Kat

Profil użytkownika: Kat

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 20 tygodni temu
17
Przeczytanych
książek
17
Książek
w biblioteczce
17
Opinii
37
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

"Dosypiesz mi Kajtka"

Jestem nieutytułowaną rekordzistką w rozpływaniu się nad romansami spod bandery amarantowej okładki i majestatycznego „H” ustawionego jako pierwsza litera serii.

Jako nastolatka przeczytałam wszystkie rzeczone pozycje, jakie tylko znalazły się w kraśnickiej bibliotece publicznej. A było tego niemało, regały. Właśnie zaczynało wiać Zachodem, coca-colą, plakatami z Bravo i tamponami z aplikatorem. Harlequiny były uzupełnieniem tego kolorowego obrazka.

To zapewne ten młodzieńczy przesyt przesądził o moim rozwodzie z literaturą romansowo-obyczajową w dorosłym życiu.

Jeśli sięgam po obyczaj, dotyczy to wyłącznie książki, która wyszła spod pióra zaprzyjaźnionej pisarki. W przypadku „Przewodniczki snów” Edyty Kochlewskiej zrobiłam wyjątek. Nie znam autorki, choć zdaje się, że spotkałam ją na stanowisku Silvera podczas majowych targów na Stadionie Narodowym.

Autorka z wykształcenia jest dziennikarką i prawniczką, i ma to odbicie w powieści. Już na wstępie napiszę, że wątki miłosne w „Przewodniczce snów” zupełnie mnie nie interesują. Kochlewska nie odkrywa niczego nowego na temat miłości. Ale uniesienia serca Leny, głównej bohaterki, na pewno spodobają się czytelniczkom oczekujących romantycznych historii, okraszonych nostalgią, osobistą tragedią oraz nadzieją na szczęśliwy finał.

Dla mnie znacznie ciekawszy jest drugi tor, czyli wątek nieuczciwego najemcy. Gdyby tylko autorka pisała thrillery, mogłaby pokusić się o trzymającą w napięciu powieść o tym, jak samotna kobieta toczy walkę z oszustem, który na mocy prawa ukradł jej mieszkanie. Temat powszechny, a jednak w literaturze obcy, przynajmniej mnie. Przyznam, że z dużym zaciekawieniem śledziłam ten wątek.

Autorka podsuwa tropy (w tym konkretne paragrafy), jak odnaleźć się w takiej sytuacji, co może nas spotkać ze strony przedstawicieli prawa, a także oszustów unikających uiszczania należności za wynajem. Lenę czeka długa i trudna batalia w walce o odzyskanie mienia. Podobnym problemem zostaje obarczony także kolejny lokator. Czyli sytuacja się powtarza. Książka zdaje się być zatem przestrogą przed wynajmowaniem lokum byle komu, na szybko i bez sprawdzenia, na przykład w rejestrze dłużników. To cenna lekcja, dziękuję.

Na uwagę zasługuje także motyw powrotu do domu rodzinnego i odbudowywanie historii. Jako banitce, jest mi on szczególnie bliski. Lena podejmuje się trudu odzyskania przeszłości. W sensie dosłownym (remont domu) i metaforycznym (sprawdzanie, jak głęboko sięga korzeniami).

Poza tym życie Leny to suma snów. Kiedy wydaje się jej, że rzeczywistość zawiodła po stokroć, przenosi się na poziom oniryzmu. Reżyseruje sny tak, by już nikt jej nie skrzywdził. Kochlewska porusza tu problem strachu przed codziennością, samotności po stracie. Asekuracyjną ucieczkę w marzenia, w to co nierzeczywiste i niespełnione, byle tylko odbić się od ziemi, nie patrzeć w dół, za siebie, traktuje jako wyjście awaryjne. Lena tylko wtedy czuje się bezpieczna.

