rozwiń zwiń

Kto by nie chciał być tajnym agentem? „Szkoła szpiegów“ Stuart Gibbs

Adam Jastrzębowski Adam Jastrzębowski
07.05.2021

Pościgi, broń, prawdziwi ninja, tajna szkoła i nielicha intryga. Pierwszy tom porywającej i szalonej serii powieści szpiegowskich dla młodych czytelników. A może przyszłych tajnych agentów?

Kto by nie chciał być tajnym agentem? „Szkoła szpiegów“ Stuart Gibbs

Przysięgając na mały paluszek: kto nigdy nie chciał zostać tajnym agentem? Takim wiecie, jak ze szpiegowskich seriali i hollywoodzkich filmów. Przystojnym (a jakże!), ubranym w drogi garnitur i wypachnionym najdroższymi perfumami, przemieszczającym się wypasionym autem. Do tego oczywiście wysportowanym i dysponującym nowoczesną bronią. Jednym słowem – bardziej w typie flemingowskiego Bonda (w filmowym wcieleniu Brosnana lub Daniela Craiga) niż znanego z powieści Johna le Carré’a George'a Smileya. Ja – oczywiście, że chciałem! Wyobrażałem sobie, że rozwiązuję skomplikowane zagadki i uczestniczę w tajnych misjach. I chociaż światem, w którym rozgrywała się fabuła tych przygód, było tylko zwykłe osiedle, sąsiednie bloki, place zabaw i osiedlowe górki, to dzięki wyobraźni moje możliwości jako agenta były nieograniczone.

Ta jak niczym nieograniczone są przygody Benjamina Ripleya, głównego bohatera cyklu szpiegowskich książek dla dzieci, nowego na polskim rynku. Za oceanem licząca już dziewięć powieści seria Stuarta Gibbsa jest chętnie wybierana do czytania przez młodzież, a także zdobywa liczne nagrody.

Szkoła szpiegów

Zwłaszcza że sam Ripley jest jednym z „chłopaków z sąsiedztwa”. Nieszczególnie przystojny, jak sam o sobie mówi już w pierwszym rozdziale, i z pewnością nie tak sprawny fizycznie, jak najlepsi agenci na świecie. Za to obdarzony uzdolnieniami matematycznymi. W wyniku intrygi młody chłopak dostaje się niespodziewanie do tajnej szkoły agentów, położonej w Waszyngtonie nad Potomakiem, nieopodal słynnej siedziby Centralnej Agencji Wywiadowczej w Langley. Z początku młodemu Benowi wydaje się, że chwycił byka za rogi, spełni swoje młodzieńcze marzenie i będzie mógł wyglądać jak Alexander Hall – wprowadzający go do szkoły prawdziwy agent, nienagannie ubrany i roztaczający wokół siebie szpiegowską aurę. Szybko okazuje się, że Ripley jest po prostu przynętą. Dzięki jego pomocy (a może raczej: wykorzystując jego młodzieńczą naiwność) CIA pragnie złapać groźnych złoczyńców. Następnie... następnie nie będę już zdradzał kolejnych szczegółów zakręconej i szalonej fabuły stworzonej przez autora Stuarta Gibbsa. Wspomnę tylko, że na blisko trzystu stronach książki pojawiają się pościgi, wojownicy ninja, strzelaniny (paintballowe i na jak najbardziej realne pociski!), tajne przejścia, podziemne korytarze i zakonspirowane bunkry. Porządna sensacyjno-szpiegowska zabawa.

Bo „Szkoła szpiegów” Stuarta Gibbsa poza samą fabułą, to również zabawa gatunkiem. Amerykański pisarz z lubością żongluje wszystkimi wyobrażeniami i konwencjami, kojarzącymi się z hasłem „szpieg”. Jest przystojny, koniecznie w drogim garniturze agent w typie Jamesa Bonda, który przygód przeżył tyle, że starczyłoby na masę sensacyjnych filmów. Zresztą nazwisko autorka książek o Bondzie, Iana Fleminga, również pojawia się w książce. To właśnie „Flemingami” nazywani są ci z młodych adeptów tytułowej szkoły, którzy chcieli dostać się do niej właśnie pod wpływem książek brytyjskiego pisarza. Jest piękna agentka (w tej roli Erica, wyśmienita uczennica, a także córka Alexandra), przełamująca stereotypy o tym, że bycie agentem to „męska robota”. Jest nieudolny zarząd CIA (pod postacią dyrekcji szkoły), który młodym agentom rzuca kłody pod nogi. Oczywiście, jest i broń. Samochód uzbrojony w rakiety, karabiny maszynowe i pistolety w szkole, słowem: wszystko jak należy. Do fascynacji serią książek i filmów o Jamesie Bondzie sam autor przyznaje się na swojej stronie internetowej; jako mały chłopiec wyobrażał sobie, że urodził się w rodzinie najlepszego agenta Jej Królewskiej Mości i jako jego syn – agent 006,5 – przeżywa podobne przygody co swój (wyimaginowany) ojciec.

