Powieść gruba, ale czy wielka?

Malwina Malwina
01.07.2013
Okładka książki Ulisses James Joyce
Średnia ocen:
7,1 / 10
735 ocen
Czytelnicy: 5989 Opinie: 107

Co można napisać o książce, która przez wszelkie autorytety w dziedzinie literaturoznawstwa uznana jest za jedno z największych arcydzieło światowej prozy? Główkuję nad tym i nie bardzo wiem, bo „Ulisses”, o którym tu mowa, to jedna z najdziwniejszych książek, jakie dane było mi przeczytać. Recenzja ma to do siebie, że powinna w miarę jasno przekazywać, czy coś jest warte uwagi, czy nie. A więc przede mną pytanie: polecać czy odradzać czytanie książki, której lektura niewiele ma wspólnego z przyjemnością (chyba, że sadomasochistyczną)? Łatwo byłoby napisać: „Słuchajcie, ta książka jest bezsensowna, nudna, nie czytajcie jej, bo to strata czasu”. Cóż jednak napisać, skoro po lekturze czuję się w pewien sposób ubogacona. Bo czytanie „Ulissesa” to właściwie nie czytanie, a specyficzne doświadczenie obcowania z czymś, co nazwałabym nadliteraturą – bo Joyce zdecydowanie wychodzi poza ramy tego, co znane jest nam powszechnie jako literatura. Licząca sobie 900 stron powieść, której akcja rozgrywa się w ciągu jednego dnia, znajduje się na liście książek do przeczytania wielu moli książkowych. Bo wypada ją znać, bo jest wybitna, bo jest wyzwaniem. Jednak znacznie więcej osób nigdy po tę książę nie sięgnie, bo jest za gruba, za trudna, zbyt ambitna. Albo po prostu dlatego, że nie wie o jej istnieniu. Zakładam jednak, że osoby czytające tę recenzję, mają choćby mgliste pojęcie, czym jest „Ulisses”. Nie przedłużając, na nurtujące potencjalnego czytelnika pytanie odpowiadam już teraz: osobiście, uważam że „Ulisses” nie jest książką, którą trzeba/wypada/powinno się przeczytać (o ile nie jest się doktorem literaturoznawstwa, rzecz jasna). Ale z pewnością nie należy podważać jej znaczenia dla literatury. Bez tej powieści mogłoby nie być książek Masłowskiej, Murakamiego i wielu innych.

Przyznam jednak szczerze, że ja sama zrozumiałam kluczowe „co autor miał na myśli” dopiero w okolicach strony 897. Na tej stronie wznowienia wydanego właśnie przez Znak, rozpoczyna się posłowie autorstwa tłumacza „Ulissesa”, Macieja Słomczyńskiego. Translacja zajęła mu dwanaście lat, przy czym nie była to praca jedynie ze słownikiem polsko – angielskim w ręku, lecz polegająca na bardzo wnikliwych badaniach zagranicznych . Jeśli jest więc ktoś, kto wie co Joyce miał na myśli, pisząc „Ulissesa”, to z pewnością Słomczyński. Nieżyjący już tłumacz Szekspira (i pisarz – to on stoi za pseudonimem Joe Alex) nosił się nawet z zamiarem wydania publikacji objaśniającej dzieło Joyce’a strona po stronie. Myślę, że ta książka byłaby wydarzeniem na miarę pierwszego ukazania się drukiem „Ulissesa” właśnie. Ale już te kilka stron objaśnień zamkniętych w prostych i rzeczowych słowach to najlepsze zwieńczenie tej powieści, jakie tylko polski czytelnik mógł otrzymać. Bo zrozumieć „Ulissesa” bez objaśnień to nie lada wyczyn. A samo podjęcie się lektury to wyzywanie. Czytając nieustannie towarzyszy nam bowiem pytanie „ale o co chodzi?”. I drugie, nieuniknione, gdy ma się do czynienia z tak eksperymentalną prozą: „czym ten Joyce był zamroczony, że wypisywał takie bzdury?”. Ale po przeczytaniu posłowia (które być może lepiej byłoby zamieścić na samym początku książki) wszystko staje się jasne. No, przynajmniej jaśniejsze. Jak wspomniałam, akcja książki rozgrywa się w ciągu jednego dnia, dokładnie 16 czerwca 1904 roku w Dublinie. Zamiarem autora, jak pisze Słomczyński było „ukazanie całej ludzkości na przykładzie jednego człowieka”. A jak dodają inni literaturoznawcy, także ukazanie całego życia człowieka przez pryzmat jednego dnia. Autor nie bezzasadnie nawiązuje także już w samym tytule do „Odysei” Homera. „Ulisses” jest jej swobodną parafrazą. Jego główny bohater, Leopold Bloom uosabiać ma Odyseusza. Żona Blooma to odpowiednik Penelopy, a Stefan Dedalus – Telemacha. Również poszczególne epizody powieści odpowiadają fabule „Odysei”. Przeciętny czytelnik, który nie może się pochwalić znajomością eposu Homera, raczej jednak tego nie zauważy. W oczy za to od razu rzucają się nowe techniki opowiadania. To przede wszystkim nowatorstwo językowe, ortograficzne i stylistyczne sprawia, że „Ulissesa” czyta się mozolnie i bez zaangażowania. Joyce chciał „ukazać umysł ludzki w akcji”. W tym celu posługuje się tzw. strumieniem świadomości, monologiem wewnętrznym postaci, który pozwala na dosłowne wejrzenie w umysł bohatera. A w tym umyśle znajdują się jednocześnie w tej samej chwili przypadkowe skojarzenia, nagle powracające wspomnienia, lęki, nadzieje, podświadome pragnienia. Joyce całkowicie oddaje głos umysłom swoich bohaterów, stąd ich monologi wydają się chaotycznym bełkotem. „Ulisses” to w tym kontekście z pewnością doskonały materiał do badań dla językoznawców. Joyce tworzy takie neologizmy jak „Eglintonoczy” (oczy mężczyzny o nazwisku Englinton), „wstydliwojasne” (kolor oczu) czy bodaj najciekawszy „obrzękołoszyndrutoblasksmok”. Znamienne jest też urywanie zdań czy pojedynczych wyrazów. Czyż jednak sami w naszych głowach czasem tego nie robimy? Interpunkcja, rytm, grafika tekstu służą, wydawałoby się, nieosiągalnemu – jak najdoskonalszemu oddaniu zjawisk, ukazaniu prawdy obiektywnej. Joyce założył sobie, że w tym celu musi odrzucić wszelkie konwencje. Słowo nie jest więc dla niego żadną świętością.