Bohaterka może zmienić swoje życie. Ma przy sobie komplet podręczny romantycznej heroiny: wierną przyjaciółkę, troskliwą matkę, cierpliwego kandydata na ukochanego. Ale dźwiga też trudną przeszłość. Czy odważy się zapomnieć i zacząć żyć na nowo? Oraz kto jej w tym pomoże? Nieuczciwy dłużnik czy przystojny prawnik, który zawiódł ją w najmniej oczekiwanym momencie?

Edyta Kochlewska zdradza niekonwencjonalne poczucie humoru. Sformułowaniem „dosypiesz mi Kajtka, nie chcę być wiecznie sam” (inside joke) pokazuje, że w życiu nic nie powinno zaskakiwać. Wszystko należy akceptować. I to w mojej ocenie najważniejsze przesłanie tej powieści.

"Przewodniczka snów" to ciepła lektura na jesienny wieczór z przesłaniem dającym nadzieję na lepsze jutro.

♠️Fragment:

Warszawa była nagrzana. Oddawała ciepło z murów, ulic i roznegliżowanych ludzi. Lena uwielbiała taką pogodę w stolicy. Jej energię, beztroskę. Bardzo długo nie rozumiała, dlaczego akurat latem ludzie wyjeżdżają na wakacje. Jakby nad zimnym morzem można było znaleźć coś lepszego. Każdy opalony dekolt, każde odrzucenie włosów, każdy zapach falafela, każdy klakson i dźwięk letniego przeboju z otwartych okien samochodów kurierskich przywracał ją w życiu. (S. 166).

"Dosypiesz mi Kajtka"

Jestem nieutytułowaną rekordzistką w rozpływaniu się nad romansami spod bandery amarantowej okładki i majestatycznego „H” ustawionego jako pierwsza litera serii.

Jako nastolatka przeczytałam wszystkie rzeczone pozycje, jakie tylko znalazły się w kraśnickiej bibliotece publicznej. A było tego niemało, regały. Właśnie zaczynało wiać Zachodem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tamta dziewczyna

„Z jazdy po krawędzi zostało mi branie żelaza i magnezu w dużych ilościach” – mówi Agata – główna bohaterka powieści Hanki V. Mody, pt. „Ona”. Agata ma trzydzieści pięć lat i ułożone życie, które wiedzie u boku kochającego męża, Krzysztofa. Troskliwy, cierpiący na „chorobę królów” i szalenie seksowny mąż dba, by ich łóżko płonęło niemal każdej nocy, a Agata wydaje się szczęśliwa w tym związku. Jednak muślinowa kotara szybko opada i okazuje się, że poza suplementacją minerałami, Agata lubi mocniejsze tąpnięcia. Albo właściwie one lubią Agatę.

Hanka V. Mody skazuje Agatę na ciągłe rozedrganie i rozerwanie. Bohaterka, wcale nie przez przypadek, wplątuje się w niebezpieczną relację erotyczną i, mimo wielkiego uczucia do męża, pokonuje barierę przyzwoitości i lojalności (zresztą nie tylko wobec niego). Z ciekawością obserwuje się rozwój rodzącego się uczucia i konsekwencje z tym związane.

Życie Agaty można określić tytułem filmu: „Jedz, módl się i kochaj”, z tym że Agata wykreśla z niego czasownik „módl się” i zastępuje go sformułowaniem „wspominaj przeszłość”. Dla Agaty miłość i jedzenie to dwie najważniejsze rzeczy. Zastanawia się nawet, co bardziej woli: zaspokajanie chuci czy podniebienia? Ale poza nimi dręczą ją obrazy z młodości. Agata niechętnie do nich wraca, kurczy się wtedy w sobie i cierpi. Obwinia się za wydarzenie sprzed lat, przez co trudno jej się otworzyć i komuś zaufać. Walczą w niej dwie natury i, zdaje się, boi się przyznać do tego dualizmu.

Osobą burzącą dotąd uporządkowane życie Agaty jest młoda dziewczyna, którą bohaterka pogardliwie nazywa „Kryzysem Karola”, „w skrócie KK, jak Kodeks Karny”. KK początkowo zawraca w głowie przyjacielowi męża Agaty, Karolowi, stąd powyższy przydomek. Jednak nie trzeba długo czekać, by Kryzys Karola stał się problemem innych bohaterów powieści. Okazuje się, że każdy ma słabości i deficyty, i próbuje je czymś, a właściwie kimś, zapełnić.

