Czy miłość wystarczy, by pokonać system? Weź udział w akcji recenzenckiej „7th Heaven“

LubimyCzytać LubimyCzytać
27.09.2023

Czy dystopia jest niebezpieczną wizją przyszłości? Anna Levi zaprasza do 7th Heaven, do klubu na granicy światów. Poza megapolis nie ma życia, ekosystem upadł, a ci, co odłączą się od sieci, nie mają szans na przeżycie. Czy w takiego rodzaju książkach jest miejsce na miłość i walkę z systemem? Gdzie znajduje się granica między utopią a dystopią? Jak zdefiniować szczęście, kiedy wolność jest tylko fatamorganą? Na te i inne pytania Dominice Gołowin odpowie autorka książki „7th Heaven” Anna Levi.

Czy miłość wystarczy, by pokonać system? Weź udział w akcji recenzenckiej „7th Heaven“

[Opis wydawcy] 7th Heaven. Światła i neony. Klub na granicy światów. Szara strefa między tym co legalne, a tym, co schowane na najniższych poziomach Datury. Między luksusowym światem porządnych, zaczipowanych obywateli i bezSENnych wyrzutków funkcjonujących poza systemem. Jedyne miejsce, w którym szukająca wrażeń dziewczyna może spotkać chłopaka z półświatka. Jedyne, w którym znikają konwenanse, a pojawiają się nowe, ekscytujące pragnienia. Jedyne, w którym można spróbować harmali – słynnego kwiatu pustyni, źródła psychodelicznych doznań…

Kiedy Conifer, drobny łotr i oportunista, dostrzega Yararę, wyglądającą na nadzianą pannę z elit, węszy w niej łatwy łup. Nawet nie przypuszcza, w jakie kłopoty wpakuje go ta znajomość. Wkrótce oboje będą zmuszeni uciekać przed krwiożerczym syndykatem i permanentną inwigilacją wszechobecnej sieci. Tylko dokąd, skoro poza megalopolis nie ma życia, ekosystem upadł, a w powietrzu szaleje śmiertelny wirus? Chyba że prawda okaże się zupełnie inna… Czy w dystopijnym świecie miłość wystarczy, aby wygrać z systemem?

Szalona, cyberpunkowa opowieść o tęsknocie za wolnością, buncie przeciw zastanym normom i miłości ponad podziałami, w świecie kontrolowanym przez korporacje.

Wywiad z  Anną Levi, autorką „7th Heaven”

Dominika Gołowin: Zanim zaprosimy czytelników do bram 7th Heaven, porozmawiajmy o gatunku. Czy dystopia jest naprawdę niepokojącą wizją przyszłości?

Anna Levi: Kiedy mówię o tym, czym jest dystopia, zawsze zaczynam od tego, że uważam ją za krzywe zwierciadło, odbijające naszą obecną rzeczywistość… a może nawet Czarne Lustro, że tak pozwolę sobie nawiązać do serialu, który pokazuje te aspekty naszego świata, które mogą ewoluować w bardzo niepokojącym kierunku. Bardzo bliski jest mi cytat z Gibsona, poniekąd ojca gatunku, którym jest cyberpunk - ”przyszłość jest teraz, tylko nierówno rozłożona.”

Uważam więc, że dystopia jest nawet nie o tyle jedynie niepokojącą wizją przyszłości, ale raczej przestrogą. Rozglądam się dookoła i widzę zarówno siebie, jak i rzesze ludzi podłączonych do sieci, wycofujących się z rzeczywistego świata. Obserwuję, jak bardzo przenosimy międzyludzkie kontakty w wymiar cybernetyczny i aż trudno jest mi uwierzyć, jak szybko dokonał się ten postęp. Urodziłam się i wychowałam w świecie bez Internetu - byłam już nastolatką, kiedy ten dostęp się rozpowszechnił, kiedy pojawiło się gadu-gadu i pierwsze czaty, a z Internetem łączyło się przez telefon i słono płaciło się za każdą minutę (a cały dom nie mógł wtedy używać telefonu). Czasem wydaje się, jakby to było w zupełnie innym życiu.