Szkoła szpiegów

Książkowo-filmowych nawiązań w książce Stuarta Gibbsa nie trzeba szukać jedynie wśród opowieści szpiegowskich. Przecież sama szkoła, do której nie można się ot tak zapisać i w której uczą dziwnych rzeczy, zupełnie innych niż te normalne, a na uczniów czyhają niebezpieczeństwa, przypomina najsłynniejszą szkołę w literaturze dziecięcej i młodzieżowej – Hogwart! Zwariowani nauczyciele, rozbudowana sieć połączonych tajnymi przejściami budynków i sal wykładowych przypominających jako żywo korytarze w Szkole Magii... Okazuje się, że szpiegostwu (przynajmniej temu w wydaniu filmowo-sensacyjno-dziecięcym) jest bardzo blisko do czarodziejstwa. Nawet przedmioty wykładane w szkole nie są przecież normalną historią i geografią, a na przykład Wprowadzeniem do samoobrony - czyli odpowiednikiem hogwartowskiej Obrony przed Czarną Magią. Różnica jest jednak choćby taka, że nad Potomakiem nie latają na miotłach, a quidditcha musiała zastąpić paintballowa rozgrywka.

Skoro wymieniam w porównaniach Hogwart i filmy z Jamesem Bondem, nie będzie wielkim zaskoczeniem, że opisana w książce historia musi być wzięta w cudzysłów. Nie jest to reportaż ani poprzedzona wnikliwym researchem powieść sensacyjna, w której każde zdarzenie mogło wydarzyć się naprawdę. Zamiast zastanawiać się nad realnością książki, nad tym, czy to wszystko miało prawo się wydarzyć, lepiej dać się unieść i płynąć wraz z akcją. Płynąć, dodajmy, z przyjemnością. Zwłaszcza że nie należy zapominać, że „Szkoła szpiegów” adresowana jest do… dzieciaków. Tych samych, którzy Harry’ego Pottera czytają z wielką chęcią i, dzięki swojej wyobraźni, nie muszą zastanawiać się nad (nie)prawdziwością wydarzeń.

A czy młodym chłopcom i młodym dziewczynkom „Szkoła szpiegów” będzie się podobać? Oczywiście! Gdy mój syn zobaczył okładkę książki Gibbsa, spytał, co czytam. Gdy opowiedziałem mu pokrótce fabułę, wykrzyknął, że to brzmi super i koniecznie mam mu pożyczyć Szkołę szpiegów, gdy już skończę. W końcu kto by nie chciał zostać kiedyś tajnym agentem?

Przeczytaj fragment książki „Szkoła szpiegów”

Szkoła szpiegów

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka dostępna jest w formie papierowej, ebooka, a także audiobooka – przygody Bena brawurowo czyta aktor Mateusz Grydlik.

Artykuł na podstawie książki „Szkoła szpiegów” we współpracy z wydawnictwem Agora


komentarze [6]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Eisou 13.05.2021 21:48
Czytelniczka

Czy tylko mi to przypomina "CHERUBA"?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Kopciuszek_xxi 09.05.2021 10:34
Czytelniczka

Chyba każdy w dzieciństwie miał takie marzenia żeby być detektywem. Pamiętam zabawy z kuzynką w tajne agentki 😂 jak mamie podbierałyśmy szminki i lusterka składane, które służyły za wysokiej jakości sprzęt szpiegowski 🙈

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Jerico 08.05.2021 19:32
Czytelnik

Historie szpiegowskie to moje klimaty. Niestety książka nie dla mnie. Dzieciaków jeszcze nie mam, a sam nie jestem w stanie czytać żadnych młodzieżowych historii o szpiegach, bez rżenia z absurdów i naiwności tego rodzaju literatury, typu szkoła dla nastoletnich szpiegów (powierzanie dzieciakom tajemnic państwowych i misji ratowania świata, bo żaden dorosły agent nie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Patrycja 07.05.2021 22:57
Czytelniczka

Czujemy, że to książka na naszą miarę.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Agnieszka Żelazna 07.05.2021 17:49
Czytelniczka

Świetna sprawa dla dzieciaczków

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Adam Jastrzębowski 04.05.2021 21:28
Bibliotekarz | Oficjalny recenzent

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post