rozwiń zwiń

Premiera książki „Nagły świt“ - rozmowa z Agnieszką Jeż

Sonia  Miniewicz Sonia Miniewicz
07.09.2022

Agnieszka Jeż  wraz z premierą swojej najnowszej książki „Nagły świt”, raczy czytelników zapowiedzią większej serii, a konkretnie sagii rodzinnej. Rozmawiamy z autorką o złożonym procesie przygotowań do pisania powieści historycznej, oraz o więzi jaka rodzi się między autorem a powołanymi przez niego do życia bohaterami.

Premiera książki „Nagły świt“ - rozmowa z Agnieszką Jeż Materiały wydawnictwa

[Opis wydawcy]  „Nagły świt” to dramatyczna historia o cierpieniu i nienawiści, ale też o wielkiej miłości i niezłomnej nadziei.

Druga wojna światowa. Gdy z Zachodu nadciąga nazistowska nawałnica, na wschodnie kresy Rzeczpospolitej pada zgoła inny cień – sowieckiego żołnierza w obdartym płaszczu i z czerwoną gwiazdą na czapce.

Anna Polakowska wie, do czego są zdolni Sowieci, i wolałaby się trzymać od nich jak najdalej. Ale podczas gdy jej mąż, oficer w Wojsku Polskim, przebywa na froncie, ona musi zrobić wszystko, by ochronić swoje dzieci.

Jej najstarsza córka, dorosła już prawie Zosia, właśnie przeżywa pierwszą miłość. Jednak w obliczu tego, co szykuje dla nich los – i sowieckie wyzwolenie – wszystko inne schodzi na dalszy plan. Choć może to właśnie miłość jako jedyna potrafi dać siłę, by stawić czoła okrutnej rzeczywistości Syberii, dokąd zostają przesiedleni Polakowscy.

Kiedy do głosu dochodzi prawdziwa natura Sowietów, a każdy dzień staje się walką o przetrwanie, liczy się tylko to, co najważniejsze.

Bo każdy dzień może być tym ostatnim.

Ta przejmująca powieść pokazuje, że kiedy polscy zesłańcy trafiają na koło sowieckiej ruletki, stawką staje się tylko walka o przetrwanie. Jednak choć zmuszeni są oddawać po kawałku swoje dawne życie, wciąż pozostaje im nadzieja... Polecam nie tylko miłośnikom powieści z historią w tle!

Magdalena Witkiewicz, pisarka

Sonia Miniewicz: Twoja najnowsza powieść rozgrywa się w czasach wyjątkowo dla Polski trudnych – światem wstrząsa wojna, ludzie tracą domy, spokój, muszą walczyć o swoją ojczyznę, przetrwać. Czy na wybór takiego tematu wpłynęła obecna sytuacja na świecie – to, co dzieje się u naszych sąsiadów?

Agnieszka Jeż: Pomysł, by opowiedzieć o ludziach, którzy doświadczyli zsyłki na Sybir, pojawił się wiosną 2021 roku, a więc na długo przed wybuchem wojny w Ukrainie. To znaczy na długo przed 24 lutego 2022 roku, kiedy rosyjska opresja przybrała charakter regularnej wojny. Wcześniej przecież obserwowaliśmy już zbrojną agresję wymierzoną w Ukrainę – aneksja Krymu, wojna w Donbasie, incydent w Cieśninie Kerczeńskiej to były trudne do przeoczenia zwiastuny, a mimo wszystko lutowa napaść wywołała zdziwienie. „Nigdy więcej wojny” – olbrzymi napis umieszczony u stóp kopca pod Pomnikiem Obrońców Wybrzeża znają pewnie każda Polka i każdy Polak. To hasło-życzenie, hasło-przypomnienie, hasło-zaklinanie, stawiane wtedy, gdy pamięć o wojnie była nadal bardzo silna. Wszystko w naszym kraju o niej przypominało, to wciąż była świeża rana – w pamięci, w tkance ludzkiej i materialnej. Ten napis wykonano dwie dekady po wywalczeniu wolności. Tyle samo czasu upłynęło między końcem pierwszej a początkiem drugiej wojny światowej.