Zaczytywałam się wtedy w książkach klasyków - sięgnęłam po mroczną wizję Orwella, jaką roztoczył w Roku 1984, po Nowy Wspaniały świat Huxleya, a potem też po opowiadania Philipa K Dicka i niezliczone książki Lema. Pamiętam, że miałam wrażenie, że te wizje są kompletnie odległe, że nic z tych rzeczy nigdy nie będzie miało miejsca i że są to wizje fantastów, których umysły wybiegają daleko poza naszą rzeczywistość i jej możliwości - w przyszłość, która - jeśli w ogóle kiedyś nadejdzie - to na pewno nie za mojego życia. Tymczasem ledwie dwadzieścia lat później znalazłam się w miejscu, które niepokojąco przypomina wiele tamtych scenariuszy i dąży do zrealizowania kolejnych. Postęp technologiczny przyspiesza coraz bardziej, a my jesteśmy świadkami kolejnych przełomów, jak choćby rewolucja AI, której jesteśmy obecnie świadkami. Sama czasem boję się zapytać, co będzie następne? 

Kiedy pisałam „7th Heaven”, miałam wrażenie, że wiele elementów, które wprowadzam, zdążyły pojawić się już w trakcie mojego pisania książki (krąży plotka, że Elon Musk testuje implanty neuronowe); niektóre zostały zainspirowane faktycznymi nowinkami (jak zespoły składające się z holograficznie wyświetlanych na scenie członków), a inne wydają się już niemal na wyciągnięcie ręki. Niektóre z nich z pewnością przeniosą nas na kolejny poziom cywilizacyjnego rozwoju, ale nie ma się co oszukiwać, że zostanie to okupione ogromną ceną - braku anonimowości i coraz większego społecznego rozwarstwienia. 7th Heaven to wprawdzie książka pełna akcji i emocji, ale nie dajcie się zwieść, bo pod neonową warstwą fabuły staram się zadać pytania o to, dokąd nas to wszystko właściwie prowadzi?

Bardzo chciałem w to wierzyć. Bo jeśli sztuczna inteligencja miałaby wykazywać się wyższymi uczuciami niż żywi ludzie, to już po nas.

„7th Heaven” 

Miłość ponad podziałami, ponad systemem. Nie dałaś swoim bohaterom ani momentu wytchnienia. Walka z systemem i uczucie, które powoli kiełkuje. Jak myślisz, czy jesteśmy w stanie wyłączyć uczucia, gdy wchodzi w grę walka o lepsze jutro?

Uczucia są tym, co definiuje nas jako ludzi. Uczucia to nasze człowieczeństwo. Można więc właściwie powiedzieć, że walka o wolność i o lepsze jutro to właśnie walka o uczucia. Nie możemy ich wyłączać i nigdy tego nie powinniśmy robić, bo w ten sposób pozbędziemy się tego, o co w pierwszej kolejności zaczęliśmy walczyć. Wydaje mi się, że to jest właśnie to, do czego dąży system - wyzuci z uczuć, anonimowi obywatele, będący częścią roju. Zawsze posłuszni, zawsze gotowi do pracy, karmieni papką (zarówno dosłownie jak i w przenośni) i bezmyślnie przewijający ekrany telefonów. Stado owiec kierowanych przez elity - tę śmietankę, która będzie sobie mogła pozwolić na życie w luksusie.