„Szczerość to taka mała perwersja” pisze autorka. Chyba tylko o jednej z głównych postaci powieści, Annie, można powiedzieć, że jest uczciwa. Pozostali oszukują, kłamią, naginają rzeczywistość. Ich nadrzędnym celem jest zapewnienie sobie szczęścia, ryzykując utratą dotychczasowej stabilizacji i rodziny. Ale z drugiej strony tłumaczą się, że „takich rzeczy [jak zdrada] się nie planuje”. Czy im wierzyć? Mody pozostawia czytelnika z tym pytaniem pod rozwagę.

Autorka z odwagą sięga po sceny ociekające seksem i pożądaniem. Pozwala bohaterom poznawać swoje ciała i uczy ich sztuki miłości. „Czy ja wierzyłam w dobre zakończenia?” – pyta Agata, po czym odpowiada: „Na pewno wierzyłam w szybkie orgazmy.” I tych orgazmów jest tu niemało. Ale poza seksem, co oczywiste, bo to powieść erotyczna, Mody stawia pytanie o to, czy można kochać dwie osoby jednocześnie? Kochać naprawdę, a nie tylko dławić się pożądaniem? Na kartach powieści co prawda pada odpowiedź: łódź, którą podróżuje Agata, finalnie przechyla się na jedną burtę, ale wyprawa trwa nadal i kurs jeszcze może się zmienić.

Kiedy perypetie bohaterów już nieco dogasają, a historia zdaje się rozwiązywać, Hanka V. Mody wyciąga zawleczkę i do powieściowego świata wrzuca granat. A potem następuje wielkie bum! I wszystko zaczyna się od nowa. Będziecie zaskoczeni, to pewne. Uśmiecham się na samą myśl, bo mnie autorka zręcznie i bez trudu omamiła. Wpuściła w maliny, ale zamiast rozczarowania czuję ogromną satysfakcję. Lubię takie zaskoczenia.

„Ona” to, jak tytuł wskazuje, książka o kobietach. Kochających, kochanych, zdradzających, zdradzanych. Kobietach, które szukają ciepła i miłości, i tak bardzo jej pragną, że posuwają się do czynów czasem odważnych, czasem niemoralnych. A czasem po prostu oddają głos sercu.

„Nie da się być z kimś na zapas, tak jak nie da się najeść na zapas” – pisze autorka. Na szczęście inaczej jest z tą książką: można przeczytać ją jeszcze raz, do czego serdecznie zachęcam.

Tamta dziewczyna

„Z jazdy po krawędzi zostało mi branie żelaza i magnezu w dużych ilościach” – mówi Agata – główna bohaterka powieści Hanki V. Mody, pt. „Ona”. Agata ma trzydzieści pięć lat i ułożone życie, które wiedzie u boku kochającego męża, Krzysztofa. Troskliwy, cierpiący na „chorobę królów” i szalenie seksowny mąż dba, by ich łóżko płonęło niemal każdej nocy, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wydana przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka książka z zapiskami Agnieszki Osieckiej “Czekając na człowieka. Dziennik ciąży i narodzin” to całkiem zgrabnie skonstruowane kłamstewko. Pozwalam sobie użyć tego sformułowania, ponieważ temat ciąży i późniejszych narodzin córki poetki – Agaty, zajmuje jedynie trzecią część książki. Ale nie oznacza to, że nie warto po nią sięgać.