To wciąż za krótko, by zapomnieć, by uznać, że to koszmar, który się więcej nie powtórzy – zresztą jakie podstawy miałby mieć taki optymizm? Historia Polski to krew i łzy. Kolejne lata bez dużego konfliktu zbrojnego w naszej części świata sprawiły, że uznaliśmy, iż myślenie „nigdy więcej wojny” ma moc sprawczą. Nie ma, teraz to widzimy. Na wiosnę tego roku kończyłam już „Nagły świt”. Sceny, gdy sowieccy najeźdźcy - często w złachanych, zniszczonych ubraniach, niedoświadczający wcześniej wielu cywilizacyjnych zdobyczy – paradowali z kilkoma zegarkami poutykanymi na przegubach rąk, kradli wszystko, nawet lep na muchy, były już dawno gotowe. Redaktorka przy jednej z takich scen, czytając tekst już po 24 lutego, dała komentarz: „Czytam to i przed oczami mam Rosjan wysyłających z Ukrainy do domu pralki. To się nigdy nie zmienia, co?”. Tak, obawiam się, że to jest niezmienne.

Wstała i przetarła twarz brzegiem chusty. Nie podda się. Nie uległa teraz, nie ulegnie i następnym
razem. Jeśli go nie zmęczy ciągłymi prośbami, to wymyśli coś innego. On tego nie zrozumie, bo on nie
wie, co to niezłomność, ale Anna mu pokaże.

Agnieszka Jeż, „Nagły świt”

Jak wyglądało przygotowanie do pisania „Nagłego świtu”? Robiłaś dokładny research, sięgałaś do starych gazet, rozmawiałaś z historykami? Zależało ci na dbałości przy przedstawianiu realiów tamtych czasów czy może ważniejszy był dla ciebie przekaz emocjonalny całej opowieści?

Obie kwestie są dla mnie tak samo ważne. Kiedy tworzę powieść, która jest osadzona w historii, to chcę, żeby wszystkie fakty i dekoracje się zgadzały. Pisząc, muszę widzieć – przedwojenną ulicę w Szczuczynie, wnętrze majątku w Niemowiczach, ogród przy chałupie w Różance, rampę w Lidzie, od której oddala się czerwony wagon wywożący ludzi na zsyłkę, pryczę w baraku w leśnej osadzie Ozierenowski, wojłok na więziennej ścianie w Charkowie, szosę biełogradzką prowadzącą w pobliże osiedla Piatichatki, gdzie zwożono ciała pomordowanych polskich oficerów, lepianki na osiedlu Żołymbet, zupę z owsa lub brukwi, nosiłki do transportu kamieni, kubek z kumysem, świetlicę z portretami Lenina, Stalina, Engelsa i Marksa… Chcę, żeby to samo zobaczyli – i w efekcie poczuli – moi czytelnicy. W tak przygotowanej scenografii umieszczam swoich bohaterów. W przypadku „Nagłego świtu” wyzwanie było ogromne, ponieważ fakty historyczne narzucały fabule określone wymogi – daty zsyłek, miejsca, skąd ludzi wywożono i gdzie ich osadzano, potem migracje wewnątrz Sybiru – w tym wszystkim musiałam się poruszać i tak zaplanować historię rodziny Polakowskich, Jana Białego i Mariana Czernika, żeby ich losy mogły się przeciąć. W ramach ogromnej kwerendy czytałam przede wszystkim wspomnienia – zarówno te wydane, jak i jeszcze niepublikowane, które udostępniło mi Muzeum Pamięci Sybiru. Materiały przekazał mi doktor Marcin Zwolski, kierownik działu naukowego tego muzeum. On też oprowadził mnie po wystawie jeszcze przed jej oficjalnym otwarciem. Długie godziny spędziłam w bibliotece Instytutu Pileckiego, poznając historie zesłańców. No i czytałam, czytałam, czytałam… Moi bohaterowie mają swoje realne pierwowzory. Ich losy to literacka kompilacja prawdziwych wydarzeń.

A co do emocji – jest ich tu niezwykle dużo. Kończył się przecież znany, w miarę przewidywalny świat, a zaczynał taki, który całkowicie brał w nawias cały dotychczasowy porządek. I w tym chaosie spotykają się moi bohaterowie. Całkowicie od siebie różni, a jednak wejdą w długotrwałe i silne relacje – często także burzliwe.