„7th Heaven” jest wprawdzie opowieścią o walce z systemem, ale jest też opowieścią o miłości – jedno nie musi wykluczać drugiego. Wierzę, że miłość jest siłą napędową wszechświata. Miłość rodzicielska, przyjaźń, miłość do zwierząt, do naszej planety, a nawet czyste uwielbienie życia - to pcha nas do walki o lepsze jutro. Uważam, że wolność i miłość to dwie nadrzędne wartości, które są prawem każdego człowieka, a jednocześnie stanowią największą siłę. Zawsze należy o nie walczyć. Bez nich zwyczajnie nie będzie jutra.

– Wiesz, Conifer, czasem… czasem się zastanawiam, na ile moje uczucia są prawdziwe, a na ile zostały zaprogramowane.

„7th Heaven” 

Nie wszyscy mieszkańcy Datury i innych megapolis tęsknią za wolnością. Bycie kontrolowanym, gdzie bez implantu neuronowego SEN, czyli Syntetycznego Emulatora Neuronowego, nie mogą nic kupić, poruszać się, porozumiewać, zwiększa ich poczucie bezpieczeństwa. Czy widzisz siebie jako mieszkańca megapolis, który musi podporządkować się systemowi?

Ja chyba jestem za mało odważna i zbyt wygodna - znając siebie, nie zdecydowałabym się na bezSENne życie… a przynajmniej nie dla samej idei walki z systemem. Gdyby jednak na szali stanęło bezpieczeństwo albo życie moich najbliższych, pewnie nawet bym okiem nie mrugnęła. Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono - te słowa Szymborskiej bardzo zapadły mi w serce -  ale ja naprawdę bardzo nie chcę tego sprawdzać.

W mojej książce bez implantu nie można nic kupić, nie można się porozumiewać ani dostać się w wiele miejsc - ale czym właściwie różni się to od współczesnych czasów? Jeśli nie masz telefonu, po którym można Cię wszędzie namierzyć, wiele nie załatwisz. Jeśli nie masz konta bankowego, możesz załatwić sobie co najwyżej pracę na czarno. Jeśli nie masz social mediów, często nie masz jak porozumieć się ze znajomymi. Zauważ, dla ilu ludzi jedynie ich konta na SM są źródłem utrzymania. Gdyby te osoby z jakiegoś powodu zostały odłączone od swoich kont, albo gdyby te SM padły (co przecież kiedyś stało się na jeden dzień i wywołało ogólnoświatową panikę), to ci ludzie zostają z niczym. Wszystko, co mozolnie budowali przez lata, jest czysto wirtualne i w zasadzie może zniknąć w każdej chwili, jest tak ulotne. Nie wiem jak ciebie, ale mnie to trochę przeraża.

Jako dziewczyna z miasta, gadżeciara kochająca nowinki technologiczne i żyjąca z laptopem pod pachą, nie wiem, czy w ogóle potrafiłabym się teraz tak zupełnie odłączyć od sieci, by prowadzić taki prawdziwy slow life. Chwilowo próbuję przynajmniej z tym świadomie walczyć, małymi codziennymi drobiazgami - na przykład odkładam telefon na czas posiłków. Staram się na co dzień celebrować uważność. 

Yarara i Conifer nie mają łatwego zadania… Kontrola jest bezgraniczna, a Yarara można powiedzieć, że jest skarbem Datury. Czytelnicy niech sami się przekonają, jakie sekrety skrywają nasi bohaterowie. Utopijna wizja przyszłości, a może senne marzenia - jak więc zdefiniować szczęśliwe zakończenie dla bohaterów „7th Heaven”? O co walczyć i czy zawsze pozostaje nam nadzieja? 

– A co, jeśli życie jest po prostu sumą strachów? – Cichy szept zdawał się ciężki, dławiący. –  Tylko niektóre z nich są po prostu silniejsze niż inne?

„7th Heaven” 

Ci, którzy czytali moje poprzednie książki wiedzą, że specjalistką od happy endów to ja nie jestem - tym razem jednak chciałam dać bohaterom więcej nadziei na końcu ich podróży, tym bardziej że musieli przejść przez naprawdę wiele. Wprawdzie ich przygody wcale nie będą stanowić końca problemów toczących świat - ale tego chyba nigdy nie da się osiągnąć, prawda? Zawsze pojawia się nowy problem, nowa grupa u władzy, nowy system - a najgorsze, że wybierać trzeba czasem między złem a mniejszym złem.

