rozwiń zwiń

„Miłość w Tychach: Psiapsióły” czyli opowiadanie związane z serią Gosi Lisińskiej

LubimyCzytać LubimyCzytać
06.05.2021

Z okazji premiery książki „Włoskie ciacho”, czwartego tomu serii „Miłość w Tychach”, specjalnie dla czytelników lubimyczytać.pl Gosia Lisińska wraz z Wydawnictwem Inanna przygotowała opowiadanie związane z serią.

„Miłość w Tychach: Psiapsióły” czyli opowiadanie związane z serią Gosi Lisińskiej

Włoskie ciacho Lisińska[OPIS WYDAWCY] Czy słodycze szkodzą? Czy przeciwnie: sprawiają bezgraniczną rozkosz?

I czy Emilia znajdzie odpowiedź na to pytanie w ramionach pewnego niezwykle seksownego Włoskiego Ciacha?

Oto historia pełna namiętności, ale i zabawnych wydarzeń, która nie pozwala czytelnikowi się oderwać aż do ostatniej strony.

Wróć do Tychów, by poznać brata Roberto, bohatera „Pikantnie po włosku”.

Specjalnie dla czytelników serwisu lubimyczytać.pl Gosia Lisińska wraz z Wydawnictwem Inanna przygotowała związane z serią opowiadanie. Jego fragment przeczytacie poniżej, natomiast link do całego opowiadania znajduje się na końcu aktualności. Miłego czytania!

Miłość w Tychach: Psiapsióły

Tośka biegała jak szalona między drzewami. Zatrzymywała się tylko na moment, żeby nabrać pewności, że wciąż jestem w zasięgu wzroku i podziwiam jej wygłupy. Cholera, szczeniaczek, myślałby kto. Babsko miało już pięć lat, ale jakoś nie potrafiło dorosnąć.

– Tośka! Do nogi! – wrzasnęłam, absolutnie świadoma, że i tak mnie zignoruje. Była rozpuszczona jak dziadowski bicz.

Suka zamachała ogonem, po czym podskoczyła radośnie i rzuciła się w kierunku stawu.

– Nie!!! Tośka! Stój!!! – Próbowałam ją zatrzymać.

Łatwiej byłoby unieruchomić pędzącego nosorożca, niż powstrzymać mojego psa przed wskoczeniem do zaszlamionej dziury pośrodku leśnej polany na wyrost nazywanej stawem.

– Jasna cholera!

Podbiegłam do brzegu i bezradnie przyglądałam się, jak moje słodkie zwierzątko tapla się w błocie. Świadomość, że będę musiała wsadzić ją do samochodu, żeby dowieźć do domu, niemal wycisnęła mi łzy z oczu. Szlag by to ciężki trafił. Co też mnie podkusiło, żeby skręcić z paprocańskiego deptaka w las, a potem spuścić głupiego kundla ze smyczy? Znowu tapicerka do czyszczenia. A mogłam wybrać się z Kaśką na zakupy do galerii, zamiast latać po lesie. Mogłam? Mogłam. Kalorii bym pewnie spaliła tyle samo. A może i więcej, głównie na tłumaczeniu przyjaciółce, że nie, nie kupię tej wydekoltowanej kiecki, bo nigdy jej nie założę. I tak, wiem, że mam co pokazać, ale i tak tego nie zrobię. O!

Dobra, nie znosiłam galeryjnych rajdów, ale bardziej nienawidziłam odbłacania samochodu.

Tosia tymczasem, kompletnie nieświadoma mojej rozpaczy… ewentualnie mająca ją głęboko w wielkim czarnym nochalu… właśnie przewróciła się na plecy. Taaa, trzeba zadbać, żeby całe futro było równomiernie uwalone. Nie dajcie, psi bogowie, żeby choć kawalątek został czysty.

– Tośka! Wyłaź! Durne bydlę! Zły pies! Zły!

Zły pies miał głęboko pod ogonem moje utyskiwanie jeszcze dobrych kilkadziesiąt sekund. Ponieważ jednak miał zdolność koncentracji muchy na speedzie, wkrótce uznał, że tarzanie się w szlamie jest nudne. Podskoczył jeszcze raz, po czym zamarł ze wzrokiem wbitym we mnie.

Cholera, niedobrze.

– Nie! Tośka, nie próbuj…

Znacie tę teorię, że dzieci nie słyszą słowa „nie”, więc należy stawiać im ograniczenia bez użycia negacji? Cóż, zdaje się, że psy mają podobnie. Tośka najwyraźniej usłyszała tylko ostatnie słowo i potraktowała to jak zaproszenie. Zobaczyłam błysk w tych pozornie smutnych, wielkich, ciemnych ślepiach i wiedziałam, że mam przesrane.

– Nie!

Ale pies już biegł do mnie. Wielka kula brunatnego, cieknącego błota kołysząca radośnie ogonem.

– Kuuuurrr…!!! – zdążyłam krzyknąć, nim przewróciła mnie na ścieżkę i zaczęła z czułością się do mnie tulić. Czterdzieści kilo sierściucha i ze dwa szlamu.

Przez minutę, może dwie, próbowałam ją odgonić. W końcu dałam za wygraną. Opadłam na plecy i leżałam, gapiąc się tępo w prześwitujące przez liście niebo, a pies podskakiwał wokół mnie. Piszczał jak szalony, poszczekiwał i znowu piszczał. Co jakiś czas pacał mnie łapą, delikatnie, żeby nie zrobić mi krzywdy, albo szturchał nosem…

– Nic pani nie jest?

Niski męski głos wyrwał mnie z marzeń, że jestem gdzieś daleko od Tychów, w jakimś cudownym wspaniałym miejscu, nieupieprzona błotem, że nie muszę w tym stanie wsiąść do firmowego samochodu, który będę potem szorowała godzinami, zapewne bezskutecznie. Westchnęłam ciężko, po czym powoli usiadłam.

Gosia Lisińka

Całe opowiadanie dostępne jest na stronie internetowej wydawnictwa Inanna.

Znajdziecie tam również opcję pobrania opowiadania (archiwum ZIP, a w nim trzy formaty: PDF, MOBI oraz EPUB) dla wygodniejszego czytania.

Książka „Włoskie ciacho”, czwarty tom serii „Miłość w Tychach” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 06.05.2021 12:17
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post