Czy takie zanurzenie się w mocno niewesołym okresie naszej historii jakoś na ciebie wpływa? Pisanie o śmierci, zsyłkach, koszmarze wojny dla wielu twórców jest wyjątkowo trudną podróżą w przeszłość. A może potrafisz się od tego odciąć?

Przyznaję, że z trudem. Już się nauczyłam, że pisanie powieści osadzonych w dramatycznych realiach wojennych to obciążenie psychiczne, które trzeba wliczyć w koszty tej pracy. Wydawać by się mogło, że skoro przed kwerendą mam niezłe rozeznanie w tematach, które chcę zgłębiać, to już jakoś jestem przygotowana na lekturę i obrazy, bo przecież wiem, czego się spodziewać. Niestety, to tak nie działa. Na poziomie faktów – jeszcze jako tako; suche informacje oddziałują słabiej na psychikę niż historie, które mają twarze konkretnych osób. Wspomnienia i zdjęcia – czyli bardzo osobiste opowieści i prawda zatrzymana w kadrze to dla mnie zdecydowanie silniejsze bodźce. Takie, które wwiercają się w serce i zostają w głowie na długo.

Podobnym doświadczeniem jest proces pisania – wcielam się w swoich bohaterów, przez jakiś czas jestem każdą, każdym z nich. Przeżywam to, co oni – fizycznie i psychicznie. Kiedy już postawię ostatnią kropkę, potrzebuję odpoczynku, zwłaszcza psychicznego. Zwykle organizuję sobie wtedy dużo aktywności fizycznych – praca w ogrodzie, mały remont, długie spacery po lesie. To dla mnie czas na „oczyszczanie”, czas, kiedy myśli odpoczywają.

Uśmiechnęła się i nie zmieniając pozycji, wyciągnęła w bok prawą rękę. Poczuła go. Był tam, stał tuż obok. Delikatnie zacisnęła dłoń na jego ramieniu; mogła je objąć tylko połowicznie. Ten silny, ukochany mężczyzna, ten moment, ten pogodny, piękny, gorący, wczesnojesienny dzień spędzany w miejscu, gdzie zaczęło się ich wspólne życie. Poczuła, że w jej wnętrzu brakuje już miejsca, żeby pomieścić to szczęście.

Agnieszka Jeż, „Nagły świt”

Łatwo wczuć się w sytuację bohaterów żyjących kilkadziesiąt lat wcześniej? Co pomaga ci zrozumieć ich motywacje, wejść w ich psychikę, skonstruować postacie tak wiarygodne i prawdziwe?

Na pewno czytanie wspomnień. Czasem opowiadający wprost mówią o uczuciach, jakie im wtedy towarzyszyły, czasami trzeba czytać między wierszami, bo wspominający skupiają się raczej na faktach. Zresztą z tymi faktami to jest interesująca sprawa. Bywa, że czyjeś wspomnienia, bardzo drobiazgowe i plastyczne, stoją w sprzeczności z faktami – coś nie mogło się wydarzyć tu albo wtedy i co do tego nie ma wątpliwości. A opowiadający jest przekonany, że tak właśnie było. Historycy robią wtedy przypis formalny, ale w treść przywoływanej przeszłości nie ingerują. Tak bywa przede wszystkim wtedy, gdy trudno już oddzielić to, co wydarzyło się naprawdę, od tego, co się potem usłyszało, przeczytało, zobaczyło. Wszystko się nawarstwia i nakłada.

Co do wczuwania się w bohaterów – nie tylko dużo czytam, ale też dużo słucham. Jest we mnie wychylenie się ku drugiemu, sądzę, że rozmówcy to czują i chętnie dzielą się swoimi historiami. W ludziach jest silna potrzeba bycia wysłuchanymi, chcą, by ich przeżycia były dla kogoś ważne, żeby wybrzmiały, a nie tylko dudniły w ich wnętrzach. Kiedy byłam mała, lubiłam sobie wyobrażać, że jestem kimś innym. Głęboko wchodziłam w te wyobrażone role. Tamta nieograniczona dziecięca wyobraźnia, ćwiczona rozmaitymi historiami, ma teraz swój udział w mojej pisarskiej aktywności.