Joyce zresztą nie znał chyba żadnych świętości. „Ulisses” został w swoich czasach (ukazał się drukiem w 1922 roku) uznany za książkę bluźnierczą i kontrowersyjną. To książka zdecydowanie bardzo odważna jak na swoje czasy. Trzeba sobie powiedzieć szczerze, że podczas czytania nie sposób pozbyć się wrażenia, że to książka głównie o seksie, zboczeniach, dewiacjach i rozwiązłości. Tematyka ubrana może w ładne słowa, zawoalowana, a jednak odrzucająca, a nie odurzająca czytelnika. Podtekst seksualny niektórych fragmentów kiedyś szokował, dziś chyba raczej obrzydza. Główny bohater, rozpustnik jakich mało, nie zaskarbia sympatii czytelnika śliniąc się na widok każdej kobiety. Myślę, że miedzy innymi z tego względu „Ulisses” może zwyczajnie irytować.

Na jakie trudności trzeba się jeszcze przygotować zamierzając przeczytać „Ulissesa”? Problemy może rodzić odmienność stylistyczna poszczególnych epizodów. Są tu obszerne kawałki pisane językiem staroangielskim, długi epizod stylizowany na dramat szekspirowski (duch Szekspira unosi się zresztą nad całością dzieła, widoczna jest szczególnie fascynacja Hamletem) czy epizod pisany na zasadzie pytań i odpowiedzi. Skupienia wymaga też wieńczący dzieło monolog wewnętrzny Molly pozbawiony znaków interpunkcyjnych. Uznawany jest za najdoskonalszy i niedościgniony wzór takiego monologu. Niemniej, nawet jeśli rodzi trudności w odbiorze, owo zróżnicowanie formalne poszczególnych części książki to kolejny sukces Joyce’a i coś, co jednak należy docenić. „Ulisses” to także liczne aluzje z dziedziny religii, muzyki, literatury czy filozofii, które trudno wychwycić nam, nie mającym bogatej wiedzy z zakresu kultury anglosaskiej. Z jednej strony świadczą o erudycji autora, z drugiej powodują jeszcze większy chaos w głowie czytelnika.

Dwubiegunowe podejście do „Ulissesa” jest nieuniknione. Jednoznaczna ocena opus magnum Joyce’a wydaje mi się niemożliwa. Bo mimo wszystkich jej zasług: czy powieść nie powinna być czytana dla przyjemności? Nawet jeśli tematyka jest trudna i bolesna, książka jest w stanie sprawiać przyjemność – sposobem narracji, językiem autora, charakterem głównego bohatera. Jestem pewna, że dla większości czytelników „Ulissesa” jego lektura nie była jednak przyjemnością. Bo prawdę mówiąc – bohaterowie robią tu trzy rzeczy: rozmawiają o seksie lub o nim myślą, wymieniają nic nieznaczące uprzejmości albo obmawiają innych. To nie jest ani wciągające, ani interesujące ani pouczające. Czy więc warto czytać książkę tylko po to, by się zapoznać z czymś, co tak naprawdę nie niesie wiele treści, a jedynie jest formalnym eksperymentem? Czy warto pozwolić, by skradł on wiele godzin naszego życia? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Jedno jest pewne – ta książka zmienia sposób patrzenia na literaturę.

Malwina Sławińska

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Poczekaj, szukamy dla Ciebie najlepszych ofert

Pozostałe księgarnie

Informacja