Na pewno ich działania i dążenia nie są jedynie wizją, która może pozostać w sferze marzeń i mam nadzieję, że nie raz udowodnią swoją odwagę i determinację w dążeniu do wprowadzenia realnych zmian, ale i z tym trzeba uważać, bo rewolucja niejednokrotnie zjada własne dzieci…

Wybrałaś naprawdę ciężki gatunek literacki. Pisanie dla młodzieży i tworzenie świata fantastycznego, gdy nasza szara rzeczywistość jest pozbawiona zaawansowanych technologii, jest sporym wyzwaniem. Musiałaś wymyślić wiele rzeczy od podstaw, a jeszcze przelać to na papier, aby było to i opisać je w sposób zrozumiały dla młodszego czytelnika, do którego skierowana jest ta książka… Czy pisanie dla młodzieży jest dla ciebie trudniejsze? Czym różni się od tworzenia świata dla dorosłych? Co jest dla Ciebie najważniejsze w takich powieściach?

Uważam, że młodzież to po prostu młodzi dorośli i tak ich traktuję - w zasadzie „7th Heaven” różni się od powieści dla dorosłych jedynie brakiem pikantnych scen. Sama w tym wieku czytałam przede wszystkim książki dla dorosłych, więc nie sądzę, że jest to wiek, w którym trzeba inaczej ujmować zagadnienia, żeby stały się zrozumiałe. Wydaje mi się raczej, że młodzież szuka odpowiedzi, ale nie lubi, żeby im te odpowiedzi wpychać do gardła. Myślę, że raczej chodzi o to, żeby zadać pytania, nad którymi się zastanowią.

Właśnie tym charakteryzuje się wartościowa literatura młodzieżowa. Pozwala pokoleniu, które przejmuje od nas pałeczkę, zastanowić się, w jakim kierunku chcą podążać, czego szukają w życiu i w jakim świecie chcą żyć. To oni teraz będą ten świat kształtować i to oni muszą teraz znaleźć głos swojego pokolenia. Możemy, bazując na własnym doświadczeniu, pokazać im błędy, które sami popełniliśmy i opowiedzieć o nadziejach, które w sobie nosimy… a reszta pozostaje w ich rękach.

Jeśli zaś chodzi o język, w żadnym wypadku nie uważam, że powieści młodzieżowe powinny być pisane prostszym językiem, czy też infantylizowane. Cenię sobie bardzo literaturę, której autor podchodzi do młodego czytelnika z pełnym szacunkiem i traktuje go jako pełnoprawnego partnera do rozmowy.

Młodzież zasługuje na pełnowartościową literaturę, na książki, których nie zapomną i które zostawią ich z pytaniami i staną się inspiracją do szukania odpowiedzi. Mam nadzieję, że w przypadku „7th Heaven” pytania dotyczące przyszłości naszego świata, naszego człowieczeństwa i zagrożeń związanych z postępem technologicznym i sztuczną inteligencją, także poruszą czytelników i pozostawią ich z takimi rozważaniami.

Czym zachęcić młodzież do czytania? Jak myślisz, co jest dla nich swoistą przynętą do czytelniczego świata?

Wydaje mi się, że młodzież tak naprawdę dużo czyta! Może widzę tylko ułamek ich świata, ale szczerą radością napełnia mnie widok tłumów młodzieży na targach książki, widzę jaką popularnością cieszy się Booktok i Bookstagram, widzę czytających młodych ludzi w tramwajach, autobusach i na przystankach, a Empiki są pełne młodych ludzi przeszukujących półki i siedzących na wykładzinie przy regałach.