Twoja bohaterka Anna Polakowska wraz z dziećmi przenosi się do majątku w Niemowiczach, gdzie, jak wierzy, będzie bezpieczniej – i próbuje się dostosować do nowej sytuacji. Sytuacja nie wygląda jednak wesoło. Nie wie, co się dzieje z jej mężem, służby nie ma, ich dom okradziono z różnych przedmiotów. Córka Zosia obserwuje mamę, która krząta się po kuchni: „niby słabszą, a jednak chyba silniejszą”. Ludzie w kryzysowych sytuacjach potrafią pokonać swoje słabości?

W wyrazie „kryzys” zawarte jest znaczenie: oddzielać, postanawiać, rozróżniać. To moment przełomowy – załamuje się stare, nowego jeszcze nie ma. Kiedy mówimy o kryzysie gospodarczym, to mamy na myśli regres, jaki wtedy następuje – rozwój ekonomiczny się zatrzymuje. Kiedy w grę wchodzi określenie medyczne, to opisuje ono gwałtowne przesilenie – temperatura spada, objawy choroby ustępują. Kryzys to najgorszy moment. Można by więc powiedzieć, że po kryzysie będzie lepiej (licząc od dna kryzysu). I to prawda, ale dla tych, co kryzys przeżyli, bo przecież nie wszystkim się to udaje, zawsze są ofiary. Wiele tu zależy od tego, jak się ma poukładane wnętrze. Jak bardzo się ufa sobie, a jak innym. Jak się myśli o świecie – jak o miejscu (mimo wszystko) sprzyjającym czy raczej wrogim (nawet gdy nie ma powodów do takich myśli). I od przypadku, szczęścia. Może ono też wynika z tego, o czym wcześniej powiedziałam – to znaczy, że jednym (pogodniejszym) sprzyja bardziej niż innym (sceptycznym)? W „Nagłym świcie” mamy różnych bohaterów. Dla jednych podróż na Sybir odbędzie się w wyłącznie w jedną stronę, inni wrócą, ale przetrąceni, a jeszcze inni – silniejsi. Anna okaże się niezwykle silną kobietą, wbrew przedwojennym przypuszczeniom. Natura ją wspomoże – w sytuacjach dramatycznych instynkt macierzyński, nakazujący chronić młode, okaże się nie do złamania, nie do pokonania.

Świat staje się wrogim miejscem i w tak trudnej sytuacji ludzie nierzadko zaczynają zachowywać się niemoralnie. Jedni poświęcą się, by pomóc innym, drudzy wykorzystają okazję, by się wzbogacić kosztem dawnych znajomych. Po spotkaniu z żoną listonosza Anna „czuła się upokorzona i bezsilna. Przecież by pomogła, jest chrześcijanką, dobrą osobą, czy trzeba było się uciekać do tak ordynarnego szantażu?”. Postawieni pod ścianą ludzie zrobią wszystko, by przetrwać?

Na pewno nie wszyscy. Dla części osób istnieją nieprzekraczalne granice, zresztą mamy tego liczne przykłady. Ktoś nie zrezygnuje ze swoich zasad, bo one tak silnie go zbudowały, że bez nich nie byłby sobą, ktoś inny gotów jest oddać swoje życie za drugą osobę, choć to przecież stoi w sprzeczności z instynktem samozachowawczym. Myślę, że sytuacje skrajne pokazują prawdę o człowieku i powodują, że wzmacniają się te cechy, które najsilniej się wybijały w „zwykłych” czasach. Jeśli ktoś był na bakier z empatią, to nie zacznie teraz kochać bliźnich, tylko obniży jeszcze swoje standardy. Gdy ktoś był społecznikiem i wrażliwcem, teraz będzie jeszcze więcej dawał z siebie innym.

Poszedł do fabryki wody mineralnej, choć wolałby do browaru. Nie wybrzydzał jednak, bo to przecież był dopiero początek. Matka ręce załamywała, że co to będzie, nie dość, że wojna, to jeszcze nagle, nie przemieszczając się, z Polski znaleźli się w Sowietach. Marian patrzył na to z pewnym lękiem, ale póki co nic złego mu się nie przytrafiło. Gdyby jednak trzeba było iść walczyć, to on by poszedł, bez wahania.

Agnieszka Jeż, „Nagły świt”

Czy decydując się na osadzenie akcji w tym czasie, chciałaś zachęcić czytelników do poznania historii swojego kraju? To przypomnienie, że historia lubi zataczać koło, a my wciąż nie wyciągamy z niej wniosków?