Ta skromna, 166-stronicowa pozycja, zawierająca grafiki i pojedyncze zdjęcia z prywatnego archiwum Osieckiej, przenosi nas w świat życia codziennego poetki. Bogactwem jej zainteresowań, zajęć i obowiązków służbowych można by obdzielić ze trzy osoby. Poznajemy Osiecką zapracowaną i nawet w zaawansowanej ciąży myślącą o publikacjach i projektach, w które jest zaangażowana. Nie zwalnia ani na chwilę. Ogląda przedstawienia, czyta, tworzy, koresponduje z przyjaciółmi, dzieli się pragnieniami, wątpliwościami i spostrzeżeniami. Asekuracyjnie (?) nie chce wypaść z obiegu. Z rozrzewnieniem wspomina chwile przed ciążą: wyjazdy w góry, spotkania towarzyskie i brak ograniczeń. Nie rezygnuje z alkoholu. Drażnią ją wymowne spojrzenia przypadkowych osób, kiedy po niego sięga.

Nie zaskakuje mnie to. Taką Osiecką sobie wyobrażałam.

Dopiero ostatnie kilkadziesiąt stron rzuca na poetkę inne światło i uświadamia dualizm jej natury. Pragnąca światowego życia, najlepiej czuje się w Falenicy, gdzie mieszka z Paskudą (Danielem Passentem), który – wbrew jej naturze – chce zrobić z niej perfekcyjną panią domu. Przytłaczają Osiecką brudne naczynia w zlewie, ratuje zapach świeżo upieczonego chleba i spacer po ośnieżonych ulicach Falenicy. Czuje się zwyczajną kobietą, zdaje sobie sprawę z pospolitości losu matki, a jednocześnie ma wrażenie, że Bóg i natura nad nią czuwają.

Kiedy na świat przychodzi mała Agatka, zwraca się do niej dwojako: raz nazywa ją “motylkiem”, raz “świnią”. Pisze jej notatki z radami (“Nie kochaj się w łobuzach, jak ja”), opowiada świat. Ale najbardziej boi się, że nie podoła: “Zawsze podejrzewałam, że we mnie, gdzieś głęboko ukryta, jest jakaś lipa, i że kiedyś się wyda”. Osiecka przypuszcza, że pojawienie się na świecie córki wydobędzie na światło dzienne wspomnianą lipę. Można powiedzieć, że w pewnym sensie poetka przepowiada sobie przyszłość.

W szpitalu dopadają ją problemy powszechnie znane matkom, m.in. kłopoty z laktacją i zakaz noszenia bielizny (“noszenie majtek jest nielegalne”). Jednocześnie to dla niej azyl, miejsce, w którym staje się dorosła (“Pierwszy raz w życiu mam zrobiony pedicure (na szpital!) i pierwszy raz w życiu widzę u siebie nie jakieś mazurskie kulfony, tylko prawdziwe, wylakierowane nogi dorosłej kobiety. Nogi matki”). To tu jest biało i czysto, opiekują się nią “anielice”, a ona czuje się bezpieczna i nie chce wracać do domu. Wolałaby zostać, choć wstydzi się swojej słabości.

“Mówią, że małe dzieci czasem tęsknią do łona matki. Ja też będę tęskniła do tego szpitala jak do brzucha. Byłyśmy tu jak baba w babie: ona we mnie, a ja w szpitalu” – pisze na dzień przed wyjściem i zaczyna odliczanie.

Chciałoby się przeczytać tych zapisków więcej, ale książka jest w nie oszczędna. Po lekturze pozostaje smutek, a w pamięć zapada obraz kobiety nadwrażliwej, targanej wewnętrznymi sprzecznościami. Kobiety, która mimo swojej wyjątkowości, była bardzo krucha i ludzka.

Wydana przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka książka z zapiskami Agnieszki Osieckiej “Czekając na człowieka. Dziennik ciąży i narodzin” to całkiem zgrabnie skonstruowane kłamstewko. Pozwalam sobie użyć tego sformułowania, ponieważ temat ciąży i późniejszych narodzin córki poetki – Agaty, zajmuje jedynie trzecią część książki. Ale nie oznacza to, że nie warto po nią...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Kat

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
17
książek
Średnio w roku
przeczytane
2
książki
Opinie były
pomocne
37
razy
W sumie
wystawione
2
oceny ze średnią 8,5

Spędzone
na czytaniu
93
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
3
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]