświadczeniu, że rzeczywistość jest czarno-biała, a po szarość sięgają...
2020-09-04
Jak Sandersona kocham, to dawno nie czułam, że czytam książkę aż tak na poziomie. Od dłuższego czasu mam problemy ze znalezieniem lektur, które mnie faktycznie ekscytują. Sporo zwykłych czytajek, trochę zawodów, trochę zmarnowanych potencjałów. A tutaj - takie zaskoczenie.
Niewiele brakowało a w ogóle bym po tę książkę nie sięgnęła. Z tyłu okładki nie brzmi jak moja bajka. Znowu rewolucje, jakby takowych brakowało w amerykańskich fantasy. W dodatku historyczne! Tym gorzej, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo zazwyczaj nie czytam.
No ale gdzieś przypadkiem rzuciła mi się w oczy recenzja. Gdzieś przypadkiem mój wzrok spoczął na detalu, który całkiem mnie zaciekawił. A że wakacje przed ostatnim rokiem akademickim i siedzenie w domu - a co tam! Google Books i funkcja preview, zobaczmy, jak to jest napisane.
Rewelacja. Nieśmiało gdzieś w mojej piersi zabłysła iskierka ekscytacji, jakiej od dawna już nie czułam. Starałam się stłamsić, no ale jak już się pali, to się nie da. Podchwyciło, więc co tam, machnęłam się na bookdepsitory, zamówiłam kopię fizyczną. Czekam. Jaka udręka! Trzy tygodnie dobre szło, nieco ponad, dłużej niż kiedykolwiek wcześniej. Pewnie przez pandemię, a może tylko po to, żeby mi zrobić na złość.
No ale doszło. Nadzieje ogromne. Bałam się otwierać; wszak im wyższe oczekiwania, tym gorzej smakuje rozczarowanie. Otworzyłam jednak i nadal te pierwsze strony działają. Ale co kupiło mnie zupełnie - gdzieś chyba rozdział trzeci - to para prawników dyskutująca nad kruczkami, jak to pewnemu magowi zredukować wyrok za nielegalnie użycie nadprzyrodzonych zdolności w obronie żony. Nie żadne tam bitwy, śmierć rodziny, straszna opresja, co to tam jest ostatnio popularne jako otwarcie fabuły. Nie. Kupiła mnie rozmowa między prawnikami, napisana z finezją, bystrym humorem i ogólnie sensem i składnią. Dziwne? Może. Prawnikiem nie jestem, ale chyba wiem, co tak naprawdę zadziałało: inteligencja. Jak pisałam, dawno nie czułam, że czytam książkę na poziomie.
Styl wciąga, mimo że nie jest mega prosty, czy wręcz prostacki, jak wiele YA czy popularnych fantasy co się ostatnio oczytałam. Wręcz przeciwnie, idzie odświeżyć bardziej formalny zasób słownictwa; i choć po słownik sięgnęłam zaledwie trzy razy i tak po lekturze mam wrażenie, że mój angielski poszybował.
A to tylko drobny aspekt lektury. Jest co chwalić. Postacie - realistyczne i ludzkie, świetne wpasowane w tło historyczno-magiczne. Dialogi i narracja, świetny humor i przekomarzanie się przeplatane z pełnymi powagi czy wręcz krwawymi wydarzeniami. Autorka też nie stronieni od tego ostatniego, nie wybiela. Obawiałam się, że z rewolucji zrobi się jakiś święty Graal, najwyższe dobro, a tu nie. Nie było przykrywania rzezi, jaka nastąpiła po deklaracji "praw magów". Nadano jej tylko nowy kontekst.
A propo kontekstu. Autorce udało się wziąć fakty historyczne i dodać do nich magię w taki sposób, by wszystko miało całkowity sens i spójność. Nie trzeba też znać historii by się tą lekturą cieszyć. Wręcz podejrzewam, że nadmierna wiedza może nieco przeszkadzać, ponieważ koniec końców wydarzenia, przynajmniej w tej części, toczą się tak samo jak w rzeczywistości. Osobiście znałam tylko historię Robespierre'a i samej rewolucji, a i to nie w szczegółach. Czytało mi się z tym znakomicie.