Ta myśl, nazwijmy ją umownie „edukacyjną”, jest gdzieś w tyle głowy, gdy tworzę fabułę powieści historycznej. Właściwie – fabułę każdej powieści. Lubię konstruować swoje książki w taki sposób, żeby oprócz rozrywki i emocji dać czytelnikowi wiedzę na temat jakiegoś kawałka świata, być może niezbyt dobrze (a może nawet wcale) mu znanego. Sama lubię takie lektury – gdy fabuła zostaje w mojej pamięci, ponieważ było w niej coś nowego, intrygującego.
A co do historii, to jest takie powiedzenie, że dwóje z lekcji tego przedmiotu są zawsze pisane na skórze narodów. I jeszcze jedno, Hegla: „Historia uczy, że ludzkość niczego się z niej nie nauczyła”.

Przy pisaniu takich sag rodzinnych bardzo często autorzy inspirują się historią swoich rodzin. Odkrywają rozmaite sekrety, udają się w sentymentalną podróż. Czy tak też było w twoim przypadku?

Nie, to znaczy nie w tym znaczeniu, że któryś z moich przodków był pierwowzorem dla postaci z „Nagłego świtu”. Swoich bohaterów muszę jakoś „ulepić”, obudować cechami i zachowaniami. Mogłabym wymyślać całkiem fikcyjne charaktery, ale częściej szukam kogoś, kto wydaje mi się podobny do tej literackiej postaci. Czasem to są osoby, z którymi łączą mnie więzy krwi. A czasem wymyślanie jest niejako podwójne – o wielu moich przodkach wiem tylko tyle, ile powiedziały mi księgi parafialne lub archiwa. Oszczędne daty narodzin, ślubów i śmierci. Przekazanych ustnie historii brak, bo gdy mogło się to wydarzyć, byłam za mała, by mnie to interesowało. A potem nie było już kogo spytać. Na pewno jest tak, że każda powieść sięgająca w przeszłość otwiera we mnie szufladki z napisami „nostalgia”, „ciekawość”. Może kiedyś wypełnię je tak, by powstała z tego literacka opowieść?

Pierwszy tom „Sagi rodziny Polakowskich” kończy się w 1942 roku. Możesz zdradzić, o czym będą następne części serii?

Kres pierwszego tomu to koniec zsyłki i opuszczenie terytorium Związku Sowieckiego, choć jeden z bohaterów jeszcze tu pozostanie. To, jak potoczyły się losy poszczególnych osób, to w dużej mierze kwestia przypadku. I te drobne, wydawałoby się wtedy, różnice – ten lub następny transport, walka u boku Andersa czy Berlinga, przecież o tę samą wolność – potem okazują się niezwykle istotne, bo determinują wiele kolejnych lat życia. Drugi tom sagi to migracje – najpierw na południe, potem do Wielkiej Brytanii i do Polski (która też jest już innym krajem). Tom trzeci to powroty i rozliczenia. Gdyby chcieć nadać kolejnym tomom kolory, byłyby takie: tom pierwszy – czerń, tom drugi – czerwień, tom trzeci – biel. To barwy czasów, emocji i miejsc. Natomiast tytuły poszczególnych tomów to: „Nagły świt”, „Długie południe”, „Nieuchronny zmierzch”.

Rozpieszczasz swoich czytelników – w czerwcu ukazał się twój kryminał „W cieniu góry”, teraz, we wrześniu, „Nagły świt”. Jakie masz dalsze plany wydawnicze i kiedy możemy się spodziewać następnej książki?

W tym roku rozpusta czytelnicza będzie trwać, ponieważ w październiku kolejna premiera. Powieść o dwudziestoleciu międzywojennym w Zakopanem. Będzie o miłości, zniewoleniu, ślebodzie, emancypacji, Witkacym, Nałkowskiej i niezwykłej głównej bohaterce, która zapragnęła „marzyć czynem”. Przyszły rok też przyniesie dużo dobrego – kolejne tomy „Sagi rodziny Polakowskich”, powieść obyczajową i kryminał. Czytelnicy powinni być zadowoleni.

Przeczytaj fragment powieści „Nagły świt”:

Nagły świt

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Nagły świt” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 07.09.2022 11:17
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post