Na targach do największych bestsellerów ustawiają się takie kolejki, że ci ludzie czasem czekają godzinami na zakup premierowego tytułu lub spotkanie z ulubionym autorem! Powiedziawszy to, obserwuję, że chcą czytać to, co bliskie ich sercom. Chcą czytać o sobie, o problemach, z którymi się mierzą na co dzień i o tym, co toczy nasz świat. Potrzebują, żeby ktoś mówił ich głosem. Liczę na to, że udało mi się to osiągnąć w „7th Heaven”, że zobaczą siebie w bohaterach, że będą dzielić ich uczucia, strachy i nadzieje, a świat, który tam zobaczą, sprawi, że zaczną sobie zadawać pytania o kierunek, w którym podąża nasza rzeczywistość. 

– Ale czemu chcesz z tym walczyć? To instynkt samozachowawczy. Wola życia. To właśnie czyni nas ludźmi. A jeśli ta iskra życia nie ma znaczenia, to co ma? – przedstawiłem swój punkt widzenia.
– Zwierzęta też mają wolę przetrwania. I rośliny. A jednak praktycznie wyginęły.

„7th Heaven” 

Który z bohaterów najczęściej buntował Ci się podczas pisania „7th Heaven”? Twoje postacie są przykładem buntowników, którzy mają jasno określony cel. Podejmują olbrzymie ryzyko, ba, czasem nawet czytelnik ma wrażenie, że robią coś, co ogół nazwałby niemożliwym. 

Wszyscy się buntowali! (śmiech) To jest w ogóle dość zabawne zjawisko, bo ja zawsze mówię, że moi bohaterowie w ramach powstawania książki zaczynają żyć własnym życiem. Robią rzeczy, których wcale nie planowałam albo nagle skręcają w alejkę, w którą nigdy nie mieli się zapuścić. Czasem w toku historii gdzieś zza rogu nagle wyskakują bohaterowie, których wcale nie planowałam, a postaci, które miały przewijać się gdzieś w tle wysuwają się na pierwszy plan - i odwrotnie. Czasem ktoś miał pełnić w powieści dużo większą rolę, a tu nagle mi umiera! I nie mówcie mi tylko, że to moja wina! (śmieje się)

Wprawdzie zawsze mam przygotowany plan powieści, ale muszę go modyfikować na bieżąco i dostosowywać się do tych nagłych zwrotów akcji, których wcale nie planowałam! Jest to na swój sposób fascynujące, jakbym była poniekąd przekaźnikiem tej historii - czasem kiedy czytam książkę podczas redakcji, czy nanoszenia poprawek, sama się zastanawiam, czy to naprawdę ja to napisałam?

Od innych autorów często słyszę podobne rzeczy, więc to chyba nie są tylko moje doświadczenia - i całe szczęście, bo mogłabym się bać, że cierpię na jakieś rozdwojenie jaźni. Niemniej, jest to faktycznie proces jakiegoś totalnego wchodzenia w inny wymiar.

Wbrew pozorom praca pisarza polega trochę na zamknięciu się w swoim świecie… Jak u Ciebie wyglądają te kulisy? Samotnie rozpracowujesz całą fabułę książki, długo opracowujesz jakiś pomysł czy ktoś Ci w tym pomaga? Który etap tego intrygującego procesu sprawia Ci najwięcej przyjemności?: dopracowywanie i research, pisanie, redakcję, promocję i odzew czytelników?