Na koniec powiem - to nie jest szybka książka. Choć może to moja wina, bo czytałam powoli i starannie, niczym sącząc drogie wino, żeby starczyło na dłużej. W każdym razie, zajęło mi to ponad tydzień, a normalnie jestem osobą, która wyśmienite książki połyka w trzy dni.
Z pewną obawą czekam na część drugą. Co, jeżeli okaże się gorsza od poprzednika? No ale niestety nieuchronną częścią sukcesu jest zwiększona obawa przed porażką i na to nic nie poradzę. Pozostaje mi zaciskać kciuki.
Jak Sandersona kocham, to dawno nie czułam, że czytam książkę aż tak na poziomie. Od dłuższego czasu mam problemy ze znalezieniem lektur, które mnie faktycznie ekscytują. Sporo zwykłych czytajek, trochę zawodów, trochę zmarnowanych potencjałów. A tutaj - takie zaskoczenie.
Niewiele brakowało a w ogóle bym po tę książkę nie sięgnęła. Z tyłu okładki nie brzmi jak moja bajka....
Eh.
Nasłuchałam się dużo superlatyw na temat tej książki. W dodatku, jak zaczęłam czytać, to byłam dobrej myśli. Świat przedstawiony był interesujący a jednocześnie z dawką realpolitik, z wieloma odcieniami szarości. Styl może lekko sztywny, ale ogólnie spoko w czytaniu. No i fabuła, która obiecywała naprawdę wiele.
Niestety, im dalej w las, tym mniej mnie ta lektura interesowała. Choć intelektualnie wydawało mi się, że wszystko jest napisane dobrze, to emocjonalnie coraz mniej mnie to owe wszystko obchodziło.
Myślę, że sprowadza się to do dwóch problemów:
- bohaterowie - w sumie za nikim specjalnie nie przepadałam. Te parę postaci, do których pojawiła mi się jakaś iskra sympatii dość szybko ginęły, więc pozostawałam z ferajną mało interesujących charakterów, o których w dodatku wiedziałam, że w większości nie będą mieć żadnego przełożenia na kolejną część czy ogólną fabułę serii
- twist-nie-twist - no właśnie nawet nie wiem jak to nazwać. Z jednej strony oczywistym było dla mnie gdzieś koło strony 150 jak się ta książka skończy, przez co przez kolejne 300 stron miałam poczucie coraz bardziej straconego czasu. Jednocześnie wydaje się, jakby autor nabrał wody w usta i udaje, że oczywisty nie-twist jednak będzie twistem na koniec, tym samym rezygnując z wielu emocjonalnych momentów, które mogły mieć miejsce w międzyczasie.
No i tak. Tak mi się to złożyło, że choć pierwsza 1/3 mi się podobała, tak kolejne 2/3 zanudziły mnie i ciągnęły się za mną przez wiele dni. A jednocześnie technicznie nie było to czytadło na tyle złe, żeby je po prostu porzucić. No i trzeba oddać, że jest to faktycznie polityczne fantasy, a nie jakieśtam fantasy z lekką dozą polityki w tle.
Co mogę powiedzieć. Było jak było, wreszcie się zbyło.
Eh.
więcej Pokaż mimo toNasłuchałam się dużo superlatyw na temat tej książki. W dodatku, jak zaczęłam czytać, to byłam dobrej myśli. Świat przedstawiony był interesujący a jednocześnie z dawką realpolitik, z wieloma odcieniami szarości. Styl może lekko sztywny, ale ogólnie spoko w czytaniu. No i fabuła, która obiecywała naprawdę wiele.
Niestety, im dalej w las, tym mniej mnie ta lektura...