Tak, to jest totalne zamknięcie w innym świecie. Kiedy piszę, chodzę totalnie z głową w chmurach, do tego stopnia, że przestaję zauważać, co się dzieje dookoła mnie i myślę tylko o tym, co dzieje się w książce. Śnią mi się postaci i wydarzenia. To naprawdę nie jest łatwy czas ani dla mnie, ani dla mojej rodziny. Teraz już na pewno lepiej wychodzi mi przechodzenie między realnym światem a wymiarem książki, ale proces pisania mojej pierwszej książki to była jazda bez trzymanki. Pisałam nawet w tramwaju, na telefonie, i nie zliczę, ile razy przegapiłam przystanek. Naprawdę, klapki na oczach, zupełnie dosłownie. Kiedyś nie zauważyłam własnego męża, który wyszedł po mnie na przystanek z parasolem, bo padało…

Z drugiej strony to jest właśnie ten etap, który faktycznie sprawia mi najwięcej przyjemności - wejście w tę fazę, w której książka sama płynie, a ja tylko czekam na moment, kiedy będę mogła usiąść do klawiatury i sama z podekscytowaniem czekam na to, co wypłynie mi spod palców na klawiaturze. To naprawdę niesamowite uczucie, nie potrafię go porównać z niczym innym. Kocham to!

Redakcja z kolei to najbardziej mozolny proces… ale później obserwowanie, jak książka nabiera fizycznego kształtu, to coś naprawdę niezwykłego. Pierwsze spojrzenie na okładkę, na tytuł - potem wzięcie w ręce własnej książki pachnącej świeżym drukiem.

Uczucie, kiedy książka idzie w świat jest z kolei bardzo trudne – towarzyszy mu napięcie i oczekiwanie. Czy się spodoba? Jak zostanie przyjęta? Czy się sprzeda? Przyznam, że to wszystko po stokroć wynagradzają dobre słowa, wiadomości, w których czytam, że ktoś zarwał noc nad moją książką, że czyta ją po raz kolejny, albo że nie może o niej przestać myśleć od wielu dni. W końcu po to piszę - by oddać światu te historie, które siedzą we mnie i w mojej głowie. Piszę dla czytelników i to jest właśnie dla mnie największa motywacja - jeśli moja książka wpłynie choćby na jedną osobę, to ja już wiem, że było warto!

Nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć czytelnikom udanego pobytu w „7th Heaven”. Niech sami się przekonają, czy wygra uczucie, a może system…? Książka jest dostępna w księgarniach internetowych. Wielu emocji podczas lektury!

Rozmowę przeprowadziła Dominika Gołowin @zkotemczytane.

Kim jest Anna Levi?

Anna Levi – autorka „Trylogii Mocy i Szału”, przesyconej magią serii o wiedźmach i berserkerach, a także współautorka „Leksykonu Dzikich Kobiet”, ilustrowanego albumu o zmiennokształtnych kobietach z mitologii całego świata. Książki stanowią nieodłączną część jej życia i sfery zawodowej – jako tłumaczka przełożyła z języka angielskiego ponad 20 tytułów.

Wielbicielka mitologii, fantastyki i wszelkiego rodzaju niesamowitych opowieści z pogranicza grozy i horroru – od mrocznych baśni braci Grimm przez powieści Dana Simmonsa i filmy Ariego Astera. Inspiruje ją bogactwo ludowych wierzeń, lokalnych legend i tajemnic. Chętnie sięga po opowieści grozy skłaniające do dalszych poszukiwań.

Weź udział w akcji recenzenckiej

Dla użytkowników serwisu lubimyczytać.pl mamy do rozdania 20 egzemplarzy powieści „7th Heaven” Anny Levi!

Wystarczy przesłać link do dowolnej recenzji, którą umieściliście w serwisie Lubimyczytać, na adres: p.milner@wydawnictwo-jaguar.pl (w tytule maila wpisując: Akcja recenzencka „Loguję się do 7th Heaven!”).

Macie czas do 6 października.

Z nadesłanych zgłoszeń wydawnictwo wybierze 20 osób. Recenzenci zostaną o tym poinformowani do 13 października. Książki zostaną wysłane po przesłaniu danych adresowych przez laureatów.

Powodzenia!

Książka jest już dostępna w sprzedaży online

---

Artykuł sponsorowany


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 27.09.2023 14:30
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post